Świat żyje wciąż doniesieniami z Buczy i innych miejscowości położonych niedaleko Kijowa. Odnaleziono w nich ponad 300 ciał mężczyzn, kobiet i dzieci – cywilów bestialsko pomordowanych przez rosyjską soldateskę. Torturowali całe rodziny, urządzali polowania na ludzi na ulicach, gwałcili kobiety, bezcześcili zwłoki. Na odchodne zabijali mężczyzn strzałem w tył głowy. Pod niektóre ciała podłożyli miny, aby zginęli również ci, którzy mieliby je pochować. Który to już raz w długich i krwawych dziejach rosyjskiego wojowania?
Czytaj też: Rosyjska armia. Chaos i okrucieństwo
Dehumanizacja ofiar i sprawców
Kryminaliści w mundurach „oddziałów specjalnych” i szeregowcy z poboru panoszyli się po okupowanych miejscowościach, siejąc najstraszliwszy terror i napawając się swoim sadyzmem. Czy pozostaną bezkarni? Są tego pewni. Bo kto ich złapie? Kto osądzi? Tak właśnie rozumują bandyci. Skoro jesteśmy tylko narzędziem krwawej zemsty, jak te wściekłe psy tresowane do rozszarpywania ludzi, to za nic nie odpowiadamy i nikogo tak naprawdę nie interesujemy. Jesteśmy poza prawem, a więc i bezkarni. Wina zaczyna się od kadry oficerskiej, a tak naprawdę za wszystko odpowiada Władimir Putin i jego generałowie.
Dehumanizacja ofiar i sprawców to dwie strony tego samego medalu. Sprawcy przez całe lata, może i od małego, doświadczali przemocy w swoich zapijaczonych, nędznych wsiach czy dzielnicach, i gdy tylko mogą, oddają całe zło, którego doświadczyli, z bezmyślną rozkoszą. Zło jest dziedziczne i zakaźne – to kolejna prawda najsmutniejszej z nauk, nauki o zbrodniach wojennych i ludobójstwie.
Czytaj też: Horror pod Kijowem
Ideologia i „narracje”
Jest dzikość zdeprawowanych serc i jest ideologia. Dla morderców ludność Buczy to zdrajcy, którzy nie pomagają Rosji zwalczać „nazistowskiego reżimu”. Ich sposób myślenia pokazuje wstrząsający film paradokumentalny „Donbas” Siergieja Łoźnicy. To przerażające, jak bardzo w umysłach i sumieniach maruderów rozplenić się mogą chwasty nienawiści i załgania. Wydaje się, że nie ma na nie żadnego sposobu. Kłamstwa pobudzają nienawiść, a nienawiść odbiera rozum.
Wszystko to jednak zanurzone jest w pewnych pojęciach i „narracjach”. I mają one treść etyczną. A jakże! Nikt nie mówi: „ja tu morduję”. Nawet najbardziej sadystyczne zbrodnie wymagają usprawiedliwienia na użytek sprawcy. I nawet najprymitywniejszy zbir coś odpowie, gdy spytać go, dlaczego zastrzelił dziecko. Na przykład: „żeby nie wyrósł z niego nazista”. Cokolwiek. Bo człowiek musi widzieć spójność wewnątrz swojego świata. Ten świat może być ze szczętem załgany – byle właśnie był spójny, dostarczał usprawiedliwień i poczucia bezpieczeństwa.
Czytaj też: 40. dzień wojny. Nadciąga decydujące starcie
Co chcieli osiągnąć?
Są jednak i demiurdzy tego horroru. Psychopatyczni generałowie lub politycy, którzy kazali swoim bestiom torturować, gwałcić i mordować. A potem porzucić ciała na postrach. Co chcieli osiągnąć? Z pewnością ich celem jest zastraszanie ludności i złamanie ducha oporu. Głupi sposób – zdjęcia z Buczy zapewne jeszcze zwiększą determinację Ukraińców w walce z tym niepojętym wrogiem, który jeszcze niedawno jawił się jako trudny we współżyciu brat, lecz zawsze brat. Dziś nikt już prawie tak o Rosji w Ukrainie nie myśli. I to właśnie wywołuje wściekłość Putina i jego ludzi. Bo tego nijak zmienić nie mogą.
