Oficjalne informacje o niespotykanym w swych rozmiarach skażeniu pojawiły się w niemieckich krajowych i lokalnych mediach 11 sierpnia. W sieci ukazały się też filmy wędkarzy-youtuberów alarmujące o niepokojącym zjawisku. Doniesienia początkowo traktowały o pomorze ryb i podejrzanym chemicznym fetorze. W Brandenburgii, zanim zaczęły masowo padać ryby i inne kręgowce, jak bobry czy ptaki, zaobserwowano nagły wzrost poziomu wody o ok. 30 cm. W tym kontekście pisano o możliwej awarii w Polsce i wycieku do rzeki toksycznych substancji.
Odra. Dlaczego Niemcy nie wiedzieli?
Z biegiem czasu w mediach zaczęto wskazywać na możliwą kumulację różnych niefortunnych czynników: fali upałów, niskiego stanu wód, zanieczyszczenia koktajlem chemikaliów (mezytylenem, solami, rtęcią). Od kilku dni pojawiają się także informacje o obecności nietypowych alg w rzece, jednak tezę tę stacje niemieckie lansują z mniejszą gorliwością niż prorządowe media w Polsce. Niemieckie służby badają wodę, ostrzegając przed spożywaniem ryb i kąpielami. Pojawiły się też obawy o zatrucie Zalewu Szczecińskiego, wyspy Uznam i w efekcie Morza Bałtyckiego.
Początkowo z właściwą sobie powściągliwością niemieckie media informowały, że być może przyczyn katastrofy szukać należy po polskiej stronie. Z czasem coraz śmielej formułowano zarzuty o komunikacyjną porażkę. Z jednej strony Polska donosi o wysokiej nagrodzie wyznaczonej przez premiera Morawieckiego za wskazanie sprawcy, z drugiej o opieszałości czy wręcz ignorancji rodzimych władz.
Główne pytanie, jakie zadają sobie Niemcy poza przyczynami katastrofy, to dlaczego tak późno poinformowano czy też w ogóle zaniechano informowania sąsiadów o zbliżającym się zagrożeniu. Ogromne zdumienie wywołuje kompletny brak komunikacji zarówno na poziomie krajowym, jak i regionalnym, także po odkryciu trucizny w Niemczech.
Czytaj też: Złote algi w Odrze. Skąd się wzięły, jak je zwalczyć?
Nauczka z powodzi tysiąclecia
W Niemczech o katastrofie też zaczęli informować wędkarze – widzieli, jak rzeka wyrzuca nagle setki martwych ryb. Problem dotyczy przede wszystkim Brandenburgii, kraju związkowego o najdłuższej granicy z Polską. Partia Zielonych natychmiast skontaktowała się telefonicznie z polskimi kolegami, jak wiemy – na próżno, krajowym politykom także nie udało się dobić do odpowiedzialnych ministerstw czy instytucji ochrony środowiska. Padają pytania, dlaczego w ogóle nie skorzystano z systemu wczesnego alarmowania stworzonego na podstawie gorzkich doświadczeń tzw. powodzi tysiąclecia z 1997 r.
Axel Vogel, minister środowiska Brandenburgii, nie krył rozczarowania: „Trzeba stwierdzić, że w tym przypadku nie sprawdził się łańcuch komunikacji między stroną polską i niemiecką. Skontaktowaliśmy się z polskimi władzami i prosimy o niezwłoczne wyjaśnienie”. Sprawą ma się zająć specjalna międzynarodowa komisja złożona z przedstawicieli obu krajów.
W weekend przed odkryciem katastrofy, by schłodzić się przy fali upałów, po niemieckiej stronie beztrosko korzystano z kąpielisk na rzece. Odra jest też bogata w łowiska, rybołówstwo to ważny element gospodarki o długiej tradycji. W związku z zatruciem wody z dnia na dzień rodzinne firmy rybackie mogą stracić rację bytu. Sytuacja sprowadziła zatem nie tylko ryzyko o charakterze ekologicznym, jest także dramatem dla regionu.
Doświadczony transformacją o głównie rolniczym charakterze, po 1989 r. ten przygraniczny obszar musiał wymyślić się na nowo i dorzecze Odry było oczywistym zasobem do wykorzystania. Turystyka, rowerowa czy wodna, i atrakcje, jak Park Narodowy Doliny Dolnej Odry w okolicach Schwedt, stały się w ostatnich latach bardzo popularne, szczególnie w czasie pandemii były najprostszą opcją ucieczki z przepełnionych i pozamykanych miast. Sytuacja kryzysowa nie ogranicza się więc do chwili obecnej, z dużym prawdopodobieństwem będzie mieć długotrwałe i strukturalne konsekwencje.
Czytaj też: Kto zabił Odrę? Rzeka będzie martwa przez co najmniej 10 lat
Znaleźć sprawcę, razem odbudować Odrę
Niepokój wzbudza też brak wiedzy, co tak naprawdę wydarzyło się pod Wrocławiem i co jest przyczyną skażenia. Niemieckie społeczeństwo charakteryzuje szczególna więź z naturą, popularne jest spędzanie czasu wolnego na wędrówkach. Wiele osób jest żywotnie wstrząśniętych tym dramatem. W okolicach Frankfurtu nad Odrą mieszkańcy dobrowolnie zgłaszali się do pomocy w uprzątaniu padliny, by nie dopuścić do jeszcze większego skażenia biologicznego.
Czego Niemcy po prostu nie potrafią pojąć, to jak można nie ostrzec sąsiada o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Mimo że w skali tak dużego kraju skażenie Odry jest problemem raczej lokalnym, to ogrom zanieczyszczenia wywołuje nie mniej konsternacji co Funkstille (cisza w eterze) polskich władz. Premier Brandenburgii Dietmar Woidke nie przebierał w słowach: „Jestem osobiście poirytowany polityką informacyjną, której doświadczyliśmy w ostatnich kilku tygodniach. Tak naprawdę jej nie było – informacje pojawiały się w formie szczątkowej albo wcale”.
Miejmy nadzieję, że ten afront nie wpłynie negatywnie na wolę dwustronnej współpracy na rzecz przywrócenia Odry do życia. Federalna minister środowiska Stefanie Lemke uważa, że konieczne jest znalezienie sprawcy zatrucia. Gdyby to się nie udało, skończyłoby się „ogromną utratą zaufania, zwłaszcza w polskim społeczeństwie, ale prawdopodobnie także u nas” – komentowała dla publicznego nadawcy ARD.
Posłuchaj: Co się stało z Odrą i jak możemy jej pomóc