„Postanowiłem poprzeć wniosek ministerstwa obrony i sztabu generalnego o wprowadzeniu w Rosji częściowej mobilizacji. Powtarzam, chodzi o częściową mobilizację” – usłyszeli w środę Rosjanie z ust swojego prezydenta. Putin ogłosił mobilizację, której wielokrotnie obiecywał nie wprowadzać.
Pierwsze podejrzenia zrodziły się dobę wcześniej, kiedy Duma Państwowa w trybie natychmiastowym przyjęła poprawki do kodeksu karnego, zaostrzające kary m.in. za dezercję, odmowę wykonania rozkazu czy niestawienie się na służbie. Niepokój wzmocniła zapowiedź orędzia Putina o godz. 20 i narastał wraz z oczekiwaniem. Gdy wystąpienie zostało przełożone na poranek nazajutrz, Rosjanie już nie czekali i przeszukiwali internet pod hasłem: „jak wyjechać z Rosji?”.
Czytaj też: „Po Putinie nikt by nie płakał, jego otoczeniu też by ulżyło”
„Szojgumatyka”, czyli 300 tys. rezerwistów
Strach Rosjanie poczuli nie wtedy, kiedy Putin ogłosił mobilizację, ale gdy zadeklarował: „Podpisałem odpowiedni ukaz. Wchodzi w życie dzisiaj”. Potęgowały go jeszcze sprzeczne komunikaty – z resortu obrony („mobilizacja dotyczy tylko rezerwistów z doświadczeniem bojowym”), ekspertów („to faktyczna mobilizacja, częściowa tylko z nazwy”) i prawników („praktycznie każdego będzie można wysłać na front”). Wprawdzie Putin zapowiedział, że w pierwszej kolejności będą mobilizowani rezerwiści z doświadczeniem, ale to zapewnienia tak samo wiarygodne jak wszystkie inne jego niespełnione obietnice.
Tuż po Putinie wystąpił na wizji minister obrony Siergiej Szojgu, miał wyjaśnić detale i uspokoić nastroje. Tymczasem wzbudził frustrację, a w sieci mnożyły się szydercze komentarze. Oświadczył oto, że Rosja straciła 5937 żołnierzy, a Ukraina 61 tys. Więc dlaczego potrzeba aż 300 tys. rezerwistów? „Mamy ogromny zasób mobilizacji. Prawie 25 mln ludzi, a tylko ok. 1 proc. podlega mobilizacji” – zapewniał.
Internauci dopytują: „Czy strata 5937 żołnierzy wymaga mobilizacji 300 tys. ludzi?”. Zwolennicy uwięzionego lidera opozycji Aleksieja Nawalnego z kolei podpowiadają: „FSB – 350 tys., Rosgwardia – 340 tys., prokuratura – 51 tys., policja – 746 tys.”.
Rosjanie szukają logiki w tej „szojgumatyce”: „Specoperacja idzie według planu, straty Ukrainy wynoszą ponad 100 tys. ludzi, straty drugiej armii świata – 6 tys. Wojny nie ogłoszono. Komu więc potrzebna ta mobilizacja?”. Zadowoleni są za to faszyści, neonaziści, ultrapartioci, członkowie Imperialnego Legionu i turbosłowianie.
Rosjanie szturmują granice
Organizacje prawnoczłowiecze i stowarzyszenia prawników donoszą, że „gorące linie” się urywają. Rosjanie pytają, co mają zrobić, jeśli dostali „zabawkę” (wezwanie do komisji wojskowej), „co z granicami, czy da się opuścić kraj?”. Art. 21 ustawy o mobilizacji nakazuje zostać w miejscu zamieszkania wszystkim, którzy figurują w spisach rezerwistów. Okienko do ucieczki jest niewielkie – resort obrony nie opublikował jeszcze uzupełniających rozporządzeń, a granice pozostały otwarte.
Tysiące Rosjan w wieku poborowym zdecydowało się natychmiast uciec. „Nikt nie chce zostać mięsem armatnim” – wyjaśniał dziennikarzowi „The Moscow Times” 30-letni mieszkaniec Moskwy. Jeszcze w środę opcji do wyboru było kilka. Najszybciej wyczerpała się najprostsza, czyli wylot do pobliskich krajów, które nie wymagają wiz. Ceny biletów z godziny na godzinę drożały, w środę wieczorem nawet dziesięciokrotnie – np. koszt podróży z Moskwy do Erywania sięgnął 160 tys. rubli (2,6 tys. dol.). Mimo zawrotnych sum do południa czasu moskiewskiego zniknęły z ofert bezpośrednie loty do Azerbejdżanu, Kazachstanu, Uzbekistanu i Kirgistanu.
Portal The Insider opublikował wideoinstrukcję z innymi opcjami wyjazdu. Poza wykupieniem wczasów w turystycznych rajach, pisze, chętnym pozostaje przekroczenie granicy lądowej: autem, autobusem, pociągiem. Spośród 14 sąsiadujących z Rosją krajów wciąż można wjechać do Chin i Korei Północnej, ale wymagają wiz; przejście z Azerbejdżanem jest zamknięte z powodu restrykcji związanych z covid-19; posiadacze wiz Schengen mogą przekroczyć wciąż otwartą granicę z Norwegią i Finlandią. Litwa, Łotwa, Estonia i Polska nie wpuszczają obywateli FR. Jest jeszcze sojusznicza Białoruś – a z Mińska można wylecieć już dokądkolwiek. I Gruzja, ale jej władze coraz częściej odmawiają Rosjanom wjazdu. Ostatnią opcją jest Daleki Wschód: Kazachstan i Mongolia.
Nie trzeba było długo czekać na relacje z wielokilometrowych korków, które ustawiły się do najpopularniejszych przejść granicznych – z Kazachstanem, Gruzją i Finlandią. Wprawdzie oficjalnie w środę wciąż dało się opuścić kraj, a Koleje Rosyjskie i flagowa linia Aerofłot zapewniły, że „jeszcze” nie obowiązuje ich zakaz sprzedaży biletów mężczyznom w wieku 18–65 lat, ale w czwartek sytuacja się zmieniła. Aerofłot poinformował, że „zwróci pieniądze za bilety osobom zmobilizowanym. W tym celu powinny osobiście (sic!) zgłosić się do kasy”.
Putin do okopu! Dajcie żyć naszym dzieciom!
Ci, których nie stać na wyjazd, a odkryli, że są przeciwko wojnie, wyszli na ulice. Protesty odbyły się w 38 miastach, największe tradycyjnie w Moskwie i Petersburgu. Demonstrowano w Jekaterynburgu, Permie, Woroneżu, Irkucku, Krasnojarsku, Nowosybirsku, Ufie itd. Władze się tego spodziewały – siły porządkowe były zmobilizowane od wczesnych godzin porannych.
Organizacja Wiesna wezwała demonstrantów w całej Rosji do wyjścia na ulice o godz. 19. W Petersburgu tłum skandował: „Putin do okopu!”, w Moskwie: „Nie dla wojny!” i „Dajcie żyć naszym dzieciom!”. Do 2 nad ranem 22 września zatrzymano ponad 1400 osób (według doniesień watchdoga OVD-Info). Części z nich na komisariatach wręczono „zabawki”. Takie przypadki w Woroneżu i Moskwie potwierdzili aktywiści z OVD-Info. Kolejna akcja „przeciw mobilizacji” jest zaplanowana na sobotę 24 września o godz. 17. Aktywiści z Wiesny oświadczyli: „Mobilizacja trwa w całym kraju. Już niedługo tysiące naszych mężczyzn zostanie wyprawionych na front. Możemy i powinniśmy się sprzeciwić!”.
Do protestów nawołują też zwolennicy Nawalnego. Przestrzegają, że Rosjanie są traktowani jak mięso armatnie i wrócą z frontu jako Gruz 200 (czyli w trumnie). Alternatywą jest strajk, a za udział w nim grozi raptem kilka lat więzienia.
Rosjanie buntują się za późno
Najbardziej obrotni próbują uniknąć poboru. Trudno nie docenić „chytrości” (sprytu) Rosjan, którzy od lat skutecznie unikają służby wojskowej. Sytuacja, to prawda, jest trudna, ale przecież nie beznadziejna. Do syna rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa zadzwonili ludzie Nawalnego i jego także zaprosili do wojenkomatu. „Jutro o 10 rano mnie nie będzie. Jeśli wiecie, że jestem panem Pieskowem, to powinniście zrozumieć, że nie powinno mnie tam być. Zajmę się tym po swojemu” – odpowiedział Nikołaj.
Koneksje i łapówki załatwiają sprawę od ręki, innym pozostaje odkryć u siebie płaskostopie, doznać nagłego złamania ręki bądź udowodnić, że cierpią na schizofrenię. Pojawiają się takie oferty: „Złamię rękę, bezboleśnie, 1500 rubli”. Konkretne instrukcje, „jak uniknąć mobilizacji”, można wciąż bez większego problemu znaleźć w internecie. Ubywa ich jednak i kolejne serwisy, jak Avito, kasują tego rodzaju poradniki.
Najbardziej zdesperowani wzięli sprawy w swoje ręce. W Niżnym Nowogrodzie nieznani sprawcy obrzucili komendę uzupełnień koktajlami Mołotowa, a w obwodzie samarskim usiłowano podpalić siedzibę lokalnej administracji. Natomiast najbardziej posłuszni zgłosili się do wyznaczonych punktów zbiórki. W sieci pojawia się sporo relacji i filmików z pożegnań mężczyzn z żonami, dziećmi, przyjaciółmi.
Zdjęcia mężczyzn pokornie dających się wysłać na wojnę mogą poruszać. Ale uczucia w Rosji generalnie są mieszane i wciąż wracają pytania: dlaczego nie protestowaliście przeciw wojnie, kiedy wyszła na jaw masakra w Buczy, gdy odnaleziono groby z ciałami z rękoma związanymi za plecami i katownie, w których torturowano Ukraińców? Dlaczego Rosjanie buntują się dopiero wtedy, kiedy wojna nie zapukała do ich drzwi, lecz wyłamała je siłą?
Czytaj też: Krzyży więcej niż drzew. Izium po rosyjskiej okupacji