NATO na nowo
NATO robi remanent po raz pierwszy od zimnej wojny. Co się zmieni?
Przywódcy 30 państw obradują na madryckim szczycie NATO, który zanim jeszcze się zaczął, dostał miano przełomowego. Takie czasy. Rosyjski atak na Ukrainę, powodowany m.in. chęcią odsunięcia NATO od granic Rosji, stał się cezurą oddzielającą epokę współistnienia od czasu konfrontacji, z realną perspektywą wojny.
Dlatego NATO wyrzuca właśnie nieaktualne już dokumenty strategiczne i debatuje nad nowymi, które opiszą arenę starcia. Przyjmuje na siebie rolę patrona Ukrainy – kraju wojującego w słusznej sprawie. W Madrycie NATO rozważy również przyjęcie Szwecji i Finlandii, co do ostatnich dni przed szczytem blokowała Turcja. Ale najważniejszy dla Sojuszu będzie powrót do roli strażnika terytorium narażonego na atak. I z tym będzie największy problem.
Wojna w Ukrainie sprawiła, że nikt w regionie nie czuje się już całkiem spokojny. Gwałtownie wzrósł popyt na gwarancje bezpieczeństwa – te dotychczasowe już nie wszystkich zadowalają. Nowych potrzeba na już, dla niektórych cena nie gra roli. Dlatego NATO, główna wytwórnia takich gwarancji, robi remanent w magazynach i przegląda projekty w szufladach, do których od zimnej wojny nikt nie zaglądał.
Litwa na celowniku
Rosja na pozór utknęła na Ukrainie, ale nie porzuciła gróźb wobec państw NATO. Tydzień temu na celownik wzięła Litwę, po tym jak zgodnie z unijnymi sankcjami kraj ten zamknął swoje terytorium dla przewozu koleją części towarów do obwodu kaliningradzkiego. Moskwa natychmiast zarządziła tam ćwiczenia wojskowe, strasząc „wszelkimi sposobami zniesienia blokady”. Widmo wojny z Donbasu podeszło do granic NATO. Szlak do Kaliningradu przebiega przez tzw. przesmyk suwalski, czyli szeroki na 70 km pas ziemi na granicy Polski i Litwy, jedyne lądowe połączenie „półwyspu” trzech państw bałtyckich z resztą terytorium NATO.