Jedność niejednoznaczna
Zełenski kontra krytycy. „Wojna to nie polityczny plac zabaw”
Całą polityczną machinę zrestartował właśnie prezydent Wołodymyr Zełenski. Promieniujący w świat energię bohaterskiego obrońcy, w samej Ukrainie z równą energią zabrał się do ustawiania nowej politycznej rzeczywistości.
Na pierwszy ogień poszli oligarchowie do wojny, bezsprzecznie współwładcy Ukrainy. Dziś „książęta kresowi” są w odwrocie. Gdy okazało się, że oligarchowie w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia i mienia również zależą od broniącego ich państwa, skończyły się (przynajmniej na jakiś czas) ich fanaberie.
Nawet potężny doniecki książę-oligarcha Rinat Achmetow pozbył się na rzecz państwa ukraińskiego swojego medialnego imperium, by w obliczu nadchodzącego konfliktu nie podpaść pod przygotowaną przez Zełenskiego ustawę deoligarchizacyjną, która m.in. tworzy rejestr oligarchów i ogranicza ich pole działania. Achmetow wyczuł, że wojna zmiecie najpotężniejszych, niezależnie od tego, po której stronie grają: ukraińskiej czy nawet rosyjskiej.
Książęca czystka
I faktycznie, burza przyszła i kosi równo. Wiktor Medwedczuk, prorosyjski polityk, kum samego Putina i jeden z gospodarczo-medialnych bonzów dawnej Ukrainy, przez Ukraińców został ogłoszony zdrajcą, a Rosjanie umyli ręce. Złapano go, jak w przebraniu ukraińskiego żołnierza próbował dostać się przez zieloną granicę na tereny kontrolowane przez Rosjan, i dawna pozycja nie zapewniła mu ochrony.
Inni oligarchowie, nawet jeśli kiedyś ich lojalność nie była oczywista, w obliczu wojny zaczęli demonstrować przywiązanie do ukraińskiego państwa, np. finansować wojsko. Nawet Petro Poroszenko, były prezydent i główny przeciwnik polityczny Zełenskiego, dawniej walący w niego bez opamiętania, dziś podkreśla znaczenie jedności.
Zełenski, pamiętając nieudane walki z oligarchami toczone przez kolejne ukraińskie rządy, postanowił zaatakować ich właśnie w momencie, gdy są osłabieni i wystraszeni.