Świat

Dlaczego „Dziewczyny z Dubaju” tak zachwyciły Rosjan?

Kadr z filmu „Dziewczyny z Dubaju” Kadr z filmu „Dziewczyny z Dubaju” mat. pr.
W rosyjskiej dystrybucji film Marii Sadowskiej nie przypadkiem otrzymał tytuł „Eskortnicy”. Tłumacze wprost powiązali go z „eskortkami”, czyli escort girls, procederem dobrze znanym w kraju.

Wojna w Ukrainie spowodowała, że z rosyjskich kin wycofali się najwięksi zachodni producenci. Widzowie na świecie mogą cieszyć się hollywoodzkimi hitami, jak „Batman”, „Top Gun: Maverick” czy „Uncharted”, a Rosjanie mają meksykańską kreskówkę „Koati” czy brytyjski horror „Shepherd”. Dwa tygodnie temu hitem stała się jednak polska produkcja 18+ „Dziewczyny z Dubaju” Marii Sadowskiej, które zadebiutowały od razu na pierwszym miejscu w box office i w Rosji oraz krajach WNP zarobiły 42,4 mln rubli (ok. 3 mln zł). W samej tylko Rosji 27,6 mln rubli, czyli ok. 2 mln zł.

„Dziewczyny z Dubaju” i Natasza z Rosji

Na więcej polscy producenci nie powinni liczyć, po premierze na wielkim ekranie „Dziewczyny z Dubaju” pojawiły się bowiem w ofercie większości pirackich serwisów – nielegalnie, w dobrej jakości i zupełnie za darmo. W bardzo popularnej w sieci Kinotochce od razu zostały drugim najchętniej oglądanym filmem. Nic dziwnego, skoro według opisu to opowieść „o elitarnej prostytucji, orgiach, przemocy i wielkiej miłości, 18+”.

W rosyjskiej dystrybucji film nie przypadkiem otrzymał tytuł „Eskortnicy”. Tłumacze wprost powiązali go z „eskortkami”, czyli escort girls, procederem znanym w kraju i rozwijającym się prężnie od czasów pieriestrojki. Tytułowy Dubaj to w rosyjskiej wersji po prostu „giełda pracy w Dubaju”, a ekskortki to żargonowe określenie ekskluzywnych prostytutek w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, zarabiających też w innych krajach Zatoki, a także w Turcji. Wytworzył się nawet taki stereotyp: Rosjanka to „Natasza”, a „Natasza” to synonim rosyjskiej prostytutki.

Czytaj też: Galerianki to wierzchołek góry lodowej

Licencja na alkohol i escort girls

W niepisanej hierarchii tej mekki seksbiznesu na szczycie plasują się Słowianki, zwłaszcza Rosjanki. Odrębną grupę stanowią Arabki, najbardziej cenione, bo „najtrudniej dostępne” na publicznym rynku. Najniżej są zaś Chinki i Filipinki, które ustępują koleżankom z Azji Centralnej, te z kolei Europejkom. Nie ma oficjalnych szacunków co do skali procederu w stolicy Emiratów, brytyjski „Guardian” ocenia, że w sumie dotyczy 45 tys. dziewczyn.

Dubaj odwiedza rocznie ponad 19 mln osób, a zysk z turystyki wymusił na konserwatywnych emirackich władzach milczące przyzwolenie na rozwój tej „branży”. Oficjalnie wciąż można trafić tu do więzienia za cmoknięcie kogoś w policzek w miejscu publicznym, spożywanie alkoholu czy cudzołóstwo, ale w praktyce każdy pięciogwiazdkowy hotel ma specjalną licencję, dzięki której bary oferują klientom napoje wyskokowe i escort girls.

Rosyjskie escorts mogą dobrze zarobić, nawet 10 tys. dol. w tydzień – wszystko zależy od „menedżera”. Schemat biznesu jest prosty. Dziewczyna dostaje pieniądze do ręki, co oznacza, że klient płaci osobno agentowi i je. Albo ona sama oddaje menedżerowi od 5 do 30 proc. honorarium, nie wliczając „napiwku” od zadowolonego klienta. Agencje inwestują w dziewczyny, które mają potencjał, a nie mają funduszy. Organizują im mieszkania, najczęściej kilku naraz. Czasem w cenę wliczony jest basen, siłownia, wyżywienie, niekiedy ochrona i kierowca.

Czytaj też: Kraty w pałacu. Kto uwolni księżniczki?

Szejkowie, oligarchowie i Ronaldo

Istnieje jednak ryzyko, że niezorientowana w realiach rozpoczynająca przygodę z seksbiznesem dziewczyna trafi na pozbawioną skrupułów agencję, która oszukuje, odbiera paszport i czyni z kobiet niewolnice seksualne. Przestrzegają przed tym czaty i fora dla rosyjskich escorts. Powszechny jest też sponsoring, czyli usługi seksualne świadczone w zamian za przedłużenie pobytu na podstawie wizy o pracę. Mogą o nią wystąpić Emiratczycy, więc często pomoc domowa to przykrywka dla prostytucji. Najczęściej jednak Rosjanki przylatują do Dubaju „w celach turystycznych” na dwa tygodnie do miesiąca, więc wystarczy im paszport, w czasach pandemii także test PCR.

Klientami nie są wyłącznie szejkowie. „Wystarczy się rozejrzeć. Widać, że większość to nasi” – mówiła portalowi Jakutia24 escort girl, która kazała nazywać się Dianą. Z escorts w Dubaju i Rosji korzystają biznesmeni, rosyjscy oligarchowie, a nawet politycy. Piotr Listerman, właściciel jednej z takich agencji, opowiadał na YouTubie Dmitrija Gordona, że do jego klientów należeli tacy oligarchowie jak Borys Bieriezowski, Władimir Potanin, prócz tego Bruce Willis i Cristiano Ronaldo. Jedną z jego call girl była Irina Shayk, która stała się twarzą kampanii bielizny Armani Underwear. Przez pięć lat łączył ją też z Portugalczykiem gorący romans.

Najbardziej znanym klientem był jednak oligarcha Michaił Prochorow. To za sprawą „afery Courchevel”, która wybuchła zimą 2007 r. W kurorcie narciarskim francuska policja zatrzymała grupę nieletnich modelek wysłanych przez Listermana, by obsługiwały przedstawicieli wielkiego rosyjskiego biznesu z miliarderem Prochorowem na czele. Dziewczyny uznano za prostytutki, sprawę umorzono po dwóch latach.

Czytaj też: „Oszust z Tindera” i „Kim jest Anna?”, czyli jak żyć na cudzy koszt

Eskortnica z głubinki

Towarzystwo escort girls nie jest niczym wyjątkowym w przypadku oligarchów, ale co innego, gdy chodzi o szefa rosyjskiej dyplomacji. W kwietniu portal „The Insider” odkrył, że podczas oficjalnej podróży do Japonii w 2018 r. Siergiejowi Ławrowowi towarzyszyła znana modelka erotyczna Ekaterina Lobanowa, wcześniej widywana u boku Olega Deripaski, magnata aluminium.

Escort girls zostają często rosyjskie celebrytki, do czego otwarcie się przyznają. Portal „Starhit” dwa lata temu opublikował ich ranking. Na szczyt trafiła Erica Herceg, trzydziestokilkuletnia wokalistka popularnego zespołu popowego VIAgra. Jej towarzystwo wyceniano wówczas na 14 tys. dol. (nieco ponad milion rubli). Obok gwiazdy pop znalazły się: modelka Xenia Burda, właścicielka salonu Xenia Worobiewa, projektantka Anna Chibisowa, Nita Kuzmina znana z programu „Wakacje w Meksyku-2” czy Maria Kapszukowa, gwiazda „Instagramgirls”.

„Eskortnica” czy „eskortka” kojarzona jest powszechnie z dziewczyną o nieskazitelnym wyglądzie, wydatnych ustach i rozmarzonych oczach, najczęściej też ma za sobą ingerencje chirurga plastycznego. Do tego jest obwieszona bransoletkami Cartiera, nosi torby Prady i sandały Bottega Veneta. Tyle stereotyp. W rzeczywistości większość dziewczyn wywodzi się z rosyjskiej głubinki, przeprowadzka do stolicy to dla nich jedyna szansa na wyrwanie się z biedy.

A sukces w branży zależy od wielu czynników. W pierwszej kolejności mogą na niego liczyć dziewczyny w wieku od 16 do 25 lat. Reszta to kwestia nie tyle urody, ile gustu, a w dalszej kolejności inteligencji, bo w warunkach silnej konkurencji należy walczyć o klienta. W przeciwnym razie pozostaje świadczenie nadzwyczajnych usług. A te – jak przyznają same dziewczyny na forach – są na ogół ryzykowne.

Graff i Korolczuk dla „Polityki”: Prawica nauczyła się grać w gender

Daleko od komedii romantycznych

Escorts nie trafiają do branży bez świadomości, co to za praca. We wrześniu ubiegłego roku portal Peopletalk.ru opisywał ich środowisko. Okazało się, że połowa agencji modelingowych w Moskwie to zwykła przykrywka dla ekskluzywnej prostytucji. Eskortkami zostają najczęściej modelki, zwyciężczynie konkursów piękności, gwiazdy Instagrama, kobiety show-biznesu.

Największy jest jednak przepływ z modelingu, a rzeczywistość w Moskwie nie przypomina komedii romantycznych. Modelki mogą liczyć średnio na 150 dol. za 12-godzinny dzień pracy. W przypadku sesji komercyjnych – o jedną trzecią więcej. Niełatwo się z tego utrzymać w jednej z najdroższych stolic świata. Jak ustalili dziennikarze Peopletalk, najczęściej po trzech–czterech miesiącach modelki poważnie rozważają opcję escorts, bo to szansa na łatwe i duże pieniądze, spłatę długów, sfinansowanie remontu, utrzymanie odpowiedniej stopy życia czy realizację innych marzeń.

Czytaj też: Kobieta w świecie islamu

Tak o swoich doświadczeniach mówi Diana z Jakucji: „Kiedy będę mogła tyle zarobić, jeśli nie teraz? – pyta retorycznie. – Spłaciłam pożyczki. Sfinansowałam remont domu i operację oczu matki”. A pobudki mogą być też zupełnie inne. Anonimowa escort przyznała w tym samym wywiadzie: „Ci wszyscy ludzie na imprezie, ten poziom życia... Tego pragnę i nie mogę się bez tego obejść. Nie mam na to żadnego wytłumaczenia. Jako zwykła dziewczyna w Rosji nigdy bym tego wszystkiego nie osiągnęła”.

Diana wyjaśniała też, że jej profesja wiąże się z prowadzeniem podwójnego życia. „Wszystko wysyłam na konto, bo i tak nie mogłabym nosić markowych ubrań we własnym mieście. Wszyscy od razu by się zorientowali, czym się zajmuję. Wracam w tym samym, co miałam na sobie przed wylotem. Stałych i bardzo dobrych klientów proszę, żeby nie dawali mi prezentów, wolę pieniądze” – dodała.

Czytaj też: Zachodnie marki uciekają z Rosji. Szlachetny gest czy konieczność?

Rosjanki są najlepsze na świecie

Diana mówiła w istocie o realiach życia w państwie, w którym podejście do prostytucji daleko odbiega od zachodniej progresji. Z jednej strony silna jest presja ideologii konserwatywnej, utrzymywana przez Cerkiew, patriarchalny model rodziny i brak publicznej dyskusji na tematy związane z seksusługami. Nie wspominając już o ich kulturowym napiętnowaniu i społecznym wykluczeniu.

Z drugiej strony od lat 90. rosyjska popkultura jest nasycana seksualnością, kobiety się instrumentalizuje, seksizm jest wpisany w język publiczny. Escorts to bardzo eleganckie określenie dla „szlauchy” (wulgarnie o prostytutce), a gwałt może być w opinii Władimira Putina dowodem męskości. W 2006 r. nazwał Mosze Kacawa, prezydenta Izraela skazanego za molestowanie współpracownicy, słowem „maładiec” – zuch-chłopak. 11 lat późnej poszedł jeszcze dalej. Gdy w 2017 r. spekulowano o kremlowskich kompromatach zgromadzonych na ówczesnego prezydenta USA Donalda Trumpa, mówił: „[Trump] jest dorosłym mężczyzną. Poza tym przez lata zasiadał w jury konkursów piękności i poznał najpiękniejsze kobiety. Trudno mi uwierzyć, że nie popędził do jakiegoś hotelu, by spotkać się z prostytutkami, choć nasze są bez wątpienia najlepsze na świecie”.

Czytaj też: Prostytucja. Karać czy legalizować?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną