Jak to jest, że Rosja dysponująca dużo większym potencjałem – militarnym, ludzkim, przemysłowym i pod względem zasobów – nie jest w stanie pokonać mniejszej i biedniejszej Ukrainy? Nie tylko nie może pokonać, ale pomału zaczyna tę wojnę przegrywać. Rosja traci impet, stać ją tylko na anemiczne działania, podczas gdy Ukraina z pomocą zaprzyjaźnionych państw, głównie NATO, zaczyna pomalutku, na razie niedostrzegalnie, przejmować inicjatywę.
Co prawda dziś nad ranem Rosja dokonała zmasowanego ataku rakietowego na Kijów. Z terytorium Białorusi odpalono ok. 25 pocisków, zapewne Iskanderów, bo takie mają w wyposażeniu stacjonujące tam rosyjskie jednostki. Większość z nich zestrzeliła ukraińska obrona przeciwlotnicza (relacjonujący zdarzenie dziennikarze używają określenia „obrona przeciwrakietowa”). O stratach na razie niewiele wiemy, bo taką mają politykę informacyjną władze Ukrainy. Po co ułatwiać Rosjanom ocenę BDA (Bomb Damage Assessment – szacowanie skutków własnych uderzeń lotniczych czy rakietowych)?
Czytaj też: I co dalej, Rosjanie?
Rozpaczliwe półśrodki Rosji
Co innego jest tu interesujące. Jeśli to były pociski Kalibr odpalane z wyrzutni Iskander, co oczywiście nie jest wykluczone, ale mniej prawdopodobne ze względu na dość intensywne ich użycie, Rosjanie zapewne znacząco nadszarpnęli zapasy. Przykładowo na Mikołajów – zamiast Kalibrów lecących z okrętów Floty Czarnomorskiej – spadają od jakiegoś czasu rakiety przeciwlotnicze S-300 odpalane w pomocniczym trybie „ziemia-ziemia”.