Świat

45. dzień wojny. Nowy rosyjski generał do posprzątania bajzlu

Zniszczone rosyjskie czołgi. Irpień, 6 kwietnia 2022 r. Zniszczone rosyjskie czołgi. Irpień, 6 kwietnia 2022 r. Laurel Chor / Forum
Patrząc na to, co wojska Rosji wyprawiają w Ukrainie, można odnieść wrażenie, że nikt nimi nie dowodzi. A jednak – dowódca był. Putin właśnie go zmienił. Czy nowy generał poradzi sobie z chaosem na froncie?

Chyba coś zaczyna docierać do kierownictwa – skala porażki musi być szokiem. Dmitrij Pieskow mówi o tragicznie dużych rosyjskich stratach, które według ukraińskiego resortu obrony wynoszą 18,9 tys. zabitych. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy opublikowała z kolei ciekawe nagranie rozmowy rosyjskiego żołnierza z żoną. Przeklinał Putina, narzekał na ciężkie warunki i śmierć wojaków. Codziennie odjeżdża 30 ciężarówek z „gruz 200” („ładunek 200” – zabici) – opowiadał. Żona go pocieszyła – jakiś jasnowidz, który ponoć przewidział wojnę, teraz przekonuje, że zakończy się 13 kwietnia...

Czytaj też: Rzeźnicy z Buczy, mordercy z Kramatorska

Operator na polu minowym

Rosyjskie filmy propagandowe są czasem równie inteligentne. Rosjanie chwalą się przykładowo, jak ich najnowszy samolot uderzeniowy Su-34 wykonuje manewr i odpala rakiety niekierowane elegancko trafiające w cel. Moje uznanie dla grupy historyczno-rekonstrukcyjnej. Amerykanie ostatni raz rakiet niekierowanych używali w Wietnamie do atakowania celów naziemnych ponad 50 lat temu. Jest XXI w., era taniej, powszechnie dostępnej broni precyzyjnej, są bomby i rakiety kierowane GPS (laserowo, termowizyjnie, metodą kombinowaną). A Rosjanie wysyłają swoje cud-maszyny za miliony dolarów, by odpalały rakiety niekierowane niczym brytyjskie typhoony do tygrysów i panter w Normandii w 1944 r. I jeszcze się tym chwalą!

Równie podnoszący na duchu jest film pokazujący, jak forsują Donieck po moście pontonowym. Tyle że most zatonął i osiadł na dnie, na szczęście dla Rosjan dość płytko. Czołgi i ciężarówki brodzą prawie metr zanurzone w wodzie. Można i tak, ważne, żeby się dostać na drugi brzeg. Jak może utonąć most pontonowy? Pontony im przeciekają?

Czytaj także: Rosyjskie tanki bez silników

Absolutnym hitem sieci jest jednak praca rosyjskich saperów. Idą tyralierą i szukają min wykrywaczami, notabene też z minionej epoki, bo nie są to współczesne urządzenia ultradźwiękowe, lecz typowe indukcyjne, które w Polsce można kupić na allegro. Ale nie to jest tu najfajniejsze. Otóż saperzy są filmowani przez operatora. Idzie tyłem, przed żołnierzami, czyli kroczy przez nierozminowaną część pola. Albo to kolejny pic, albo bezmyślność prowadząca do klasycznej zabawy w rosyjską ruletkę. Wersja wybuchowa.

Plan co prawda dobry...

Patrząc na to, co wojska Rosji wyprawiają w Ukrainie, można odnieść wrażenie, że tym chaosem nikt nie dowodzi. Choć wydaje się, że jakiś plan był. Najpierw uderzenie na lotniska, posterunki radiolokacyjne, pozycje rakiet przeciwlotniczych, stanowiska dowodzenia… To powinna być skoncentrowana, niezwykle intensywna operacja wsparta solidnym rozpoznaniem, skutkująca całkowitym panowaniem w powietrzu. Tymczasem miało miejsce rachityczne uderzenie trwające dwie godziny, nim ruszyły wojska na ziemi. Mimo wystrzelenia ok. 200 rakiet Iskander i Kalibr i wykonania ok. 400 wylotów samolotów bojowych – guzik osiągnięto, ukraińska obrona w znacznym stopniu przetrwała, a uderzenia skierowano w niewłaściwe miejsca. Nikt nie miał serca ich kontynuować, co się srodze zemściło.

Czytaj też: Nadchodzi kluczowa bitwa o Donbas. Teraz liczy się każda godzina

Był pomysł zdobycia lotniska w Hostomlu desantem śmigłowcowym, by zaraz lądowały tu samoloty transportowe z trzema dywizjami powietrzno-desantowymi i sprzętem pancernym. Rosyjskie dywizje powietrzno-desantowe jako jedyne na świecie mają pancerne gąsienicowe wozy, które mogą być zrzucane na spadochronach albo przewożone samolotami. Nie są to co prawda czołgi, ale dają lekkozbrojnym spadochroniarzom jakże potrzebne wsparcie. Każda taka dywizja ma batalion z najprawdziwszymi czołgami, zwykle T-72BM. Co prawda nie da się ich zrzucać, bo wbiłyby się głęboko w ziemię, za to może je transportować wielki An-124 Rusłan (ironia losu: budowany w Kijowie), których Rosja ma 16 sztuk.

Pomysł był dobry, bo gdyby nagły atak brygady powietrzno-szturmowej opanował lotnisko na początku, to dziesiątki Ił-76 i kilka An-124 utworzyłyby most powietrzny, a kolejno przerzucane dywizje niespodziewanie wtargnęłyby do Kijowa. Rosyjscy desantowcy, teoretycznie elitarna formacja wyszkolona do walk w izolacji od sił głównych, mogliby z zaskoczenia wedrzeć się do dzielnic rządowych i sparaliżować kierownictwo ukraińskiego państwa. Wspaniały plan. Ale aż nazbyt oczywisty.

