Zamach na Shinzo Abego, byłego szefa japońskiego rządu, zatruje światową politykę jadem nieufności do obywateli. W powojennej Japonii – inaczej niż w epokach wcześniejszych – mordowanie konkurentów lub przeciwników nie było środkiem prowadzenia spraw publicznych.
Ostatnio japoński polityk krajowego formatu zginął w Tokio w 1960 r., gdy młodziutki nacjonalista zasztyletował lidera partii socjalistycznej. W tym samym roku inny nacjonalista sześciokrotnie dźgnął w udo byłego premiera, zresztą prywatnie dziadka Abego. Brak krwawej tradycji w polityce pewnie ułatwił zamachowcy dostęp do Shinzo Abego, ochrona premiera nie musiała spodziewać się aż tak poważnego zagrożenia. Lekcję z Nary wyciągną zapewne inni przywódcy, nawet ci z państw zadowolonych ze swojego poziomu bezpieczeństwa mogą jeszcze bardziej odgrodzić się od obywateli i z większą niepewnością ściskać ręce wyborców.
Atak na byłego premiera Japonii. Motywy?
Choć w mediach społecznościowych zasugerowano, że Abe mógł zginąć w związku z krytyką rosyjskiej inwazji na Ukrainę, to jak dotąd policja nie podała żadnych przesłanek wskazujących na to, że zamachowiec działał w porozumieniu z innymi osobami. Wygląda raczej na samotnika, skądinąd takich sprawców wybitnie trudno powstrzymać przed dokonaniem przestępstwa. Byli współpracownicy mówili policji, że 41-letni Tetsuya Yamagami nie obnosił się z poglądami.
Po zatrzymaniu rozmawiał ze służbami, oświadczył, że żywił urazę do Abego, ale nie był motywowany jego poglądami. Nie jest jasne, o co mu chodzi. Wiosną zrezygnował z pracy w firmie kurierskiej. Miał doświadczenie wojskowe, odsłużył dwa i pół roku w bazie Morskich Sił Samoobrony, czyli marynarce wojennej. Broń zbudował sam, kilka podobnych urządzeń znaleziono w jego domu podczas przeszukania.
Do samego zamachu doszło w trywialnych kampanijnych okolicznościach – podczas kameralnego wiecu poparcia dla lokalnego kandydata, starającego się o reelekcję przed niedzielnymi wyborami do Izby Radców, wyższej izby parlamentu. Abe mówił do mikrofonu na niewielkim skrzyżowaniu pod dworcem kolejowym w mieście Nara, na południu Honsiu, głównej wyspy archipelagu japońskiego. Najbliżej Abego stała rozproszona grupa ochroniarzy, dalej dość nieliczni słuchacze, wśród nich zamachowiec. W odstępie niecałych trzech sekund oddał dwa strzały, jedna z kul dosięgła serca, rana wyjściowa była zlokalizowana pod lewym ramieniem. Zdaniem specjalistów duża ilość dymu zarejestrowana na nagraniach wskazuje na to, że także amunicję wyprodukowano chałupniczo.
Japonia jest w szoku
Japończycy są w szoku. Mają jedne z najbardziej restrykcyjnych przepisów o dostępie do broni palnej na świecie i kilkusetletnią tradycję rozbrajania obywateli przez władze. Dawni panujący prowadzili m.in. masowe konfiskaty mieczy, a współczesna ustawa regulująca kwestie posiadania ma w swoim tytule i broń palną, i miecze. Dziś trudności – w tym wykonywanie na serio testów psychologicznych – piętrzone są m.in. przed myśliwymi. W kraju ze 125 mln mieszkańców wydano niespełna 200 tys. pozwoleń na posiadanie broni, w tej liczbie mieści się ta myśliwska i sportowa. Praktycznie nie dochodzi do przestępstw z wykorzystaniem pistoletów, rewolwerów czy karabinów, w całym 2021 r. jedna osoba padła ofiarą przestępczo wystrzelonej kuli, w ciągu ostatnich pięciu lat ledwie 17 zgonów było związanych z użyciem broni palnej.
Jaka kara czeka zamachowca? Z pewnością zostanie zweryfikowana jego poczytalność, ale teoretycznie grozi mu kara śmierci, rzadko jednak orzekana za pojedyncze zabójstwo. Japonia należy do nielicznych wysokorozwiniętych państw utrzymujących karę śmierci. Egzekucje są wykonywane, w ostatnich latach przeciętnie dwie rocznie.
Abe budził kontrowersje, obiecywał reformy
Wyrazy solidarności i potępienia płynące ze świata wskazują m.in. na rolę, jaką odgrywał Abe w japońskiej polityce. Odcisnął na niej silne piętno. W 2020 r., powołując się na stan zdrowia, zrezygnował z rekordowo długo sprawowanego, blisko dziewięcioletniego premierostwa, ale pozostał patronem i faktycznym liderem konserwatywnej Partii Liberalno-Demokratycznej. Budził kontrowersje. Czołowa partia opozycyjna w dniu zamachu zawiesiła kampanię, a gdy lekarze próbowali jeszcze ratować Abego, wezwała zwolenników, by w imię obrony demokracji powstrzymali się od publicznych komentarzy uderzających w rannego.
Abe obiecał wielkie reformy. Niemrawej gospodarce zaordynował przepis nazywany abenomiką – tani kredyt i rządowe projekty inwestycyjne, które pogłębiły zadłużenie, a gospodarkę rozruszały tylko częściowo. Zapowiadał, że w patriarchalnym i silnie zmaskulinizowanym społeczeństwie także kobiety będą pełnić ważne stanowiska, ale zarówno w biznesie, jak i polityce nie doszło do szczególnego przełomu.
Dziedzictwo Abego sprowadzi się do nacjonalistycznych nut i próby przemiany Japonii w „normalny” kraj – dlatego próbował rozluźniać pęta, które na pobite Cesarstwo po wojnie założyli Amerykanie. Siły samoobrony miały być więc zwykłą armią, Japonia miała mieć samodzielność i wreszcie przestać kajać się za zbrodnie II wojny światowej (oskarżono o nie też dziadka Abego). Udało mu się, mimo protestów rodaków, przepchnąć przepisy zezwalające wojsku na udział u boku sojuszników w bojowych misjach zagranicznych.
Starał się rozwiązać spór terytorialny z Rosją oraz strategicznie ułożyć z Chinami, ale tu zainteresowania nie przejawiali Władimir Putin i sekretarze partii komunistycznej z Pekinu. Dbał o dobre stosunki z Ameryką, w listopadzie 2016 r. popędził do Nowego Jorku i był pierwszym przywódcą, z którym po zwycięstwie wyborczym i jeszcze przed objęciem urzędu spotkał się Donald Trump. Na końcówce premierostwa zaważyła odpowiedzialność za bieg spraw w starzejącym się kraju, zmagającym się z pandemią i serią katastrof naturalnych. Do zapowiadanej przez Abego głębokiej transformacji jednak nie doszło.