Świat

Ajman al-Zawahiri: śmierć terrorysty. Talibowie mają się czego wstydzić

O zgubie Zawahiriego zdecydował styl życia i zwyczaj codziennego wychodzenia na taras. O zgubie Zawahiriego zdecydował styl życia i zwyczaj codziennego wychodzenia na taras. IOS / Zuma Press / Forum
Ajman al-Zawahiri był ostatnim z przywódców oryginalnej Al-Kaidy, którego Amerykanie musieli dopaść. Chodziło o to, by symbolicznie zakończyć walkę z organizacją, której działania tak się odcisnęły na dwóch dekadach XXI w.

Al-Kaida od tragicznych wydarzeń 11 września 2001 r., które faktycznie rozpoczęły nowe tysiąclecie, przepoczwarzyła się w wiele odnóg i wcieleń, z Państwem Islamskim na czele. Jednak w powszechnej świadomości pozostawała „matką wszystkich terrorystów”. To z Al-Kaidą Amerykanie prowadzili swoją „globalną wojnę z terrorem” i ścigali członków zespołu, który przygotował zamachy w Nowym Jorku i Waszyngtonie. W imię zemsty za 11 września prowadzili dwie wojny – w Afganistanie oraz Iraku – i prowadzili kilka pomniejszych operacji w Syrii, Libii i państwach afrykańskich.

Natomiast mieszkańcy Iraku, Afganistanu i Pakistanu wystawiali portrety Osamy bin Ladena w oknach samochodów i chodzili w koszulkach z wizerunkiem człowieka, który ugodził Amerykę do żywego. Mitowi Al-Kaidy sprzyjał marny los jej bojowników, po 2001 r. zmuszanych, jak się wydawało wyznawcom, do ukrywania się w biedzie w jaskiniach i wioskach górzystego pogranicza.

Czytaj też: CIA zlikwidowała szefa Al-Kaidy

Przywódca Al-Kaidy trafiony na tarasie

W tym micie nie było zbyt wiele prawdy, bo przywódcy Al-Kaidy i talibów wiedli dość spokojne i w miarę wygodne życie w sąsiednim Pakistanie. A Zawahiri w ogóle z czasem przestał się ukrywać i cierpieć niewygody. Po zdobyciu Kabulu 15 sierpnia 2021 r. talibowie pozwolili mu zamieszkać w wygodnej willi w luksusowej dzielnicy w centrum Kabulu. W Szerpur wcześniej mieli swoje rezydencje ministrowie i generałowie upadłego demokratycznego rządu. Kiedy uciekli, talibowie przejęli dzielnicę. Zawahiri właśnie w Szerpur spędził rok, chroniony przez nowych władców stolicy Afganistanu.

W nocy z soboty na niedzielę wyszedł na balkon, by zaczerpnąć powietrza, i zginął trafiony rakietą wystrzeloną z drona. Właściwie nawet nie rakietą, bo po obejrzeniu zdjęć budynku po ataku można się domyślać, że Amerykanie użyli czegoś w rodzaju pocisku z wirującymi ostrzami, które pocięły Zawahiriego, ale nie spowodowały obrażeń u innych mieszkańców budynku.

Po obwieszczeniu jego śmierci przez prezydenta Bidena oficerowie amerykańskich służb szeroko, choć anonimowo, zrelacjonowali, w jaki sposób nabrali pewności, że trafili właściwego człowieka, mimo że w pobliżu prawdopodobnie nie mieli informatorów ani żołnierzy naprowadzających pocisk. Twierdzili, że o zgubie Zawahiriego zdecydował jego styl życia i zwyczaj codziennego wychodzenia na taras. To dawało szansę na „zdjęcie” emerytowanego terrorysty bez bombardowania całego kwartału miasta.

Zauważyli również, że po ataku do wtorku talibowie zablokowali część miasta, gdzie mieszkał Zawahiri, i zacierali ślady jego pobytu. Z pewnością gospodarze stolicy mieli się czego wstydzić.

Czytaj też: Polacy wracają z Afganistanu. Jaki jest bilans tej wiecznej wojny?

Talibska wiarołomność

W oczywisty sposób talibowie skruszyli fundament porozumienia pokojowego zawartego w 2019 r. z administracją Donalda Trumpa i podtrzymanego przez Bidena, który nakazał całkowicie wycofać wojska z Afganistanu. Warunkiem było wówczas tak naprawdę, poza zapewnieniami o pokojowym nastawieniu talibów i respektowaniu praw człowieka, niedopuszczenie do odnowienia obecności Al-Kaidy w kraju. Amerykanie nie dowierzali co prawda w takie deklaracje, ale potraktowali Afganistan i jego nowych gospodarzy tak, jak na to zasługiwali: niech rządzą się sami, skoro Stanom nie wyszło przez 20 lat. Pobyt szefa Al-Kaidy w Kabulu dopełnił obrazu talibskiej wiarołomności.

Można się było domyślać, że talibowie nie dotrzymają umowy – po zdobyciu Kabulu okazało się, że główną rolę w ruchu odgrywają członkowie rodziny Hakkanich. Klan ten w czasie okupacji USA był jednym z najbardziej zajadłych wrogów Amerykanów, którzy w dokumentach wojskowych operacji NATO wymieniali jego członków nawet nie jako część ruchu, ale osobną organizację – HQN (od Haqqani Network), odpowiedzialną za najkrwawsze zamachy na żołnierzy amerykańskich i afgańskich i śmierć wielu cywilów.

