Świat

Biden w Azji. Zaskoczyły ostre słowa pod adresem Chin

Joe Biden w czasie spotkania z przywódcami Quad, 24 maja 2022 r. Joe Biden w czasie spotkania z przywódcami Quad, 24 maja 2022 r. Jonathan Ernst / Reuters / Foreign Policy
Waszyngton stara się stworzyć w Azji sojusz wojskowy podobny do NATO, który byłby gwarancją obrony przed ewentualną agresją Pekinu. Nieoczekiwanym i nieco dramatycznym epizodem podróży Joe Bidena okazała się konferencja prasowa w Tokio.

Zakończona właśnie kilkudniowa podróż Joe Bidena do Azji Wschodniej miała umocnić więzi Ameryki z jej sojusznikami i partnerami na tym kontynencie i obszarze zachodniego Pacyfiku. Miała też najpewniej przypomnieć Chinom, że mimo zaabsorbowania wojną w Ukrainie USA zdecydowane są nadal powstrzymywać ich ekspansjonistyczne ambicje w regionie. Kulminacyjnym momentem podróży okazała się jednak niespodziewanie „jastrzębia” wypowiedź amerykańskiego prezydenta pod adresem Pekinu, która wywołała mieszane komentarze na temat jego intencji i strategii jego rządu w Azji.

Biden z Kimem się nie spotkał

Biden zatrzymał się najpierw w Korei Południowej, gdzie spotkał się z nowym prezydentem tego kraju Yoon Suk-yeolem i stacjonującymi tam od prawie 70 lat wojskami amerykańskimi, które chronią go przed ewentualną agresją z Północy. W odróżnieniu od swego poprzednika w Białym Domu nie wykonał pojednawczych gestów w kierunku dyktatora w Pjongjangu Kim Dzong Una, z którym Trump się nawet spotkał, ale i nie skłonił do żadnych ustępstw w sprawie budowy broni nuklearnej i zbrojeń rakietowych. Biden i Yoon Suk-yeol wezwali Kima do powrotu do negocjacji, ale zapowiedzieli intensyfikację wspólnych ćwiczeń wojskowych.

W czasie wizyty Bidena w Seulu Chiny, które subsydiują totalitarny reżim w Pjongjangu, ostrzegły Koreę Południową, żeby nie przystępowała do żadnej antychińskiej koalicji pod wodzą USA. Waszyngton od dłuższego czasu stara się stworzyć w Azji sojusz wojskowy podobny do NATO, który byłby gwarancją obrony jego członków przed ewentualną agresją Pekinu. Państwa tego kontynentu, jak Japonia, zwiększyły ostatnio nakłady na zbrojenia, ale nie chcą konfrontacji i izolowania Chin. Administracji Bidena udało się na razie utworzyć tylko blok regionalnej współpracy gospodarczej pod nazwą Indo-Pacific Economic Framework, czyli układ 13 krajów regionu (razem z USA), ogłoszony przez Bidena w czasie wizyty w Tokio.

Sygnatariusze paktu oświadczyli wspólnie, że celem jest „przygotowanie ich gospodarek na przyszłość” w sytuacji ewentualnego globalnego kryzysu ekonomicznego z powodu pandemii i wojny w Ukrainie, która może wywołać głód na świecie. Ma on być alternatywą dla Trans-Pacyficznego Partnerstwa (TPP), czyli regionalnego układu o wolnym handlu, z którego USA wycofały się za rządów Trumpa.

Czytaj też: USA naciskają na Chiny. Zwycięży wilcza dyplomacja

Quad, czyli pakt czterech państw

Za swoistą namiastkę, a może zalążek „pacyficznego NATO” można uznać tzw. Czterostronny Dialog ds. Bezpieczeństwa, czyli Quad, jak kolokwialnie nazywa się utworzone 15 lat temu quasi-zrzeszenie czterech mocarstw: USA, Japonii, Indii i Australii, którego celem jest współpraca w zakresie strategii wojskowej. W Tokio, gdzie w poniedziałek i wtorek spotkali się przywódcy tych państw, ogłoszono nowe inicjatywy w dziedzinie kooperacji w takich obszarach jak bezpieczeństwo cyberprzestrzeni, badania kosmosu, a także monitorowanie szlaków żeglugowych na Morzu Południowochińskim. Zwłaszcza to ostatnie ma przeciwdziałać chińskim próbom ograniczania swobody żeglugi w tym akwenie.

Biden liczył, że szczyt Quad stanie się również w Tokio platformą integracji członków czworokąta wokół amerykańskiej kampanii potępienia i izolacji Rosji. Jednak indyjski premier Narendra Modi, przywódca nacjonalistycznej partii Bharatiya Dżanata, nie zmienił stanowiska i odmówił poparcia sankcji za napaść na Ukrainę. Dlatego Quad we wspólnym oświadczeniu potępił jedynie „wszelkie próby zmiany status quo siłą”. Mimo szerokiej współpracy z USA – przeciwwagi dla napiętych stosunków z Chinami – Indie Modiego balansują w polityce wobec Rosji, od której kupują broń i z którą utrzymują rozległe relacje handlowe.

Czytaj też: Nowe szaty tyrana. Co dziś przeraża Putina?

Tajwan. Biden odkrywa karty

Nieoczekiwanym i nieco dramatycznym epizodem podróży Bidena okazała się konferencja prasowa w Tokio, na której jeden z dziennikarzy zapytał prezydenta, czy USA „będą gotowe zaangażować się militarnie”, gdyby Chiny zaatakowały Tajwan. Jego krótka odpowiedź: „Tak”, była sensacją, ponieważ USA deklarują wierność zasadzie „polityki jednych Chin”, czyli nieuznawania od 1979 r. Tajwanu jako niepodległego państwa, i na podstawie ustawy Kongresu rządy amerykańskie zobowiązane są jedynie do dostarczania mu broni i sprzętu do obrony przed agresją z kontynentu. Polityką wobec chińskiego zagrożenia Tajwanu rządziła dotąd zasada „strategicznej dwuznaczności”, tzn. nieujawniania, co Ameryka może zrobić, by mu przyjść z pomocą.

Wypowiedź Bidena spotkała się z mieszaną reakcją. Część komentatorów uznała ją za zbyt prowokacyjną i za postawienie w trudnej sytuacji azjatyckich sojuszników USA. Na przykład nowy rząd Australii pod kierunkiem obecnego w Tokio premiera Anthony′ego Albanese′a stara się nie antagonizować Chin deklaracjami jedności z Ameryką w sprawie Tajwanu. W USA jednak wiele głosów wyrażało uznanie dla prezydenta – w tym niektórzy politycy Partii Republikańskiej, jak senator Tom Cotton, który pochwalił go za wprowadzenie „strategicznej jasności” w polityce wobec Pekinu. Zdaniem tej części opinii w czasie wojny Rosji w Ukrainie należało właśnie ostrzec Chiny, jej zdecydowanego sojusznika.

Czytaj też: Jacyś mało mobilni ci Rosjanie. I jeżdżą na złomie

„Strategiczna dwuznaczność” USA

Następnego dnia Bidena zapytano, czy USA zmieniły politykę i rezygnują ze „strategicznej dwuznaczności” w sprawie chińskiego zagrożenia Tajwanu. Prezydent odpowiedział krótko: nie. Wcześniej – a po jego poniedziałkowej groźbie, że USA przyjdą mu zbrojnie z pomocą – Biały Dom również pospieszył z oświadczeniem, że zasada „strategicznej dwuznaczności” pozostaje w mocy. Można w tym widzieć sprzeczność i zadać pytanie, czy aby Biden znowu – jak to mu się zdarzało nie raz – nie ogłasza deklaracji bez pokrycia, nie składa obietnic, których potem nie może dotrzymać. Jak pisał „New York Times”, prezydent „zasugerował, że dla Tajwanu gotów byłby pójść dalej niż w pomocy dla Ukrainy”.

USA dostarczają Ukrainie broń, wsparcie logistycznego i wywiadowcze, ale odmawiają wysłania własnych wojsk, a nawet samolotów. Czyżby na odsiecz Tajwanowi mieli wyruszyć amerykańscy żołnierze? Niekoniecznie. Potwierdzenie przez Bidena, że tak, USA mogą „militarnie zaangażować się” w obronie Tajwanu, można zinterpretować mniej dosłownie: Ameryka może po prostu dostarczać mu nowoczesną broń i sprzęt, wspierać logistycznie, wspierać wywiad itp., czyli pomagać w zasadzie tak samo jak Ukrainie. Rzecz w tym, że mówiąc o Ukrainie, Biden również używa czasem retoryki na wyrost, sugerując, że USA już de facto prowadzą z Rosją wojnę.

Niezależnie od tych retoryczno-semantycznych niuansów Chiny, zgodnie z oczekiwaniami, nie pozostały Bidenowi dłużne. Replikując mu, ostrzegły, że Ameryka pożałuje, jeśli będzie Tajwanu bronić.

Czytaj też: Smok patrzy na tygrysy. Chiny mają problem z wojną w Ukrainie

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Andrzej Duda: ostatni etap w służbie twardej opcji PiS. Widzi siebie jako następcę królów

O co właściwie chodzi prezydentowi Andrzejowi Dudzie, co chce osiągnąć takimi wystąpieniami jak ostatnie sejmowe orędzie? Czy naprawdę sądzi, że po zakończeniu swojej drugiej kadencji pozostanie ważnym politycznym graczem?

Jakub Majmurek
23.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną