Świat

Dzieci jako żywe tarcze wojny w Ukrainie. Horror i wstyd

Zbombardowany blok mieszkalny w Mariupolu Zbombardowany blok mieszkalny w Mariupolu Peter Kovalev/TASS / Forum
Można się tylko domyślać, jak nieprofesjonalne i zagubione jest młode wojsko, które ima się takich skrajnie niehonorowych metod prowadzenia wojny.

Wywiad wojskowy Ukrainy informuje, że w wielu miejscach żołnierze rosyjscy porywają ukraińskie dzieci i umieszczają je w swoich pojazdach, aby zabezpieczyć się przed ostrzałem. Najlepiej potwierdzone informacje o takim postępowaniu Rosjan dotyczą wsi Nowy Byków w obwodzie czernihowskim. Podobne incydenty miały mieć miejsce również w obwodach kijowskim, sumskim i zaporoskim.

„Żywe tarcze”, czyli morale armii sięgnęły dna

Jednocześnie służby rosyjskie rozpowszechniają fałszywki mające świadczyć o tym, że ukraińscy żołnierze w Mariupolu przywiązują rosyjskie dziewczęta do słupów, używając ich w ten sposób jako żywych tarcz. Okazało się, że zdjęcia pochodzą ze Lwowa i dotyczą (nader niechlubnej zresztą) praktyki samozwańczych stróżów porządku, którzy przyłapanych na gorącym uczynku złodziei traktują w taki sposób – w oczekiwaniu na przyjazd policji. Paskudny zwyczaj przywiązywania domniemanych złoczyńców do słupów ma we wschodniej Europie i Rosji długą i wciąż żywą tradycję. Nie ma to jednakże związku z kwestią stosowania tzw. żywych tarcz. Porywanie dzieci i wykorzystywanie ich do celów wojskowych, narażając je na niebezpieczeństwo i traumę, jest ciężkim przestępstwem, którego sprawcy powinni być ścigani i sądzeni przez własną armię (na co w przypadku armii rosyjskiej liczyć nie można) oraz przez międzynarodowe trybunały. Miejmy nadzieję, że tak się stanie.

Można się tylko domyślać, jak nieprofesjonalne i zagubione jest młode wojsko, które ima się takich skrajnie niehonorowych metod prowadzenia wojny. Atakowanie i krzywdzenie cywilów zawsze oznacza degradację, a nawet degenerację armii. Jeśli tymi cywilami są dzieci, to znaczy, że morale armii sięga dna. A jednak „żywe tarcze” mają swoją tradycję, a nawet legendę. Dotyczy to również naszego kraju. I są to legendy, w których żywa tarcza bardziej nie działa, niż działa.

Moralna racja w konflikcie zbrojnym

Sytuacji wojennych, w których poświęca się nieswoje życie bądź wręcz szafuje się cudzym życiem, aby uchronić się przed klęską lub przybliżyć zwycięstwo, jest wiele. Rosjanie bohatersko walczyli z Niemcami podczas II wojny światowej, lecz ich dowódcy nie wahali się wypuszczać do ślepego i samobójczego ataku tysięcy żołnierzy. „Mięso armatnie” to potworne określenie tego dzikiego i często wręcz zbrodniczego sposobu prowadzenia wojny. W jakimś tragicznym splocie bohaterstwo współistnieje tu z najgorszym okrucieństwem.

Innym przykładem jest lokowanie stanowisk bojowych w terenie gęsto zaludnionym bądź nawet w domach mieszkalnych. Zdarza się to często w konfliktach zbrojnych, w których jedna ze stron jest słabsza. Ściągając ogień silniejszego przeciwnika na siedziby cywilów, można liczyć (jakkolwiek brutalnie i przewrotnie to brzmi) na uzyskanie przewagi moralnej, gdyż opinia publiczna raczej zauważy niewinne ofiary niż zbrodnicze narażenie ich na śmierć przez ich pobratymców. Taka jest straszna prawda o mediach i moralności publicznej – obraz znaczy tu stokroć więcej niż myśl i słowo, nie mówiąc już o prawdzie, którą interesuje się niewielu. No i wreszcie owe „żywe tarcze”, gdy atakujące wojsko zabezpiecza się przed ogniem, osłaniając się pojmanymi zakładnikami.

Człowiek, który bierze zakładników spośród wrogów i używa ich jako żywej osłony, stawiając wroga przed dylematem, czy zabijać swoich, czy się poddać, z pewnością działa w myśl zasady, że cel uświęca środki. Zamiast walczyć, obezwładnia moralnie przeciwnika, biorąc go szantażem. Czy jednak wojna musi być honorowa? Czy zabity zakładnik jest ofiarą tego, kto użył go jako żywej tarczy, czy tego, kto do tej „tarczy” strzelał? Odpowiedź na to pytanie nie może być ogólna. Nie można bowiem abstrahować od tego, po czyjej stronie jest moralna racja w konflikcie zbrojnym. Czasami nie jest to jednoznaczne, lecz akurat w przypadku wojny w Ukrainie jednoznaczne jest. Rosjanie są najeźdźcami. Pewnie lepiej, żeby wojna była honorowa, cokolwiek to znaczy. Pewnie lepiej, żeby nie było żadnych żywych tarcz. Jeśli jednak takowe są, to zbrodnia inną ma miarę, gdy zakładników przywiązują do swych wojennych machin zbrodniczy najeźdźcy, niż gdy robią to zdesperowani obrońcy. A jednak mam nadzieję, że Ukraińcy nigdy tak nie zrobią.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną