Kończy się obrona Mariupola, z podziemi huty Azowstal wychodzą obrońcy: żołnierze 36. Samodzielnej Brygady Piechoty Morskiej i pułku Azow. Pięćdziesiątka najciężej rannych trafiła do szpitala w okupowanym przez Rosjan Nowoazowsku. Po udzieleniu im najpilniejszej pomocy będą – razem z grupą przeszło 200 ewakuowanych żołnierzy – czekać na wymianę za jeńców schwytanych przez Ukraińców. O ile do niej dojdzie.
Wiaczesław Wołodin, przewodniczący rosyjskiej Dumy Państwowej, polecił parlamentarnym komisjom obrony i bezpieczeństwa przygotowanie przepisów, które zamiast wydania jeńców doprowadzą do postawienia ich przed sądem. Wołodin mówi o „nazistowskich przestępcach” i ma na myśli zarówno tych, którzy – jak twierdzi – mordowali bezbronną rosyjskojęzyczną ludność, jak i tych, którzy tatuowali sobie ciała symbolami znanymi z estetycznego imaginarium III Rzeszy.
Mariupol przejdzie do historii
Neonazistowski rys pułku Azow w ostatnich dniach wykorzystał władca Czeczenii Ramzan Kadyrow. Zwracał się do Turcji, by nie zgłaszała się jako azyl, gdzie według jednego ze scenariuszy mogliby trafić obrońcy po złożeniu broni. Ewakuacja odbywa się jednak bez tureckiego udziału. Dowództwo wobec beznadziejnej sytuacji obrońców wydało rozkaz poddania się. Wołodymyr Zełenski mówi, że Ukraina potrzebuje żywych bohaterów. Z bohaterami z pułku Azow jest jednak problem. Chodzi nie tyle o postawę w ostatniej walce, ile o nurt ideowy i tradycje, do których odwołują się lub dawniej odwoływali członkowie jednostki.
Eksperci nie mają wątpliwości, że akcja w Mariupolu zapisała się w historii obrony miast, postawa Ukraińców daleko wykroczyła poza to, czego można oczekiwać od żołnierzy na polu walki. I jeśli coś zostanie za 100 lat zapamiętane z tej wojny, to m.in. trzymanie pozycji w wykonaniu pułku Azow. Najpierw walczyli na ulicach miasta, później przeszli na tereny przemysłowe, tygodniami wiązali znaczne siły rosyjskie, uszczuplając potencjał, który mógłby zostać skierowany na dalsze obszary Ukrainy. Gehenna miasta i huty Azowstal, z udziałem licznej grupy cywilów, w tym dzieci, stała się już mitem tej wojny. I będzie jednym z ważnych mitów narodowych przez pokolenia.
Czytaj też: Agonia Mariupola. Co kryją podziemia Azowstalu?
Na Azowie ciąży balast
Z militarnego punktu widzenia to elitarna, ochotnicza i doskonale wyszkolona jednostka mająca – dziś oczywiście przetrzebioną – znaczną wartość bojową. Pozostaje ciążący na Azowie balast. Zaczęło się od kibiców czy też bardziej chuliganów związanych z klubem piłkarskim Metalist, którzy w Charkowie skutecznie opierali się prorosyjskim separatystom podczas pierwszego zamachu na Donbas w 2014 r. Z namaszczenia rządu w Kijowie i ze wsparciem finansowym ukraińskich oligarchów z mieszaniny rwących się do walki ultraprawicowych radykałów, z których część odegrała rolę podczas demokratycznych protestów na Majdanie, powstał regularny oddział. Jeden z wielu podobnych w tamtym okresie – zaczynało się od batalionu – które w ramach pospolitego ruszenia zastępowały ukraińską armię.
Azow miał sukcesy, odbił m.in. Mariupol z rąk separatystów. Został wcielony do Gwardii Narodowej Ukrainy, między jedną a drugą wojną bronił linii dzielącej części Donbasu okupowane od reszty terytorium kraju, szkolił cywilów, wszedł też do polityki. Batalion rozrósł się w coś w rodzaju ruchu i przyległych organizacji. Z milicją uliczną mającą na koncie ataki na przedstawicieli mniejszości, wymierzającą osobliwie postrzeganą sprawiedliwość. I z pierwszym dowódcą, który został deputowanym. W minionych latach szereg pretensji do Azowa miały FBI (za powiązania z amerykańskimi zwolennikami białej supremacji), ONZ (za zbrodnie wojenne, w tym tortury), ambasadorowie reprezentujący w Kijowie państwa grupy G7, wzywający władze do przeciwdziałania ekstremizmowi członków Azowa.
Rząd ukraiński się za nimi wstawiał, bagatelizując przejawy nazizmu, rasizmu, sławienia przewag białej rasy, antysemityzmu czy demonstrowanie tatuaży, ornamentów oraz godeł znanych z mundurów i dekoracji z okresu III Rzeszy. Andrij Biłecki, pierwszy dowódca Azowa, dowodził swego czasu, że misją narodu ukraińskiego jest przewodzenie białym rasom świata w ostatecznej krucjacie przeciw semickim podludziom. Z czasem Azow rozrósł się niemal do brygady, liczył 2–3 tys. osób, miał własną artylerię i logistykę. W Ukrainie walczą jeszcze inne jednostki spod znaku Azowa.
Czytaj też: Czy w tej wojnie naprawdę chodzi o Donbas?
Oni walczą z Rosją, Putin z nimi
Napływ nowych żołnierzy rozwodnił dawny kontekst ideologiczny, dziś członkowie Azowa – nawet jeśli mają radykalne poglądy – wiedzą już, czym jest polityczna poprawność. Nie zawsze robią z tej wiedzy użytek. Na wczesnym etapie wojny zamieścili w sieci film dokumentujący smarowanie karabinowych kul słoniną. „Drodzy muzułmanie – mówi jeden z członków Azowa do Czeczenów walczących po stronie Putina i zobligowanych do stronienia od wieprzowiny – nie wpuszczą was do raju, proszę, wracajcie do domu”. Zresztą zanosi się na to, że Mariupol zostanie przekazany właśnie Czeczenom, znanym z brutalności, mającym pewnie dodatkowo pohańbić zrujnowane miasto.
Członkowie Azowa, z dużymi zasięgami w mediach społecznościowych, nauczyli się też, że w złym tonie jest zagranicznym dziennikarzom demonstrować tatuaże ze swastyką. Paradoksalnie często są rosyjskojęzyczni i wywodzą się z regionów, którym dawniej przypisywano niemal automatyczną sympatię do Rosji. Niemniej w starciach z nią mają wybitnie wysokie morale, co może częściowo wynikać z generalnego palenia się do walki.
Po 2014 r. oddział pielęgnujący status weteranów i bohaterów zmagań z separatystami był zbyt duży i potrzebny, by z niego zrezygnować. Z drugiej strony przedwojenne funkcjonowanie Azowa było niewygodne, bo karmiło rosyjską propagandę. Dlatego Rosjanie nadal mówią o „hitlerowskich batalionach”, a Putin – wskazując na Azow – podkreślał denazyfikacyjny cel tzw. operacji specjalnej w Ukrainie.
Czytaj też: Żelazem i mięsem. Chaos i okrucieństwo rosyjskiej armii