Ćwiczenia operacji bałtyckiej, w skrócie Baltops, odbywają się już po raz 51. i należą w zasadzie do sojuszniczej morskiej rutyny, ale jak wszystko związane z obroną wschodniej Europy w nowej wojennej rzeczywistości nabierają nowego znaczenia i są śledzone z niebywałą uwagą. Kojarzony z NATO, słusznie w dzisiejszych realiach, Baltops jest ćwiczeniem amerykańskiej floty bazującej w Europie lub skierowanej do obrony europejskiego teatru działań. Uświadomienie sobie tego faktu obala funkcjonujące od czasu do czasu w debacie publicznej argumenty o tym, że amerykańska marynarka wojenna nie wchodzi na Bałtyk i że to morze jest dla niej za małe i nieważne. W tym roku upadnie też inny mit obronnych fantastów: że na Bałtyku niedobrze czują się duże okręty.
W brzuchu lotniskowca
USS „Kearsarge” to prawie 260-metrowy kolos będący w praktyce niewielkim lotniskowcem. Jego pokład nie jest jednak tradycyjnym pasem startowym z katapultą, jak na superlotniskowcach, a bardziej lądowiskiem dla śmigłowców, śmigłowych pionowzlotów i samolotów odrzutowych potrafiących wystartować po bardzo krótkim rozbiegu i wylądować pionowo lub z bardzo krótkim dobiegiem. To, co trafia na pokład – i pod pokład – zależy od powierzonego okrętowi zadania. Raz przeważać mogą myśliwce, gdy chodzi o klasyczne patrole, innym razem mające duży udźwig śmigłowce, np. przy dostarczaniu pomocy humanitarnej czy ewakuacji.
Ale z reguły okręt będący pływającą bazą i zapleczem grupy uderzeniowej korpusu piechoty morskiej zabiera mieszaną flotę powietrzną i pływającą. W swoim „brzuchu” mieści mokry dok, w którym znaleźć się mogą trzy poduszkowce albo dwie duże łodzie desantowe, ewentualnie 12 mniejszych. Grupa zadaniowa marines może liczyć 1,8 tys. żołnierzy, czyli dwa bataliony ze wsparciem. Marines i skrzydło lotnicze okrętują się na pokład na czas misji.
Czytaj też: „Królowa Elżbieta” wypływa w świat. Sygnał dla Chin i Rosji
Pikniki pod Sztokholmem
Samo wejście takiego okrętu na Bałtyk jest wydarzeniem i zostało odnotowane przez shipspotterów. USS Kearsarge nie jest w naszej części Europy po raz pierwszy, ostatnio gościł tu zaledwie trzy lata temu. Tym razem jednak jego trasa wiodła przez Estonię i Finlandię do Szwecji, zaznaczając na mapie ważne punkty politycznej mapy NATO.
Plany tegorocznego Baltopsu zostały zatwierdzone dawno przed fińską i szwedzką deklaracją gotowości szybkiego wejścia do NATO, ale zbieg okoliczności jest wprost idealny, by zamanifestować interoperacyjność sił zbrojnych obu krajów z lotnictwem, marynarką wojenną i piechotą morską najważniejszego sojusznika. Jeszcze większe symboliczne znaczenie ma to, że to Szwecja jest w tym roku gospodarzem ćwiczeń, mimo że nie jest jeszcze członkiem Sojuszu, a jego partnerem. Amerykanom to nie przeszkadza, dobrze czują się na archipelagu wysepek i wąskich kanałów pod Sztokholmem.
Publiczność witała amerykańskiego kolosa na brzegu, urządzając sobie pikniki, a kapitan z upodobaniem używał syreny. Na uroczyste otwarcie przyleciał szef połączonych sztabów gen. Mark Milley. Nie był wyłącznie wojskowym wysłannikiem USA, odbył rozmowy ze szwedzką premierką i fińskim prezydentem. W przededniu zaproszenia obu państw do NATO manewry Baltops mają pokazać pełną gotowość Szwecji i Finlandii jako regionalnych sojuszników.
Czytaj też: To jest też wojna wywiadów. A polskie służby są w rozsypce
12 scyzoryków na śmigłowcu
Pokazać też mają Rosji pełną gotowość USA do uczestnictwa w bałtyckich operacjach połączonych: morskich, powietrznych, desantowych, podwodnych i tych z wykorzystaniem zdolności kosmicznych Ameryki i jej sojuszników. Symbole tego wszystkiego umieszczono w logo ćwiczeń, bez tego żadna współczesna operacja obronna nie ma sensu. Sam największy amerykański okręt jest tego dobrym przykładem: na pokładzie ma w zasadzie wszystko, by przeprowadzić skuteczny atak z morza ze znacznej odległości. Samoloty Sea Harrier, oparte na legendarnej brytyjskiej konstrukcji odrzutowca pionowego startu i lądowania, są jeszcze w użytku i widać je na Bałtyku, ale przyszłością okrętów LHD są F-35B, wersja mająca w kadłubie dodatkowy napęd pozwalający usiąść i wystartować z niewielkiej powierzchni. Takich maszyn da się upchnąć na pokładzie aż 20, i choć tłok jest niewyobrażalny, US Navy pokazała, że się da. Dodatkową bronią uderzeniową są śmigłowce bojowe AH-1Z Viper, uzbrojone w pakiet rakiet przeciwko celom naziemnym i powietrznym.
Transport marines na ląd zapewnią ciężkie śmigłowce transportowe oraz pionowzloty Osprey, maszyny szybsze od helikopterów dzięki skrzydłom upodabniającym je do samolotów z wielkimi wirnikami. W czasie podejścia do lądowania wirniki te przechodzą w położenie poziome, przez co statek powietrzny staje się śmigłowcem. Aby dziwadło to mogło się zmieścić na pokładzie, wirniki i skrzydła składają się jak scyzoryk. Na ostatnio publikowanych zdjęciach USS Kearsarge miał takich scyzoryków 12.
Wojenna atmosfera i zwiększone wymogi bezpieczeństwa sprawiają, że w tym roku mniej dokładnie niż wcześniej prezentuje się publicznie zamierzenia manewrów Baltops. Oficjalne komunikaty morskiego dowództwa NATO są ogólnikowe. Brytyjczycy podają, że w okolicach Bornholmu będzie można napotkać zwiększoną aktywność okrętów i samolotów. Na dostępnych powszechnie serwisach śledzących aktywność jednostek można zobaczyć, jak znaczna część bałtyckiej sojuszniczej flotylli przemieszcza się w okolicach Sztokholmu. Tam na okręty polują fotografowie, a pogoda na szczęście dopisuje.
Na zdjęciach lądują więc potężny brytyjski i amerykański niszczyciel, niemiecka fregata, korweta i okręt zaopatrzeniowy, niderlandzki okręt wsparcia okrętów podwodnych, amerykański okręt-baza desantowa, szwedzka korweta, niezwykle jak na okręt kanciasta, bo zbudowana w technologii obniżonego wykrywania radarowego stealth. Co ciekawe, przejście wąskimi kanałami sprawia, że dobrze widać też mniejsze jednostki mniejszych krajów, niedysponujących dużymi okrętami bojowymi. Jest łotewski katamaran patrolowy, estoński kuter przeciwminowy i litewski trałowiec, niemiecki podarunek z floty NRD. Z trzech polskich okrętów wsparcia z 8. Flotylli ze Świnoujścia w Sztokholmie widziano ORP „Drużno” i ORP „Wdzydze”. Za to do Gdyni zawinął amerykański niszczyciel USS „Gravely”.
Czytaj też: Nowe szaty tyrana. Co dziś przeraża Putina?
Najlepszym okrętem jest samolot
Ale to, co było widać na inauguracji, to jedynie główne siły nawodne, które miały też cieszyć oko spragnionych sojuszniczego upewnienia Szwedów. Po wyjściu w morze zacznie się też liczyć to, co zauważyć trudniej, i to, czego nie powinno być widać wcale. Okrętów ma być bowiem 45, a o 30 więcej ma być samolotów. Tu planiści Baltopsu podejmują przychylną dyskusję ze zwolennikami tezy, iż najlepszym okrętem na Bałtyk jest samolot. Samolot okrętu bojowego oczywiście nie zastąpi, choć do pełnej kontroli na wodzie dominacja w powietrzu jest niezbędna. Dlatego siły powietrzne wszystkich sojuszniczych krajów, nawet tych niemających bezpośredniego dostępu do morza, mają wpisane do pakietu zadań wykonywanie misji nad akwenami morskimi, a wszystkie samoloty wielozadaniowe potrafią to robić, choć nie wszystkie posiadają uzbrojenie odpowiednie, by cele morskie zwalczać.
Myśliwce NATO nad Bałtykiem to codzienność, a patrole powietrzne nad naszym morzem dały nazwę jednej z najbardziej znanych i najdłużej trwających sojuszniczych misji: Baltic Air Policing. Skoro w powietrzu są samoloty sojusznicze, to we współpracy z nimi warto poćwiczyć zestrzeliwanie samolotów wroga czy wsparcie z powietrza operacji desantu morskiego. W składzie floty Baltopsu jest kilka okrętów mających na pokładzie zaawansowane radary i rakiety przeciwlotnicze, gwarantujące osłonę własnej grupy zadaniowej, ale i sporego kawałka lądu, gdy operują w pobliżu brzegów. Można zakładać, że przy ćwiczeniu desantu sami Amerykanie zapewnią wsparcie lotnicze własnym marines.
Ale samoloty bojowe muszą mieć pomoc w postaci powietrznego rozpoznania, zarówno tego, które ma ostrzegać przed innymi samolotami, jak i wyspecjalizowanego w śledzeniu okrętów nieprzyjaciela. O ile przestrzeń powietrzną da się skanować radarami dużego zasięgu z brzegu, o tyle do wykrywania okrętów skrytych za horyzontem trzeba samolotów i bezzałogowców patrolowych. Bardziej zaawansowane maszyny tego typu mają na pokładzie nie tylko radary zdolne zauważyć jednostki na powierzchni, ale i opuszczane do wody sonary pozwalające wyśledzić okręty podwodne w zanurzeniu. A gdy taki nieprzyjacielski okręt się wykryje, zaczyna się zabawa na całego, czyli „Polowanie na Czerwony Październik” w regionalnym wymiarze i konwencjonalnej skali. Tak jak na legendarnym filmie w pościg za podwodnym szpiegiem zaangażowane są jednak samoloty, fregaty ze śmigłowcami i własne okręty podwodne. Wszystkie te elementy walki morskiej są kanonem każdych ćwiczeń i zapewne zostaną przeprowadzone w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Zresztą Baltops tradycyjnie jest już okazją do trenowania innych rodzajów wojsk, a czerwiec to w ogóle miesiąc poligonowy. W Polsce na brzegu najczęściej ćwiczą przeciwlotnicy, tak też było tym razem, nawet w ramach szerszego sojuszniczego zadania Ramstein Legacy.
Czytaj też: Pokój zdobyty czy wymuszony? Jak to ma się skończyć?
To Rosja zaczęła
Tradycją dużych sojuszniczych ćwiczeń jest pytanie o reakcję Rosji. O ile przed nową napaścią na Ukrainę pytanie to było stawiane w kontekście obaw o jakąś eskalację i potencjalne pogorszenie relacji z Moskwą, o tyle dziś większość takich obaw nie istnieje, bo Rosja sama wyeskalowała sytuację do maksimum i pogorszyła relacje z Zachodem poza wszelkie wyobrażalne granice. Nie ma więc krygowania się, jest przygotowanie do obrony i wzmacnianie odstraszania. Tak, Rosjanie zapewne będą latać i wykonywać niebezpieczne manewry nad okrętami NATO. Tak, zapewne wyślą w morze okręty, może na ćwiczenia ze strzelaniem. Tak, o ile został na Bałtyku jakiś okręt podwodny, będzie tropił i namierzał siły sojusznicze. Ale to już nowe realia i nikt nie pozwoli sobie na miękką grę. Baltops to ćwiczenia, a nie wojna, Rosjanie dobrze o tym wiedzą. Jeśli będą sami chcieli wojnę na Bałtyku wywołać, stan gotowości sił na północno-wschodniej flance NATO powinien ich od tego odwieść. Incydentów wykluczyć się jednak nie da. Również dlatego tegoroczny Baltops warto będzie śledzić.
Czytaj też: Czy przecenialiśmy armię Rosji? Mówi znany zachodni analityk