Szary Mercedes minął kawiarnię Sztorm i wtoczył się na plac – po jego drugiej stronie jest urząd burmistrza Melitopola. Siedząca obok kierowcy kobieta zastanowiła się przez chwilę nad niezwyczajną jak na poniedziałkowy poranek pustką przed urzędem, przed którym ustawiali się zwykle mieszkańcy w kolejce po pomoc. Kobieta, Jewgienija Zajcewa, niedawno rozpoczęła tu pracę, którą załatwił jej wujek, Jewgienij Balicki, członek kolaborującego z Rosjanami zarządu miasta.
Wcześniej przyjeżdżała sama, ale kilka dni temu znalazła na drzwiach swojego budynku kartkę z ostrzeżeniem dla kolaborantów: „Idziemy po was!”. Mąż postanowił więc, że będzie ją podwozić do nowej pracy, jakże cennej w tych ciężkich czasach. Samochód zwalniał właśnie przy latarni, gdy nastąpiła potężna eksplozja. Autem rzuciło, przejechało wraz z nieprzytomnym i zakrwawionym małżeństwem jeszcze kilka metrów. Na szczęście dla Jewgienii i jej męża ukraińscy partyzanci, którzy podłożyli bombę, umieścili ją w pobliżu betonowej studzienki, która skierowała siłę wybuchu obok samochodu. Zajcewa została ranna w szyję i głowę, mąż odniósł cięższe rany. Przeżyli.
Wśród pracowników kolaboracyjnego urzędu wybuchła panika i przekonanie, że Ukraińcy przyjdą też po nich. Balicki zażądał od Rosjan dodatkowego posterunku wojskowego. Partyzanci ukraińscy również wyciągnęli wnioski ze spartaczonego zamachu – następna bomba będzie większa i lepiej ułożona.
Czekamy w ciemnościach
Na zajętych już przez Rosjan terenach południowej Ukrainy rodzi się ukraiński ruchu oporu. Jego działania, wciąż bardziej incydenty niż regularne akcje, widać głównie wokół Melitopola i Chersonia. Te dwa miasta Rosjanom udało się zająć najwcześniej, jeszcze na początku marca. W tych pierwszych tygodniach wojny wciąż jeszcze pozowali na „wyzwolicieli” – planowali pokojową okupację, pozwalając nawet na sporadyczne demonstracje miejscowej ludności.