Rosjanie mobilizują przemysł zbrojeniowy i wprowadzają kolejne zmiany. Ale bez importowanych elementów ani rusz. Na przykład amunicja – zwykłe pociski do dział są w stanie produkować w niewyobrażalnych wprost ilościach. Jak w czasie II wojny światowej, kiedy w ZSRR powołano nawet specjalny Narodowy Komisariat (ministerstwo) Amunicji, w latach 1942–46 kierował nim artylerzysta gen. płk Borys Wannikow. Ale amunicji kierowanej nie wytworzą bez odpowiedniej elektronicznej bazy elementowej.
W ZSRR bardzo długo elektronikę opierano na lampach elektronowych. Tłumaczono, że rzekomo lepiej sprawują się na atomowym polu. Ale to nie tak, bo impuls elektromagnetyczny niszczy wszelkie obwody elektryczne, choć półprzewodniki faktycznie nie znoszą promieniowania radioaktywnego. Od czego jest jednak odpowiednie ekranowanie? Przyczyna upartego trzymania się lamp jest inna – Sowieci byli strasznie zapóźnieni w półprzewodnikach. Kiedy u nich powstawały tranzystory, w USA budowano układy scalone. Kiedy w Rosji opanowano układy scalone, Zachód robił mikrochipy. Tego Rosjanie już nie pojęli, podobnie jak wielu układów elektrooptycznych. Dlatego dziś nie mogą produkować uzbrojenia kierowanego. I wciąż powstają wielkie magazyny z amunicją, które Ukraina „himarsuje”. Kluczem ukraińskiego powodzenia będzie przecinanie szlaków komunikacyjnych, bo używanie tak olbrzymiej ilości amunicji nieprecyzyjnej (gdy liczy się ilość, a nie celność) wymaga wiecznych jej transportów.
A co do procesorów: pamiętam modernizację czołgów T-55 do T-55AM Merida podjętą w Polsce w połowie lat 80. (dokładnie w latach 1986–89, za czasów Układu Warszawskiego). Wszystko wykonano siłami polskiego przemysłu. Z jednym wyjątkiem: procesory Intel 8080 importowano z USA, powstał nawet klon w nieistniejącym już Naukowo-Produkcyjnym Centrum Półprzewodników (CEMI) w Warszawie.