Szczyt NATO to ostatni etap dyplomatycznego triathlonu. Pierwsza połowa tego szczególnego roku kończy się trzema szczytami organizowanymi w Europie, ale dotyczącymi de facto całego świata, a w każdym razie tej jego części, którą uznajemy za najważniejszą i która ma największy wpływ na sytuację w naszym regionie.
Pierwszy był szczyt Unii Europejskiej i krajów z nią związanych, którego najbardziej pamiętnym wydarzeniem było przyznanie Ukrainie i Mołdawii statusu krajów kandydatów, co formalnie rozpoczyna długą drogę do członkostwa. Drugi etap ściągnął do Bawarii w Niemczech politycznych liderów Ameryki i Azji – i można śmiało powiedzieć, że odbywał się w najpiękniejszych „okolicznościach przyrody”. Ale przeszklony pawilon z widokiem na Alpy nie był w stanie przysłonić raczej mrocznej perspektywy na gospodarczą przyszłość świata, z jaką mierzyli się – i której chyba nie dali rady – przywódcy G7, grupy najsilniejszych ekonomicznie demokratycznych państw. Poza czterema mocarstwami europejskimi: Niemcami, Francją, Wielką Brytanią i Włochami, zasiadają w tym gronie prezydent USA, premier Kanady i premier Japonii.
Do finałowej serii spotkań na szczycie NATO dołączają jeszcze zaproszeni przywódcy państw Azji i Pacyfiku: Korei Południowej, Australii i Nowej Zelandii, czyli najbliższych azjatyckich i pacyficznych sojuszników USA. Choć Australia i Nowa Zelandia nie są członkami NATO, ich udział w szczycie jest uzasadniony, bo Sojusz po raz pierwszy tak poważnie odnieść się ma do największego wyzwania na Pacyfiku, jakim są Chiny. Zwłaszcza że wraz z USA, Kanadą i Wielką Brytanią tworzą anglosaski „sojusz pięciorga oczu”, swoiste porozumienie wywiadowcze, którego rola w opanowywaniu rozmaitych kryzysów jest nie do przecenienia. Choć rzadko wychodzi na jaw.
Jak widać z tej listy, minione i najbliższe kilka dni to swego rodzaju „szczyt świata”, rzecz jasna tego transatlantyckiego, demokratycznego i wywodzącego się historycznie z Europy.
Trudno powiedzieć, by to szacowne zgromadzenie odbywało się w jakimś szczególnym miejscu. Zamiast pięknego zabytkowego pałacu, których w Madrycie i na jego przedmieściach nie brakuje, wybrano po prostu centrum kongresowo-targowe IFEMA, które przypomina każde inne tego typu miejsce na świecie, ale ma zasadniczą zaletę: położone jest 10 minut jazdy od głównego lotniska Barajas. Klimatyzowane, przestronne hale są na pewno łatwe do zaadaptowania i zapewniają wciąż cenny dystans, ale nie zostawią wielu wspomnień – te same szare biurka, te same niebieskie wykładziny. Na ekranie przed salą zaaranżowaną na miejsce najważniejszych spotkań wyświetla się komunikat o tajności obrad i zakazie wnoszenia elektroniki.
Tylko nieliczni członkowie delegacji państwowych zobaczą poza hotelami inne wnętrza. Wtorkowa uroczysta kolacja u króla Filipa VI Burbona jest pierwszym formalnym punktem 35. szczytu NATO. Ale król jest na tyle nowoczesny, zorientowany i zainteresowany tematyką, że bez ceremonii wystąpił na dużo skromniejszym forum, poprzedzającej szczyt konferencji współorganizowanej przez NATO i trzy think tanki z USA, Niemiec i Hiszpanii. W środę rano wszystkie delegacje wróciły do centrum konferencyjnego.
Jeszcze pierwszego wieczoru NATO ogłosiło pierwszy sukces. Po kilku tygodniach nerwów i jednej rundzie negocjacji trójstronnych Turcja zgodziła się złagodzić obiekcje i pozwolić na zaproszenie do Sojuszu Szwecji i Finlandii, które wniosek o członkostwo złożyły zaledwie w maju. Przewidywane najszybsze poszerzenie NATO może więc stać się faktem.
W środę rano prezydent Joe Biden zapowiedział zaś utworzenie w Polsce kwatery głównej V korpusu armii USA. „Artykuł 5. to świętość – mówił. – Atak na jeden kraj jest atakiem na całe NATO. Potwierdzimy nasze zobowiązanie do obrony każdego centymetra kwadratowego naszego terytorium. Sojusz będzie przygotowany do odparcia zagrożenia z każdego kierunku: z lądu, morza i powietrza”. I dodał: „W Polsce stworzymy stałą kwaterę główną V korpusu armii USA i wzmocnimy naszą interoperacyjność NATO–USA na wschodniej flance”. Pisaliśmy więcej o tej inicjatywie w 2020 r.
Nowe podejście do Rosji
Szczyty NATO mają swój ceremoniał i swoje zwyczaje. Otwarcie drzwi sojuszniczego forum przez sekretarza generalnego nie służy temu, by przyjeżdżające delegacje miło się poczuły – to pierwsze oficjalne przemówienie, jakie tego dnia trafi w medialny obieg. Podobnie jak na szczytach unijnych przywódcy mają swobodę wypowiedzi przed progiem obrad. A dziennikarze mają prawo wykrzykiwać pytania, bo czasem padają jakieś odpowiedzi. Na ten ewentualny dialog z mediami zarezerwowano prawie dwie godziny. Potem drugie powitanie przez sekretarza generalnego, ale już skierowane głównie do uczestników, i znowu wytyczenie agendy, może wezwanie do jedności, pokazanie obserwatorom, po co się tu zgromadzili. I nieodłączny element – wspólna fotografia 30 liderów, którym towarzyszy kilka osób z cywilnych i wojskowych struktur NATO: sekretarz generalny, szef komitetu wojskowego, czasem głównodowodzący wojsk Sojuszu w Europie. Dopiero po tych ceremoniałach zaczyna się pierwsza robocza sesja. Jedna z trzech zaplanowanych na madryckim szczycie.
Przedpołudniowe obrady Rady Północnoatlantyckiej potrwać mają według oficjalnego harmonogramu od 10:30 do 13:30. Jak pisze w komunikacie polski MON, te trzy godziny poświęcone będą rosyjskiej wojnie przeciwko Ukrainie, jej następstwom, a także dalszemu pakietowi wsparcia dla Kijowa. W tym czasie wystąpi – poprzez łącze wideo – prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, który nie marnuje żadnej okazji, by przemówić do międzynarodowych partnerów i sojuszników. Zapewne będzie znowu apelował o jak najwięcej najlepszego uzbrojenia, pomoc finansową, determinację do odpierania rosyjskich ataków w każdej postaci.
To na tej sesji planowane jest także przyjęcie nowej koncepcji strategicznej, która wskazuje kluczowe cele i zadania NATO w świetle coraz bardziej niebezpiecznej i nieprzewidywalnej sytuacji geopolitycznej. Nakreśla nowe podejście do Rosji, wyznacza wspólną odpowiedź na wyzwanie związane z polityką Chin i potwierdza determinację do obrony każdego sojusznika. Szczyt najpierw zajmie się więc tym, co najważniejsze – zatwierdzeniem nowego podejścia do obrony i odstraszania (głównie wobec Moskwy), wsparciem Ukrainy w jej walce oraz wytyczeniem politycznego szlaku na najbliższą dekadę. O ile moje źródła się nie mylą, po tej sesji nowa koncepcja strategiczna NATO może zostać opublikowana. Przed 14 sekretarz generalny Jens Stoltenberg powinien wystąpić na jednej z dwóch konferencji prasowych. Pytań będą dziesiątki, czasu pewnie dwa–trzy kwadranse, ale każde wypowiedziane zdanie, zwłaszcza o Rosji, Ukrainie, nowej koncepcji obrony czy wzmocnieniu wschodniej flanki – to gorący news. Norweg zdominuje nagłówki w ciągu dnia. Zapewne najczęściej będzie w nich „szefem NATO”, którym nie jest, bo NATO żadnego szefa nie ma.
Czytaj też: Nowe szaty tyrana. Co dziś przeraża Putina?
