Zaczęli się bać. Ukraińska ofensywa w obwodzie charkowskim dosłownie wymiotła Rosjan spod Iziumu i Kupiańska, stwarzając bezpośrednie zagrożenie dla obwodu ługańskiego, w większości opanowanego przez separatystów. Sponsorowani i inspirowani z Moskwy buntownicy przez moment uchwycili cały ten rejon w jego przedwojennych granicach, ale właśnie stracili niewielką część. A to wbrew pozorom ma bardzo duże znaczenie.
Separatyści nagle zapragnęli do Rosji
Rosja okupuje jeszcze znaczną część terytorium Ukrainy, ale nie zajęła ani jednego obwodu w całości z wyjątkiem Krymu w 2014 r. Na mocy referendum oficjalnie przyłączono półwysep do Rosji. Oczywiście w świetle prawa międzynarodowego bezprawnie i przyjęły ten fakt do wiadomości tylko takie państwa jak Kuba, Korea Północna czy Zimbabwe. Nawet Chiny nie uznały tej aneksji oficjalnie.
Warto zauważyć, że Rosjanie do tej pory organizowali albo chcieli organizować referenda tylko w całych obwodach. Zapowiadali je w obwodzie chersońskim, ale w wyniku ukraińskiej kontrofensywy stracili nieco ziem i sprawa się ucięła. Nie mają całego obwodu zaporoskiego ani donieckiego, a teraz stracili też kawałek ługańskiego. Dla zachowania pozorów legalności i z wrodzonego przywiązania do biurokracji Rosja zamierzała czekać z referendum, aż weźmie teren. Teraz szans na to nie ma. Dlatego, być może z desperacji, takie głosowanie zorganizuje, wsłuchując się w nalegania separatystów.
Dlaczego nagle tak zapragnęli do Rosji? Skąd miłość do wielkiego brata? Dotąd woleli raczej kręcić lody na własną rękę, pod rosyjskim patronatem i kuratelą. Teraz się zorientowali, że Ukraińcy po nich idą.