Świat

74. dzień wojny. Armia komiwojażerów. Dlaczego Rosjanie przegrywają?

Prorosyjski separatysta w Doniecku, 7 maja 2022 r. Prorosyjski separatysta w Doniecku, 7 maja 2022 r. Alexander Ermochenko / Reuters / Forum
Bohaterska obrona Ukrainy wywołuje podziw świata, a zarazem wdzięczność za powstrzymywanie rosyjskiej agresji, która mogłaby spaść na kolejne państwa Europy. Dlaczego Rosjanie wykazują się tak małą skutecznością? Dziś zajmę się czynnikiem ludzkim.

Mimo ponawianych ataków Rosjanie w Donbasie nadal nie posuwają się naprzód, poza nielicznymi wyjątkami, ale nawet i to nie są znaczące zdobycze. Zdołali ostatecznie zająć cały Jampił i zbliżyli się do Ozerne, ale póki co zostali tu powstrzymani. Z kolei w ciężkich walkach pomiędzy Rubiżne a Sewierodonieckiem, we wsi Wojewodiwka, zostali nieznacznie odepchnięci, obecnie walki toczą się o wschodnią stronę wsi. Jedyne miejsce, gdzie rosyjskie wojska nieco się posunęły, to rejon na południe od Sewierodoniecka i Łysaczańska, znajdują się one na zachodnim brzegu rzeki Donieck. Rosjanie zajęli miejscowość Krymskie i posuwają się w stronę Nyżnie i Toszkiwki, czyli tradycyjnie jakieś 2 km terenu kosztem broniącej się tu ukraińskiej 17. Kriworyskiej Brygady Pancernej im. Kosiantina Piestuszka. Naciera tu 68. Żytomiersko-Berliński Pułk Czołgów Gwardii i 103. Pułk Zmechanizowany, oba ze 150. Irdycko-Berlińskiej Dywizji Zmechanizowanej należącej do 8. Armii Gwardii.

Rosjanie zajęli też niemal całą Popasną, a walcząca tu ukraińska 24. Brygada Zmechanizowana im. Króla Daniła została zmuszona do cofnięcia się na obrzeża miasta. Tutaj naciera pozostała część 150. Dywizji – 163. Nieżynskij Pułk Czołgów i 102. Słonimsko-Pomerański Pułk Zmechanizowany. Wspiera je też 6. Kozacki Pułk Zmechanizowany im. Matwieja Płatowa oraz 4. Brygada Zmechanizowana Gwardii wojsk Ługańskiej Republiki Ludowej, czyli ługańscy separatyści, zwani też zdrajcami.

Na wszystkich pozostałych kierunkach Rosjanie także stoją. Za to natarcie ukraińskie na północ od Charkowa rozwija się doskonale i znów zdobyto kolejne wsie. Wojska ukraińskie uchwyciły Cyrkuny i Ruskie Tiszki na północ od miasta. A Rosjanie zaczęli w obwodzie kurskim i biełgorodzkim kopać okopy na granicy z Ukrainą, zupełnie jak na podejściach do oblężonego Leningradu w 1941 r. Czy oni naprawdę myślą, że ukraińskie wojska przekroczą granicę i ruszą wprost na Moskwę?

Dlaczego tak wciąż potężne, choć mocno osłabione w dotychczasowych walkach siły nie są w stanie pokonać ukraińskiej obrony? Częściową odpowiedzią na to jest siła i determinacja, z jaką Ukraińcy bronią swojej ojczystej ziemi, ich wola walki, wytrzymałość i bohaterstwo są niesamowite. Ale to jeszcze nie wyjaśnia wszystkiego. Wyjaśnienie leży po stronie rosyjskiej.

Czytaj także: Orka bij, bij, bij! Rosyjscy żołnierze jak stwory z książek Tolkiena

Dowódcy według klucza

Większość rosyjskich dowódców dobieranych jest według tradycyjnego już dla państw totalitarnych klucza. Czyli nie według kompetencji i wiedzy, ale pod kątem lojalności, oddania i umiejętności podlizania się przełożonym. A ta ostatnia, w przeżartej korupcją i złodziejstwem Rosji, ma często wymiar czysto materialny.

Ciekawym przykładem jest tu na gen. por. Siergiej Kisjel. Do niedawna dowódca 1. Armii Pancernej Gwardii z Zachodniego Okręgu Wojskowego. A to najlepsza i najsilniejsza armia w Rosji, wystawiająca pododdziały na doroczne defilady na placu Czerwonym. Na jej czele z założenia stoi wyróżniający się rosyjski generał. A tymczasem, jak donosi ukraiński wywiad GUR na swojej stronie internetowej, pod koniec marca Kisjel został usunięty ze stanowiska „za niekompetencję w dowodzeniu podległymi wojskami, osobiste niezdecydowanie i tchórzostwo, co doprowadziło do utraty kontroli nad sytuacją i masowego dostawania się do niewoli żołnierzy poborowych”. Nagle Rosjanie się obudzili? Dopiero po blisko 30 latach służby w stopniu oficerskim odkryli, że gen. por. Kisjel jest niekompetentny, niezdecydowany i tchórzliwy? Rychło w czas… W międzyczasie zdążył wytracić cały 13. Szepietowski Pułk Czołgów Gwardii pod Trościańcem, pułk należący do elitarnej 4. Kantemirowskiej Dywizji Pancernej Gwardii im. Jurija Andropowa. Połowę czołgów utracono w walce, a połowę potopiono w błocie – ukraińskie wojska wyłapały ich załogi usiłujące dać drapaka w las. A potem do akcji wkroczyły ukraińskie traktory.

Zresztą Kisjel nie jest jedyny. Dowódcę 6. Armii z Zachodniego Okręgu Wojskowego gen. por. Władisława Jerszowa zdjęto ze stanowiska na samym początku, po tym jak wpakował część zmechanizowanych jednostek prosto do Charkowa, po czym te jednostki zostały równo wystrzelane, pozostawiając na ulicach miasta wraki pancernych pojazdów. Pan generał nie bardzo później wiedział, co się stało z jego żołnierzami. Miał spore manko, stany mu się nie zgadzały, a dowódca 6. Armii nie potrafił się z nich rozliczyć. Skończyło się to umieszczeniem generała w areszcie domowym. Kto dziś dowodzi 6. Armią, trudno powiedzieć, ale nadal zbiera ona tęgie lanie pod Charkowem do tego stopnia, że przerażeni Rosjanie kopią za nią okopy po swojej stronie granicy.

Czytaj także: To są ci najlepsi rosyjscy dowódcy?

Przekręty na miliony rubli. Korupcja w armii kwitnie

Korupcja w wojsku stała się wręcz legendarna. Jedną z najbardziej niewiarygodnych opisuje rosyjski „Kommiersant”. Według tych doniesień w 2014 r. wykonano na krążowniku „Moskwa” remont połączony z wymianą rakiet przeciwlotniczych na nowe, bo starym „wyszły” resursy. Kmdr Igor Supranowicz stojący na czele komisji przetargowej wybrał nieznaną firmę Elektropribor, która wzięła za te prace blisko miliard rubli. Tyle tylko że poza egzemplarzami do testów żadnych rakiet nie wymienili, defraudując przy tym 692 mln rubli. Według FSB sam kmdr Supranowicz skasował za przekręt 16 mln. Sprawa wyszła na jaw, kiedy w czasie wojny krążownik usiłował odpalać rakiety do krążących bayraktarów, ale połowa z nich nie działała… Nie był się też w stanie obronić przed ukraińskimi pociskami Neptun, co się dla krążownika skończyło dość fatalnie.

Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Rosyjskie wojsko niedawno zakupiło całkiem sporo nowoczesnych cyfrowych radiostacji R-187 Azart w wersji przenośnej i pojazdowej. Ale w Ukrainie znalazło się ich całkiem mało, bowiem okazało się, że są one do niczego. Analityk wojskowy dr Thomas Withington ze słynnego think tanku RUSI napisał, że w radiostacjach, które miały być zbudowane całkowicie w Rosji, odkryto chińskie części i że przypuszczalnie jedna trzecia budżetu na ich zakup została zdefraudowana… Jak mają zatem działać poprawnie, skoro złożono je z taniej chińskiej tandety? Żeby było śmieszniej, przy zabitych rosyjskich oficerach często odnajduje się popularne chińskie walki-talkie BaoFeng UV-82HP, które na Allegro w Polsce można kupić za stówę. Okazuje się jednak, że w przeciwieństwie do azarta przez baofenga można się dogadać, choć słucha tego pół Ukrainy.

Przykłady korupcji można by mnożyć. Dlatego rosyjski sprzęt w Ukrainie funkcjonuje, jak widać. Na przykład pamiętam, jak Rosjanie chwalili się systemami aktywnej obrony czołgów, takimi jak Sztora czy Drozd 2, które miały rozstrzeliwać w powietrzu nadlatujące rakiety przeciwpancerne. A ja się nadziwić nie mogę, że skoro miały być takie skuteczne, to dlaczego w Ukrainie nie działają, a zamiast tego rosyjskie warsztaty polowe spawają na wieżach specjalną konstrukcję z rur stalowych mających zdetonować daleko od pancerza głowicę kumulacyjną spadającego z góry javelina (pocisk ten przed uderzeniem w cel robi skok w górę i spada na atakowany cel od góry). Wygląda to jak wielka suszarka na bieliznę, tylko po co te stelaże, jeśli są rzekomo bardzo skuteczne systemy samoobrony?

Bryc: Zagadka niemocy rosyjskiej armii? Korupcja

Morale sięgające dna

W rosyjskim wojsku panują stosunki iście feudalne. Żołnierzy traktuje się jak śmieci, ale przede wszystkim są oni wykonawcami różnych przekrętów swoich dowódców. Przecież jak rosyjskie wojsko kradnie w Ukrainie pralki, lodówki, a nawet kabiny prysznicowe czy wielkie dywany, to chyba nie noszą tego ze sobą? Czy można sobie wyobrazić rosyjskiego żołnierza idącego do natarcia jak taszczy zmywarkę? A zatem wszystkie te łupy muszą być odstawiane do Rosji, gdzie są sprzedawane. I tak się faktycznie dzieje, ciężarówki zaopatrzenia dostarczające na front amunicję i inne zapasy, z powrotem wiozą dobra wszelakie nakradzione przez rosyjskie wojsko. Czyli to w dobrze funkcjonujący proceder o charakterze zorganizowanej grupy przestępczej. A kto tym kręci? Przecież to jasne, że dowódcy od najniższych do całkiem wysokich szczebli, bo jak inaczej zmienić wojsko w wielką sieć komiwojażerów?

Jak takie wojsko ma mieć wolę walki, wykazywać odwagę i poświęcenie? W imię czego, dla przełożonych trzaskających niezłą kapuchę na tym, co ich podwładni nakradną?

Rosyjski żołnierz traktowany przez przełożonych jak śmieć nie dba też o sprzęt. Ma to gdzieś. W jednostkach czołgi czy transportery opancerzone są w opłakanym stanie, bo jego serwisowanie jest prowadzone byle jak. Nie funkcjonuje wiele istotnych systemów, a te które działają, są źle wyregulowane. Rosyjski żołnierz bez żadnego żalu porzuca czołg, transporter, działo samobieżne czy przeciwlotniczy zestaw rakietowy, dla niego to bezwartościowy złom, dla ratowania którego nie opłaca się narażać własnej skóry.

