Sytuację na froncie można scharakteryzować krótko: nic się od wczoraj nie zmieniło, nawet walki toczą się w tych samych miejscach, czyli między Iziumem a Słowiańskiem, pod Swiatohirśkiem, w rejonie Siewierodoniecka i Lisiczańska (tu są najbardziej intensywne), pod Popasną i Donieckiem. Największym wyzwaniem na dziś jest niesamowicie silny ostrzał artyleryjski.
Zaczyna być z tym problem. Rosjanie zgromadzili nieprawdopodobne ilości artylerii, haubic, armatohaubic i wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych, nawieźli góry amunicji, a teraz tłuką w Ukraińców jak opętani, dzień i noc. Według doradcy prezydenta Ukrainy ds. bezpieczeństwa Ołeksija Arestowycza na każde ukraińskie działo w Donbasie przypada 10–15 rosyjskich. I choć wróg nie strzela celnie, to sama intensywność ognia powoduje, że któryś pocisk musi w coś trafić – wpaść do okopu, urządzić małą jatkę, zniszczyć pozycje moździerza, karabinu maszynowego czy jakąś ciężarówkę. A przede wszystkim artyleria jak kostucha – zbiera krwawe żniwo wśród żołnierzy, niestety wśród cywilów też. Nieustanny, niewiarygodny huk przyczynia się prócz tego do skrajnego zmęczenia wojskowych żyjących w ciągłym stresie. Trudno się dziwić, że są u kresu wytrzymałości.
Czytaj też: Z szulerem nie gra się w karty. 10 metod manipulacji
Rosjanie nawieźli artylerii
Sprawa nie jest prosta. Przy tak intensywnym ogniu działa muszą w końcu się zużyć, ale Rosja ma zapasy i może produkować góry amunicji.