Świat

Rosja dostaje łupnia, na Kremlu wrze. „Przegraliście, Władimirze Władimirowiczu!”

Nikołaj Patruszew i Władimir Putin, zdjęcie z 2015 r. Nikołaj Patruszew i Władimir Putin, zdjęcie z 2015 r. Sergei Karpukhin / Reuters / Forum
Ukraina przejęła strategiczną inicjatywę. Zmusiła Rosjan do wycofania się ze znacznej części okupowanych ziem, to największa ich porażka tej wojny. A co oznacza dla kadrowego zaplecza Kremla?

Na początku września Putin wydał rozkaz swoim żołnierzom, by w dwa tygodnie zajęli obwód doniecki. A następnie stworzyli warunki do wznowienia natarcia. Tymczasem zajęli go nie Rosjanie, lecz Ukraińcy, którzy zmusili oszołomionego przeciwnika do pospiesznego odwrotu i porzucenia ciężkiego sprzętu. Tempo było tak duże, że w mediach społecznościowych ilustrował je hit rosyjskiego zespołu t.A.T.u z 2001 r. pod jakże wymownym tytułem: „Nas nie dogoniat” (Nie dogonią nas).

To tylko „manewr rozproszenia”

Skala ukraińskiego sukcesu tak bardzo poraziła Kreml, że zamilkł. Media skoncentrowały się na Putinie otwierającym kolejne obiekty sportowe w czasie Dnia Moskwy. Ukoronowaniem święta miał być największy w Europie diabelski młyn w parku rozrywki, lecz z powodu usterki przestał działać nazajutrz. Nie mógł milczeć jednak rzecznik resortu obrony gen. Igor Konaszenkow. 10 września, kiedy Rosjanie wycofywali się w chaosie i popłochu, meldował: „Armia prowadzi manewr rozproszenia”, a jego celem jest ochrona Donbasu i zwiększenie wysiłków na kierunku donieckim. Czyli „wsio po płanu”.

Dziennik „Kommiersant” donosił, że zaledwie jednej doby do ojczyzny zbiegło 17 tys. Rosjan. Straż graniczna, podporządkowana FSB, ujawniła, że w ostatnim tygodniu granicę z obwodem rostowskim przekroczyło 83 tys. osób. Potwierdzają to relacje w sieci na temat wielokilometrowych korków, w których dezerterzy utknęli tak samo, jak niedawno rosyjscy turyści na moście krymskim.

Reklama