Warszawa patrzy na Bałtyk z trwogą i nadzieją. Po odcięciu przez Rosję gazu dostarczanego naziemnym rurociągiem przetrwanie najbliższej zimy i wielu następnych zapewnić ma Polsce nowy gazociąg Baltic Pipe i morskie dostawy skroplonego paliwa do gazoportu w Świnoujściu (pływający terminal LNG ma powstać w Gdańsku). Po unijnych decyzjach o zerwaniu z rosyjską ropą również gdański port naftowy może się okazać życiodajnym źródłem energii.
Ale to nie wszystko. To nad morzem, w Lubiatowie, ma powstać pierwsza polska elektrownia jądrowa, perła w koronie polskiej niezależności energetycznej. Pod morzem płynie już do nas kablami prąd ze Szwecji, czasem również w drugą stronę. To połączenie może się okazać jeszcze ważniejsze, gdy rozkręcą się polskie farmy wiatrowe. Traktowany przez lata po macoszemu Bałtyk staje się obszarem o strategicznym znaczeniu. Nie tylko dla nas, również dla Skandynawów.
Zamykanie okna
Fińska śluza bezpieczeństwa. Finlandia i Szwecja ostatecznej decyzji jeszcze nie ogłosiły, ale ich aplikacja do NATO może być kwestią najbliższych dni. A wtedy Sojusz zaprosi oba państwa na pokład już w czerwcu, na madryckim szczycie. Czas w poczekalni będzie skrócony do minimum, bo obaj północnoeuropejscy partnerzy NATO spełniają polityczne i wojskowe kryteria członkostwa, a ich siły zbrojne w dużym stopniu już teraz są kompatybilne z pozostałymi sojusznikami.
Jeśli faktycznie Władimir Putin, atakując Ukrainę, chciał odbudować wokół Rosji strefę buforową z czasów sowieckich, osiągnął coś przeciwnego. W obliczu rosyjskiej agresji Finowie i Szwedzi uznali, że potrzebują mocniejszych gwarancji bezpieczeństwa, obejmujących parasol nuklearnego odstraszania. Tu nie ma innej alternatywy poza NATO. W obu tych krajach przystąpienie do Sojuszu nie jest tematem nowym w debacie publicznej, ale jeszcze do niedawna poparcie społeczne dla niego nie przekraczało 20–25 proc.