Turcja wpuściła Szwecję i Finlandię
Gdy Stoltenberg będzie omawiał rezultaty pierwszej sesji, które zostały w dużej mierze zapowiedziane i nie powinny przynieść niespodzianek, na miejsce przybędą delegacje krajów partnerskich NATO, z których dwa są jednocześnie krajami kandydującymi. Skandynawowie są powściągliwi w okazywaniu emocji, więc trudno oczekiwać ze strony prezydenta Finlandii czy premier Szwecji smakowitych cytatów, ale już wiadomo, że wszystko się udało i oba kraje mogą oczekiwać formalnego zaproszenia do NATO. Zapewne dlatego w kuluarach dojdzie też do rozmowy Biden–Erdoğan, która nie mogłaby się odbyć, gdyby nie była przypieczętowaniem sukcesu. Premier Szwecji już zadeklarowała, że jej kraj jest skłonny dokonać zmian w prawie, by usprawnić ściganie podejrzanych o terroryzm. Turcji chodziło jednak nie tylko o zwalczanie wojowniczych Kurdów, ale o dostawy broni, w tym amerykańskiej, i innego rodzaju blokady wywołane antydemokratyczną polityką Erdoğana, który grał nimi jako kartą przetargową. Szczegóły tego „dealu” pewnie dłuższy czas będą wychodzić na jaw.
Druga sesja Rady Północnoatlantyckiej, właśnie z partnerami NATO, może być gorąca również dlatego, że – jak pisze MON – obrady z udziałem Australii, Finlandii, Gruzji, Japonii, Korei Południowej, Nowej Zelandii, Szwecji i Unii Europejskiej koncentrować się będą na rosnącej potędze Chin oraz jej konsekwencjach dla interesów i bezpieczeństwa Sojuszu. NATO wyjrzy daleko poza Europę i swoje „mandatowe” terytorium. Do tej pory nie miało to najlepszych skutków, ale teraz wszyscy rozumieją powagę wyzwania. NATO na prośbę Amerykanów stopniowo wchodzi w globalną koalicję może jeszcze nie antychińską, ale wyczuloną na chińską ekspansję i agresję. Sekretarz generalny będzie miał o czym opowiadać na drugiej konferencji prasowej ok. 18.
A potem liderów czeka część nieoficjalna, ale nie mniej ważna. Odbędą się przynajmniej trzy spotkania przy stole, w czasie których to, co na talerzu, wcale nie będzie najważniejsze. Tzw. robocze i oficjalne kolacje służą „szczerej i otwartej” wymianie poglądów, często są po prostu dalszym ciągiem negocjacji z formalnych sesji, o ile coś jeszcze zostało do załatwienia. W dodatku wieczorem będzie można przejść na dużo głębszy poziom szczegółów, bo osobno spotkają się głowy państw i rządów, osobno szefowie MSZ, osobno ministrowie obrony – a każde z tych gremiów to inny format Rady Północnoatlantyckiej. Zwyczajowo w wojskowym gronie spotykają się też szefowie sztabów generalnych i szefowie obrony państw członkowskich, choć w oficjalnym programie madryckiego szczytu taki punkt nie figuruje. W każdym razie to będzie długi wieczór i krótka noc. Jak na hiszpańskie warunki upału nie będzie, nocą da się zaczerpnąć powietrza, rano pobiegać. Bo kolejny dzień wciąż wymaga skupienia.
Czytaj też: Czy przecenialiśmy armię Rosji? Mówi znany zachodni analityk
Widzimy się w Wilnie
Znany ze zdrowego trybu życia Stoltenberg tylko o pół godziny opóźnił przyjazdy oficjeli w drugim dniu, ale początek oficjalnych obrad przyspieszył. Trzecia szczytowa sesja Rady Północnoatlantyckiej zacznie się o godz. 10, ale kwadrans wcześniej odbędzie się uroczyste podpisanie deklaracji uczestnictwa w nowej inicjatywie NATO: Funduszu Innowacyjności. Należy oczekiwać, że to wydarzenie zgromadzi pokaźną liczbę uczestników, jest bowiem wyrazem nowego podejścia Sojuszu do zarządzania zmianami technologicznymi, również w tzw. przełomowych technologiach, których zastosowanie obronne może przynieść istotne przewagi na polu walki. Mowa o szcztucznej inteligencji, algorytmach, automatyzacji i autonomizacji systemów, komputerach kwantowych i sieciach wymiany danych tak szybkich, że nasze cywilne 5G przy nich to kolokwialny pikuś. Same obrady też mogą dotyczyć obronnej technologii. Jak pisze MON, ostatnia sesja w gronie 30 sojuszników poświęcona będzie zagrożeniom i wyzwaniom z południowego kierunku strategicznego. Jej celem będzie podsumowanie działań na rzecz walki z terroryzmem, omówienie możliwości przeciwdziałania kryzysowi żywnościowemu i zwalczania ingerencji państw trzecich w wewnętrzne procesy państw partnerskich NATO, a także wsparcia partnerów w budowie ich zdolności obronnych.
Będzie więc mowa o atakach cybernetycznych, dezinformacji, manipulacji propagandą i fake newsami. Resort Mariusza Błaszczaka dodaje, że rozmowy dotyczyć będą też wydatków obronnych i wypełnienia zobowiązania 2 proc. PKB na obronność do 2024 r. W Polsce na koniec bieżącego roku ma to być ok. 2,4 proc., a w najnowszych tabelach NATO z wynikiem 2,42 proc. Polska jest na trzecim miejscu – za Grecją i USA. Pod względem wydatków nominalnych analitycy Sojuszu podliczyli nasz budżet obronny na 17 mld dol., co daje Polsce siódme miejsce po tak bogatych krajach jak USA, Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Włochy i Kanada. Można powiedzieć, że w tej dziedzinie należymy już nie tylko do G20, ale nawet G7.
Czytaj też: USA ćwiczą na Bałtyku. Już nikt nie pozwoli sobie na miękką grę
Polska nie tylko wydatkami i nie tylko ekspresowymi zakupami MON Błaszczaka będzie się chwalić. Prezydent Andrzej Duda, szef delegacji, zapowiedział, że ogłosi na szczycie zwiększenie kontyngentów w misjach obrony i odstraszania NATO. Czyli więcej polskich żołnierzy trafi na Łotwę i do Rumunii, a może jeszcze gdzieś. Skoro cały Sojusz ma powiększać i wzmacniać obecność na wschodniej flance, to Polska jako największy militarnie kraj regionu bierze część tych obowiązków na siebie.
Około południa w czwartek cały ten wysiłek powinien być podsumowany i jeszcze raz opisany przez sekretarza generalnego Jensa Stoltenberga, który zapewne ostatecznie potwierdzi, że w przyszłym roku przywódcy państw NATO spotkają się na szczycie w Wilnie. Będzie to kolejny symbol zaangażowania na wschodniej flance. Stolicę Litwy dzieli 30 km od granicy z Białorusią, za którą do tego czasu stacjonować może rosyjska broń jądrowa. Litwa to też cel brutalnych ataków propagandowych Rosji i Białorusi, a nawet adresat gróźb o charakterze zbrojnym. Szczyt NATO na Litwie pokaże, że Sojusz się ich nie boi.
A jak tylko skończy się szczyt, zacznie się dyskusja o jego rezultatach i analiza dokumentów. Nowa koncepcja strategiczna będzie tematem na doktoraty i konferencje, nowy model obrony – trochę wysuniętej, a trochę zdalnej – pewnie zbierze falę krytyki. W Polsce, co należy odnotować, dyskusję polityczną zapoczątkuje zwołanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego w poniedziałek. To ważne, że prezydent uznał za stosowne podzielić się wrażeniami z Madrytu, szkoda, że nie spytał partnerów z pozarządowych ugrupowań politycznych przed wyjazdem, co sądzą o polskich postulatach i szansach ich realizacji. Koalicja Obywatelska przed szczytem przeprowadziła konferencję, dokument opublikowała też pokrewna jej Konferencja Ambasadorów. Inne głosy partyjne były dużo cichsze, może wcale ich nie było. A szkoda, bo temat bezpieczeństwa militarnego będzie z nami długo i pora się przyzwyczaić do jego spokojnego, ale dogłębnego omawiania.
Czytaj też: Bałtyk w NATO, czyli jak Zachód zamyka Putinowi okno