„Putin splunął w twarz Turcji i ONZ” – powiedział ukraiński minister infrastruktury zaraz po sobotnim ataku Rosjan na Odessę. Ukraińcy przechwycili dwie rakiety wystrzelone z rosyjskiego okrętu na Morzu Czarnym, ale dwie uderzyły w instalacje portowe. Dosłownie dzień wcześniej Rosja podpisała porozumienie w sprawie morskiego eksportu zboża, oleju słonecznikowego i nawozów sztucznych przez tureckie porty, w którym czarno na białym widnieje zakaz takich ataków.
Ten długo oczekiwany dokument ma znieść rosyjską blokadę ukraińskich portów i tym samym załagodzić globalny kryzys żywieniowy. Ukraina przed wojną dostarczała m.in. 9 proc. zbóż na międzynarodowe rynki – 5–6 mln ton miesięcznie. Teraz to 2 mln ton, bo słabo idzie eksport koleją przez Polskę czy spławem po Dunaju. Umowa podpisana w piątek przez Rosję i Ukrainę (za pośrednictwem ONZ i Turcji) pozwala na wznowienie ukraińskiego eksportu z trzech portów, w tym z Odessy. Statki mają płynąć po niewyznaczonych jeszcze korytarzach wodnych, zakazanych dla okrętów, dopływać do tureckich portów, gdzie będą podlegać międzynarodowej kontroli (np. czy nie przewożą broni), i dalej do odbiorców. Podobne korytarze mają też powstać dla rosyjskiego eksportu.
Podpisanie umowy przez Rosję raczej nie było gestem charytatywnym. Istniała groźba, że w przeciwnym razie ukraińskie statki ze zbożem będą eskortować Amerykanie. Poza tym kilka dni wcześniej Putin spotkał się w Teheranie z prezydentem Turcji, czyli kraju stanowiącego w zasadzie ostatnie dyplomatyczne i ekonomiczne okno na świat dla Rosji. Recep Tayyip Erdoğan naciskał nie tylko na porozumienie zbożowe z Ukrainą, ale prawdopodobnie wymusił też zgodę Moskwy na kolejną turecką interwencję w północnej Syrii. Osłabi to sojusznika Putina, syryjskiego prezydenta Baszara Asada, ale Rosjanin być może nie miał wyboru – jeśli dojdzie do tej interwencji i jednocześnie ukraińskie statki ze zbożem dotrą do tureckich portów, mimo demonstracyjnego ataku na Odessę, będzie to dowód słabości Putina.