Z każdą kolejną godziną komentarze na temat przyczyn wybuchu stają się coraz bardziej jednoznaczne. Jeszcze wczoraj sekretarz stanu USA Antony Blinken apelował o ostrożność, podkreślając, że Amerykanie rozważają wszystkie możliwe hipotezy, w tym sabotaż – choć na tym etapie nie konkludują, co było źródłem poniedziałkowych wybuchów. W podobnym tonie wypowiadali się europejscy przywódcy, na czele z szefową Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen, która mówiła wprawdzie o „najostrzejszej możliwej odpowiedzi” ze strony Brukseli w przypadku celowego działania na Bałtyku, jednak nie przesądzała jeszcze o rosyjskiej winie. Dzisiaj narracja płynąca z unijnych środowisk jest ostrzejsza. Szef dyplomacji Unii Josep Borrel powiedział, że w kwestii awarii „wszystko wskazuje na sabotaż”, mowa jest też o sankcjach wobec sprawców wybuchu. Również sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg zdaje się pewien, że wyciek gazu nie miał nic wspólnego z przypadkową awarią, nie był też skutkiem żadnego zjawiska naturalnego – co zresztą ponad wszelką wątpliwość wykluczyli od razu naukowcy ze Szwedzkiej Narodowej Sieci Sejsmologicznej (SNSN).
Czytaj też: Podmorskie kable – do czego służą i dlaczego interesują Rosjan
Czwarty wyciek. Tropy wiodą do GRU
Teraz tamtejsza straż przybrzeżna potwierdziła istnienie czwartego wycieku. Nie wiadomo dokładnie, na którym odcinku rurociąg przecieka, dzieje się to jednak najpewniej na podobnej głębokości – ok. 70 m – na której gaz ulatnia się w pierwszych trzech przypadkach. Dwa wycieki znajdują się na obszarze wód kontrolowanych przez Szwecję, dwa – przez Danię. Rząd w Kopenhadze jest zdania, że gaz ulatniać się będzie jeszcze co najmniej przez tydzień. Już spowodował spore zamieszanie w ruchu morskim, wymuszając zmiany kursu wielu statków transportowych. Wciąż nie wiadomo na pewno, co było przyczyną awarii, jednak wątpliwości jest coraz mniej. Zwłaszcza w obliczu doniesień o zauważeniu w okolicy wycieków obecności rosyjskich służb specjalnych.
Dokładnie chodzi o 561. morską brygadę GRU, jednostkę zajmującą się wyłącznie działaniami sabotażowymi. Jej członkowie są wyszkoleni do pracy na dużych głębokościach, a brygada ma już na swoim koncie sporo podobnych operacji, m.in. w czasie rosyjskiej inwazji na Gruzję w 2008 r. W dodatku jej bazą wypadową jest obwód kaliningradzki, co dodatkowo wzmacnia podejrzenia o jej udział w sabotażu na Bałtyku. Oficjalnie 561. morska brygada miała zresztą pełnić rolę jednostki ochraniającej Nord Stream, jest więc wielce prawdopodobne, że jej dowódcy dysponują szczegółową dokumentacją dot. konstrukcji i przebiegu obu nitek rurociągu. Jako pierwszy o celowym działaniu rosyjskich służb w kontekście wycieków gazu donosił w środę angielski dziennik „The Times”, powołując się na anonimowe źródła w brytyjskim wywiadzie wojskowym. Według informatora gazety do przeprowadzenia zamachu został wykorzystany podwodny statek bezzałogowy, a wybuchy były nie tylko celowe, ale i przygotowywane co najmniej od kilku tygodni. Jeśli te ustalenia okazałyby się prawdziwe, potwierdziłyby doniesienia wywiadu USA, który przestrzegał już kilkanaście dni temu europejskie rządy przed możliwością akcji sabotażowych na rurociągu. Z kolei niemiecki „Der Tagesspiegel” tego samego dnia opublikował tekst, z którego wynika, że szkody wyrządzone w konstrukcji Nord Stream 1 i 2 będą najpewniej nieodwracalne. Jeśli instalacja nie zostanie natychmiast naprawiona, skoroduje, przez co transfer gazu nie będzie w ogóle możliwy.
Rosyjska interpretacja też nieszczelna
Kreml oczywiście odpiera zarzuty o sabotaż, twierdząc, że wybuch jest dziełem Amerykanów. W oficjalnym komunikacie prasowym FSB zakwalifikowało wyciek gazu jako „przypadek międzynarodowego terroryzmu”, zapowiedziało też śledztwo w celu wykrycia sprawców i konsekwencje po ich zidentyfikowaniu. Z kolei Maria Zacharowa, rzeczniczka rosyjskiego MSZ, stwierdziła dość enigmatycznie, że odpowiedzialność za awarię bezsprzecznie ponosi Waszyngton, bo wycieki znajdują się „w sferze działań amerykańskich agencji wywiadowczych”. Nie sprecyzowała dokładnie, o jakie działania jej chodzi, jednak warto zauważyć, że rosyjska narracja w tej sprawie ewoluuje. Jeszcze dwa dni temu z Moskwy płynęły komunikaty o nieznanych sprawcach, potem winę przypisywano Zachodowi jako całości, teraz jednoznacznie sprawcami są Amerykanie.
Jednocześnie kremlowscy propagandziści popełniają pewnego rodzaju błąd logiczny, bo wcześniej przez długie tygodnie zapewniali, że Nord Stream 1 i 2 są „dokładnie monitorowane” przez rosyjskie wojsko – niejako w celu przestrzeżenia Europy i Stanów Zjednoczonych przed ewentualnym sabotażem rurociągu. Jeśli rzeczywiście tak było, to dlaczego Moskwa nie zauważyła obecności podwodnych dronów lub oddziałów nurków? Podobnie jak sama instalacja gazowa rosyjska interpretacja wydarzeń jest mocno nieszczelna. I od tych nieścisłości coraz trudniej odwrócić uwagę hasłami o Europejczykach będących sprawcami sabotażu, bo są oni, jak definiuje Kreml, „w sposób przewidywalny po prostu głupi”.
Czytaj też: Ceny gazu przebijają kolejne sufity. Kurkiem kręci Putin
Europa, w tym Polska, muszą zwiększyć czujność
Niewykluczone, że do wydarzeń podobnej natury dochodzić będzie na Bałtyku w najbliższych tygodniach częściej. Na taką możliwość wskazał minister obrony narodowej Danii Morten Bødskov w rozmowie z Jensem Stoltenbergiem. Jego zdaniem sytuacja na morzu jest w tej chwili napięta, a Rosjanie, których obecność na tym akwenie jest „znacząca”, nie przestaną prowokować NATO i marynarek wojennych krajów europejskich. Bødskov zaprzeczył też, jakoby duński rząd był wcześniej ostrzegany przez CIA na temat możliwych ataków na gazociąg. Wcześniej o wywiadowczych depeszach donosiły m.in. „New York Times” i „Der Spiegel”.
Incydenty na Bałtyku jednoznacznie pokazują, że tocząca się od lutego wojna zaczyna wychodzić poza obszar Ukrainy. Rosja od samego początku wykorzystywała Nord Stream jako narzędzie energetycznego szantażu wobec Europy, teraz jednak rurociąg stał się dosłownie teatrem działań jednostek specjalnych. W kontekście wojennym rozpatrywać należy też ruchy dyplomatyczne i symboliczne, jak nadanie przez Rosję obywatelstwa Edwardowi Snowdenowi w miniony poniedziałek. Władimir Putin będzie uciekał się coraz częściej do niestandardowych metod, próbując przede wszystkim skruszyć silny mur zachodniego poparcia dla Ukrainy. Jednym ze sposobów na osiągnięcie tego celu mogłoby być stałe odcięcie Europy od rosyjskiego gazu poprzez zniszczenie – a nie czasowe unieszkodliwienie – obu nitek Nord Streamu. Wszystkie fakty nie zostały jeszcze ujawnione, brakuje kilku kluczowych elementów, by stworzyć niepodważalną narrację o przyczynach wybuchu. Kremlowi jednak ciężko będzie kogokolwiek przekonać, że Rosja o nich nie wiedziała. Europa, w tym i Polska, musi więc zwiększyć czujność. Wojna weszła na terytorium NATO, co do tego nie ma wątpliwości.
Świerczyński: Cobra Ball wystartowały. Gróźb Putina świat nie lekceważy