Od sierpnia 2021 r. Siradżuddin Hakkani, głowa rodziny, rządzi w Kabulu jako jego nieformalny władca oraz minister spraw wewnętrznych talibskiego rządu. Nie zapomniał najwyraźniej o swoim dawnym przyjacielu Ajmanie al-Zawahirim, któremu przez ostatnie dekady pomagał się ukrywać na kontrolowanych przez klan terenach.

Czytaj też: Kobiety w Afganistanie. W burce i na obcasach

Lekarstwo: Al-Kaida

Zawahiri musiał chyba niezbyt dobrze czuć się w towarzystwie porywczych i dość prymitywnych górali z rodziny Hakkaniego, którzy zupełnie nie przystawali do głoszonej przezeń od prawie 50 lat ideologii. W poszukiwaniu idealnej formy islamskich rządów czerpał z subtelnych pism i opowieści bliskich współpracowników egipskiego aktywisty Sajjida al-Kutba, uznawanego za ojca i teoretyka dżihadystycznego radykalizmu w połowie XX w. Kutb walczył o to, by Egipt porzucił ideologię świeckiego państwa symbolizowaną przez rządy Gamala Nasera. Po nieudanym zamachu na niego w 1954 r. aktywista wraz z innymi członkami organizacji Braci Muzułmanów trafił do więzienia i został poddany torturom.

Zmarł w 1966, w roku, w którym młody egipski student Ajman al-Zawahiri zakładał swój pierwszy tanzim (organizację) w Kairze i rozpoczynał karierę dżihadystycznego ideologa pod okiem wuja Azzama, bliskiego współpracownika Kutba. Od niego głównie Zawahiri przejął obrzydzenie Zachodem. Kutb po dwuletniej podróży po Ameryce nabrał przekonania, że to zgnilizna i upadek moralny. Zawahiri, tworząc w latach 80. Al-Kaidę, wierzył, że będzie lekarstwem na tę chorobę.

Najważniejszym jej zadaniem było „wyleczenie” najpierw Egiptu, co się nie udało po zgnieceniu Braci Muzułmanów przez rządy Nasera, a później Sadata. Kiedy jednak Zawahiri spotkał młodego jemeńsko-saudyjskiego milionera Osamę bin Ladena, zamiar oczyszczenia swojego świata z zachodnich miazmatów przenieśli na miejsca święte islamu w Mekce i Medynie. Walka o wyzwolenie Arabii Saudyjskiej spod amerykańskich wpływów stała się sednem ich działań. Tylko przypadek – inwazja Sowietów na Afganistan w 1979 r. – sprawił, że walkę przenieśli do kraju, w którym dotychczas dżihadystyczny fundamentalizm i radykalizm nie były znane. Wręcz przeciwnie, jeśli wśród Afgańczyków była jakaś ideologia, to był to z jednej strony radykalizm komunistyczny głoszony przez zwolenników Moskwy, a z drugiej mieszanka religijnego konserwatyzmu z nacjonalizmem, wyznawana przez partyzantów walczących z rosyjską okupacją.

Talibowie wprost przejęli te tradycje w czasie swoich krótkich rządów, a fundamentaliści – w rodzaju bin Ladena, Zawahiriego czy części rodziny Hakkani – pozostawali marginesem, choć bardzo krwawym i powoli nabierającym znaczenia. Z powodu tej zdrowej dla talibów mieszanki nacjonalizmu z konserwatyzmem Zawahiri po 2001 r. był raczej na uboczu wojny z Amerykanami.

Czytaj też: Strach w wielkim mieście. Nowy Jork po 11 września

Kabul. Dom spokojnej starości

Niepojęte pozostaje, dlaczego liderzy talibskiego rządu zgodzili się na pobyt Zawahiriego w Kabulu. Mogli go przecież umieścić na prowincji, gdzieś pod Kandaharem albo Ghazni, by dalej studiował pisma i wydawał swoje nieznaczące odezwy. Umieszczenie go w samym centrum stolicy było mniej rozsądne od umieszczenia Bin Ladena przez Pakistańczyków w Abottabadzie w pobliżu akademii wojskowej, gdzie zginął w 2011 r.

Być może talibowie liczyli, że Amerykanie zapomnieli o Afganistanie i „wojnie z terrorem”? Nie docenili najwyraźniej głębokości traumy, jaką poczuli w 2001 r. I nie zrozumieli, że Biden – którego słabość i kłopoty rozpoczęły się z chwilą wycofania wojsk USA z Afganistanu – będzie chciał spełnić swoją obietnicę niedopuszczenia do tego, by Afganistan na nowo stał się domem dla Al-Kaidy. Nawet jeśli w przypadku Ajmana al-Zawahiriego miałby to być dom spokojnej starości.

Czytaj też: Bez pracy, edukacji, twarzy. Talibowie tworzą świat bez kobiet

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Rozmowa z filozofem, teologiem i byłym nauczycielem religii Cezarym Gawrysiem o tym, że jakość szkolnej katechezy właściwie nigdy nie obchodziła biskupów.

Jakub Halcewicz
03.09.2024
Reklama