Czytaj też: Zagadka niemocy rosyjskiej armii? Korupcja

...ale wykonanie fatalne

Wykonanie było fatalne. Śmigłowce szturmowe Ka-52 i Mi-24 w liczbie ok. 30 ruszyły do ataku na pozycje obronne na lotnisku Hostomel. Poleciały oczywiście wzdłuż Dniepru; szerokie rozlewiska miały zapewnić względne bezpieczeństwo. Tymczasem na przewężeniach Ukraińcy zorganizowali zasadzki; dwa śmigłowce po kolei trafione wpadły do wody. Wysadzony desant 31. Brygady Desantowo-Szturmowej Gwardii został dosłownie zdziesiątkowany, zabito blisko 100 z 300 żołnierzy. Dopiero wieczorem wylądował kolejny batalion, który zapobiegł pełnej katastrofie, ale nie zdołano poszerzyć przyczółka poza lotnisko. Desantowcy byli tu jak w oblężonej twierdzy, sami się bronili, a o przylocie samolotów transportowych nie było mowy.

Czytaj też: Żelazem i mięsem. Chaos i okrucieństwo rosyjskiej armii

Gdzie było wsparcie lotnicze? Dziesiątki samolotów, które zrzucałyby bomby kierowane? Gdzie drony, które wskazywałyby cele? Fale desantu śmigłowcowego? Czy ktoś tam w ogóle podejmował decyzje, umiał elastycznie reagować na doniesienia z pola walki? Na szczęście dla Ukrainy i reszty świata nikt nad tym burdelem, bo inaczej nazwać się tego nie da, nie panował. Rachityczne ataki pojedynczych Su-25 nie mogły niczego zmienić. Wojska lądowe sobie, a siły powietrzne sobie, żadnego współdziałania, żadnego dowódcy połączonych komponentów, który wydałby rozkaz: zostawcie to, co robicie, wszystkie siły na Hostomel! Przecież to był ten moment kulminacyjny, o którym uczą na każdej uczelni wojskowej. Punkt zwrotny. Teraz albo nigdy. Rosjanie przegapili „teraz”, które w końcu zamieniło się w „nigdy”.

Kto dowodzi Rosjanami w Ukrainie?

Dowódca Południowego Okręgu Wojskowego Aleksandr Dwornikow ma zmienić rzekomo dowodzącego operacją gen. armii Siergieja Surowikina. Nie ma co prawda pewności, że dowodził, jedynym źródłem tej informacji jest rosyjski oligarcha Leonid Newzlin, który nawiał do Izraela i na wszelki wypadek zrzekł się obywatelstwa. Gen. Surowikin jest nominalnie dowódcą Sił Powietrzno-Kosmicznych Rosji, ale żaden z niego lotnik, to „zmechol”, były dowódca piechoty zmechanizowanej, całą karierę spędził w wojskach lądowych. Dowodził kontyngentem w Syrii. Do sił powietrznych skierowano go w 2018 r., by zrobił w nich porządek. Widać, że nie bardzo mu się udało. Jeśli faktycznie on dowodził operacją w Ukrainie, to całkiem się już skompromitował.

Czytaj też: Czemu tu leziecie? Czyli jak działa system Putina

Starszy, urodzony w 1961 r. gen. armii Aleksandr Dwornikow to też oficer piechoty zmechanizowanej. Pochodzi z Ussuryjska na Dalekim Wschodzie, gdzie skończył radzieckie liceum wojskowe (adepci chodzą w mundurach od 13. roku życia i podlegają dyscyplinie). Skończył też w Moskwie akademię ogólnowojskową, po czym wrócił jako dowódca plutonu, kompanii i wreszcie batalionu piechoty zmechanizowanej. W latach 1995–2000 dowodził pułkiem zmechanizowanym w słynnej 2. Tamańskiej Dywizji Zmechanizowanej Gwardii, a to nie lada awans z kompletnej prowincji pod chińską granicą. Był szefem sztabu i w końcu dowódcą 19. Woroneżsko-Szumlińskiej Dywizji Zmechanizowanej we Władykaukazie. Był zastępcą dowódcy okręgu wojskowego, a od 2016 r. dowodzi Południowym Okręgiem Wojskowym. W latach 2015–16 dowodził kontyngentem w Syrii, jest uważany za zdobywcę Aleppo i Palmyry.

Wyznaczono go na dowodzącego rosyjską operacją w Ukrainie, bo wojna przeniosła się na wschód, czyli w jego obszar odpowiedzialności. I także dlatego, że tutaj odniesiono jakiekolwiek sukcesy, ustanawiając lądowe połączenie z Krymem, choć zdobycie Mariupola przez pierwsze 45 dni wojny Rosjan przerosło.

Życzę panu generałowi, żeby sobie elegancko na tej operacji zęby połamał. Takiego bowiem chaosu, jaki zapanował w wojskach rosyjskich, to i sam diabeł nie ogarnie.

Czytaj też: Rosyjskie tanki bez silników

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Hotel widmo w Pobierowie to gigantyczny problem. Nie wiadomo nawet, ile i jakich samowolek popełniono

Największy i wielokrotnie krytykowany hotel w Polsce już od trzech lat miał przyjmować gości w nadmorskim Pobierowie. Ale dobrze, że ciągle jest zamknięty. Nie będzie dla gminy Rewal żyłą złota, a kłopoty mogą być spore, gdy w końcu ruszy.

Mirosław Kwiatkowski
18.08.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną