Na kłopoty aneksja
Rosjanie wieją za granicę nawet na hulajnogach. Branka zmieniła wszystko
Zeszłotygodniowa aneksja ukraińskich ziem ma przykryć wszystkie kłopoty. Takie tricki zawsze w Rosji działały. Pytanie, czy uda się znowu? Z kolei słowo „mobilizacja” snuło się po kremlowskich korytarzach już od dawna. Zwłaszcza po ostatniej klęsce i odwrocie spod Iziuma. Coraz głośniej mówili o niej generałowie. Trzeba więcej żołnierza, żeby wreszcie pogonić Ukraińców.
Putin spodziewał się, że dekret mobilizacyjny wywoła niezadowolenie. Nie było mowy, by wydał go przed 12 września, kiedy w kraju odbywały się wybory regionalne. Jednak dłużej zwlekać już się nie dało. Dziś na froncie walczą głównie żołnierze kontraktowi, ale ich kontrakty dobiegają końca.
Prezydent Rosji przemówił 21 września rano. „Szanowni przyjaciele” – tak zwrócił się do Rosjan. Uwagę przyciągało nienaturalne ułożenie prawej, jakby zesztywniałej ręki. I to, że momentami mówił niewyraźnie, jakby z trudnością. Oznajmił, że naprzeciw rosyjskich wojsk stanęła „cała wojskowa machina Zachodu”. Walki toczą się na linii długiej na ponad tysiąc kilometrów. Dlatego, biorąc pod uwagę prośby Sztabu Generalnego, uznał, że mobilizacja jest konieczna. „Podkreślam, że chodzi o mobilizację częściową” – mówił. Ma ona dotyczyć tylko rezerwistów, ludzi, którzy mają potrzebne na froncie specjalności i doświadczenie. Pozostali – zapewniał Putin – mogą spać spokojnie.
Pierwsze wezwania dotarły do Rosjan zaledwie kilka godzin po tym wystąpieniu. Aleksiej Nawalny – już prawie zapomniany przez rodaków opozycjonista – przesłał z więzienia nagranie: „To doprowadzi do wielkich tragedii, ogromnej liczby ofiar”.
Ucieczka
Jeszcze tego samego 21 września wieczorem mieszkańcy kazachskiego Orału (po rosyjsku Uralsk) zauważyli coś niezwykłego.