Wojna w Ukrainie i zagrożenie strategicznego bezpieczeństwa sprawiły, że w tym roku wybory prezydenckie we Francji obserwowano ze szczególnym napięciem. Francja ma największą w Unii Europejskiej czynną armią i wraz z Niemcami pozostaje rdzeniem cywilnej konstrukcji UE. Jeśli więc Europa ma przygotować się na nowe wyzwania, współpraca i czynny udział ze strony Francji będą niezbędne.
Rezultat Macrona wyższy niż sondaże
To była jedna ze stawek tegorocznych wyborów prezydenckich. W drugiej turze proeuropejski i ekonomicznie liberalny prezydent starł się z co najmniej eurosceptyczną Marine Le Pen, której program opierał się na przekonywaniu, że wyraźne pogorszenie się bytu zwykłych Francuzów i Francuzek, osławiona malejąca siła nabywcza, to wina wejścia w struktury europejskie. Ten bardzo stary mit ma swoje korzenie jeszcze w 2003 r., kiedy nastąpiła zamiana franka na euro – niezbyt korzystny kurs przyjęty przez decydentów i tendencja do zaokrąglania cen wywołały przejściową drożyznę. Co ciekawe, argument ten odstraszył od eurowaluty również polskich rządzących.
Le Pen na populistycznych i antyeuropejskich hasłach regularnie podnosi swoje notowania. W 2017 r. również znalazła się w drugiej turze, uzyskała teraz aż 8 pkt proc. więcej – z 33,9 proc. poprawiła wynik na 41,8 proc. To ważny wskaźnik, tym bardziej że w tej kampanii przywódczyni Zgromadzenia Narodowego odpuściła skrupuły i bez pardonu forsowała program oparty na systemowej dyskryminacji imigrantów, „priorytecie narodowościowym” w instytucjach publicznych i systemie wsparcia społecznego.