Phillips, 57 lat, współpracownik „Guardiana”, pojechał do Amazonii zbierać obserwacje i wywiady do książki o konieczności ratowania lasów deszczowych przed zagładą. Pereira, lat 41, który mu towarzyszył, był od lat pracownikiem i ekspertem Narodowej Fundacji ds. Indian (FUNAI), rządowej instytucji zajmującej się współpracą z rdzennymi mieszkańcami Brazylii i ich ochroną.
Ten ostatni od dawna i systematycznie gromadził dowody obciążające przestępczy biznes eksploatujący zasoby naturalne regionu, takie jak osiągające wysokie ceny na rynkach gatunki drzew, rzadkie ryby znajdujące się pod ochroną, złoto. Ostatnio jednak Pereira był na bezterminowym urlopie – odszedł z FUNAI rozczarowany polityką prezydenta Jaira Bolsonaro, który nie dość, że zmarginalizował znaczenie fundacji, to jeszcze zachęca do nieumiarkowanego eksploatowania bogactw Amazonii. Wypowiada się także z pogardą o rdzennych mieszkańcach kraju.
Miejsce, do którego dotarli Phillips i Pereira – dolina Javari – znajduje się blisko granicy z Kolumbią i Peru, gdzie prócz niszczycieli środowiska działają kartele szmuglujące przez rzeki Amazonii kokainę ku wybrzeżu atlantyckiemu Brazylii. Stamtąd nielegalny proszek płynie do Europy. Wybitnie niebezpieczny cel wyprawy – od początku obciążonej ryzykiem. Obaj znali jednak region, jak mało kto, i wierzyli, że – tak jak zawsze do tej pory – również i tym razem wszystko się uda.