Czytaj także: Po co Rosji wojska desantowe? Elitarne tylko z nazwy

Na szkolenie czasu już nie ma

Patrząc na działania rosyjskich wojsk, można znaleźć mnóstwo przykładów kompletnego braku wyszkolenia. Śmigłowce bojowe stają w zawisie na dłuższy czas nad terenem kontrolowanym przez ukraińskie wojska, są więc zestrzeliwane z rakiet przeciwpancernych. Wojskowe kolumny poruszają się często zderzak w zderzak, a na postoju podobnie stawiają własne pojazdy, tak że przy ostrzale artyleryjskim jeden wybuchający pojazd powoduje detonacje sąsiedniego. Z powodu tego tłoczenia się na drogach ukraińska artyleria miała używanie i zadała orkom takie straty, że niektóre jednostki potraciły trzecią część swoich stanów.

Co zatem robią wojska rosyjskie, zamiast się szkolić? Najprawdopodobniej są wykorzystywane w różnych prywatnych interesach kręconych przez dowódców, a na szkolenie już czasu nie ma. Komu by się chciało. Od czasu do czasu wybucha w Rosji afera z wykorzystywaniem żołnierzy do prywatnych celów ich przełożonych.

A nawet bywa jeszcze ciekawiej. W 2021 r. wybuchła afera w Jurdze pod Nowosybirskiem. Okazało się bowiem, że miejscowi żołnierze ze 120. Stalingradzkiej Brygady Artylerii Gwardii uczestniczyli z bronią wraz z lokalnymi rzezimieszkami w zbieraniu haraczy od lokalnych przedsiębiorców. Taka to gwardia – kiziory mafii południowo-syberyjskiej, przy czym część z jej bossów to wojskowi dowódcy. Ten sam proceder stwierdzono też w stacjonującej tu 74. Zwienigorodzko-Berlińskiej Brygadzie Zmechanizowanej Gwardii. Tymczasem w Ukrainie trzeba walczyć, a tego żołnierzy nikt nie nauczył, nie było kiedy. I sławetna 41. Armia dobra, jak widać, w wymuszeniach i rabunkach w swoich syberyjskich garnizonach wysłana na Kijów nie była w stanie przebić się dalej niż kawałek za Czernihów, którego zresztą też nie zdobyła, lecz obeszła. A obecnie sławetna 74. Jurgańsko-Mafijna Brygada Gwardyjskich Cyngli bezskutecznie szturmuje Liman. I nie myślcie, że Syberia to jakiś odosobniony przypadek. Na Dalekim Wschodzie też ludzie odetchnęli z ulgą, gdy wojska 35. Armii przeniosły się rozrabiać do Ukrainy, dając spokój miejscowej ludności. A co potrafią, pokazali w Irpieniu, Buczy i pod Makarowem

Sama liczba pojazdów bojowych i innych wpakowanych w błoto czy bagna, nie mówiąc już o ukraińskich zasadzkach, świadczy o tym, że rosyjskie wojska notorycznie lekceważą rozpoznanie i pchają się tam, gdzie czekają ich różne niemiłe niespodzianki. Co prawda ostatnio są dużo ostrożniejsi, ale wciąż wydają się jakoś mało mobilni, nie potrafią sprawnie przerzucić sił z kierunku na kierunek, by zadać niespodziewany cios, tam gdzie pęka ukraińska obrona.

No i dobrze. Niech tak zostanie. Wcale mnie to wszystko nie martwi. Wyobrażacie sobie, co mogłoby się stać, gdyby rosyjskie wojska okazały się skutecznym instrumentem walki?

Czytaj także: Łuki, kleszcze i błoto. Jak Rosjanie utknęli w Donbasie

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Hotel widmo w Pobierowie to gigantyczny problem. Nie wiadomo nawet, ile i jakich samowolek popełniono

Największy i wielokrotnie krytykowany hotel w Polsce już od trzech lat miał przyjmować gości w nadmorskim Pobierowie. Ale dobrze, że ciągle jest zamknięty. Nie będzie dla gminy Rewal żyłą złota, a kłopoty mogą być spore, gdy w końcu ruszy.

Mirosław Kwiatkowski
18.08.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną