Przekonujemy się coraz wyraźniej, że wojna to zmaganie woli, ale też intelektu. Ukraińcy są górą na obu tych polach. Ich wola walki jest niezłomna, choć ośli upór Rosjan także zadziwia. Rekruci są pchani na rzeź, liczba zabitych przekroczyła już 50 tys. i rośnie wraz z wprowadzeniem na front „ochotniczych” batalionów – okrutnej maszynki do mięsa. Upór dotyczy raczej władz i zwierzchników, którzy nie liczą się ze stratami. Żołnierze i oficerowie działają na pół gwizdka, wykazują się skrajną niefrasobliwością i niekompetencją. To nie przypadek, że największe sukcesy odnosi banda z Grupy Wagnera – a przecież nie wojuje dla ojczyzny, lecz dla ciężkiej kasy. Regularne wojsko też się nie chce dla ojczyzny poświęcać. Do niewoli oddają się wszyscy, także ci z elitarnych oddziałów powietrzno-desantowych, jeśli nie ma opcji, żeby dać drapaka. Żadnej walki „do przedostatniego naboju”.
Ostatnimi bohaterami Rosji są głównie ci, którym nadano ten tytuł pośmiertnie. Na przykład por. Igor Nasibulin poległ 29 marca, dowodząc kompanią czołgów walczącą o Bałakliję, a dopiero 15 sierpnia Putin przyznał mu tytuł bohatera Federacji Rosyjskiej. Czyżby zabrakło świeżych kandydatów? Tego samego dnia miano to otrzymał mjr Aleksandr Ananiczew, o którym wiadomo tylko tyle, że zginął, ale jak i kiedy – trudno ustalić. Wyróżniani są też funkcjonariusze separatystycznych republik, jak gen. mjr ługańskiej policji (nie milicji, czyli wojska, tylko policji) Apti Ałaudinow.