Inny cel to pokazanie Zachodowi, że Rosja nie boi się sankcji, komisji, procesów i wszelkich działań, jakie cywilizowany świat mógłby podjąć, aby powstrzymać Putina. Przesłanie jest jasne: nic nam nie możecie zrobić, niczego się nie boimy i niczego się nie wstydzimy. Czyżby? Zachód zaostrzy sankcje, przez co w Rosji będzie jeszcze większa bieda. Widocznie reżim jest przekonany, że uda mu się przekonać Rosjan, że wszystkim ich nieszczęściom winni są Amerykanie, wobec czego jeszcze gorliwiej powinni popierać władze na Kremlu.
Czytaj też: Masowe groby, gwałty. Życie pod rosyjską okupacją
„To nie moja ręka”
Zbrodnie z Buczy i z sąsiednich podkijowskich osiedli potwierdzili niezależni dziennikarze i obserwatorzy. Rosja została złapana za rękę, lecz mówi: „to nie moja ręka”. To znaczy: zdjęcia są fałszywkami. Nie to jest jednakże najbardziej zdumiewające. Najtrudniej bodajże pojąć, dlaczego Rosjanie pozostawili w Buczy masę ciał swoich kolegów żołnierzy. Mer Buczy Anatolij Fedoruk mówi, że tych niezabranych ciał są setki. Co tam się u licha działo? Nie wiemy jeszcze. Zdemoralizowane, wygłodniałe i wściekłe wojsko to żywioł, którego nie pojmie nikt, kto go nie widział. Nie silmy się więc na to.
Ukraina bardzo dokładnie dokumentuje zbrodnie popełniane przez Rosjan. Prokuratura Generalna mówi już o 2,5 tys. przypadków. Nie podaje, ile dokładnie ofiar kryje się za tą liczbą, lecz z pewnością jest to już kilka tysięcy. Z tego pod gruzami teatru w Mariupolu ponad 300, podobna liczba w Buczy. Dokumentacja ukraińska z pewnością zostanie uzupełniona przez inne źródła. Zebrane będą świadectwa dziennikarskie, a przede wszystkim na miejscu zjawią się międzynarodowe misje śledcze.
Bez wątpienia Ukraina będzie dochodzić swych praw i ścigać rosyjskich zbrodniarzy przed oenzetowskim Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości w Hadze. Po latach uzyska zapewne wyroki skazujące i będzie to miało swoje moralne znaczenie. Skazany zaocznie zostanie pewnie sam Putin. A kto wie, może dojdzie w Rosji do puczu i dyktator zostanie wydany sędziom w Hadze? Tak jak niegdyś prezydent Serbii Slobodan Milošević? To jednakże tylko gdybania i marzenia – dziś poniekąd nie na miejscu.
Czytaj też: Putin to notoryczny kłamca. Maskirowka Rosję zgubi
Jak reagować tu i teraz
Pytanie brzmi, jak reagować na zbrodnie rosyjskie dziś, tu i teraz. Nie można odkładać sprawy na później. Możliwości zaostrzenia sankcji jeszcze istnieją. Wszyscy mamy nadzieję, że ostatecznie skończy się kupowanie ropy i gazu od Rosjan, jakkolwiek oznaczać to będzie znaczny wzrost cen i ograniczenie produkcji przez niektóre energochłonne przedsiębiorstwa. Wielkie możliwości są też po stronie Chin, w gruncie rzeczy dotychczas sprzyjających Rosji, którą najwyraźniej pragną zwasalizować. Tym bardziej słowo dyktatora Państwa Środka może znaczyć więcej niż kogokolwiek innego.
Oprócz sankcji w grę wchodzi jakaś forma interwencji zbrojnej NATO w Ukrainie. Zbrodnie Rosjan popychają polityków wolnego świata w tym kierunku, a jednocześnie fakt koncentrowania się działań militarnych wokół Donbasu i tzw. Noworosji, czyli wybrzeży Morza Czarnego, daje Zachodowi pewnego rodzaju „amoralną nadzieję”, że teatr wojenny ostatecznie ograniczy się do terytoriów, z których utratą można by się pogodzić jako ceną zakończenia wojny. Dla Ukrainy to bardzo trudny moment. Rząd w Kijowie uczyni więc wszystko, aby zbrodnia w Buczy zmotywowała Zachód do wzmożonych działań przeciwko Putinowi. Czy te działania polegać będą na dostarczeniu czołgów i innego ciężkiego sprzętu, czy może jednak w takiej bądź innej „formule” żołnierze państw NATO znajdą się na terytorium Ukrainy? To rozstrzygnie się niebawem.
Czytaj też: Nic nie zostało z dawnego Donbasu. Taki jest bezsens wojny
Co mogą zrobić rządy i sztaby
Zbrodnia w Buczy nie jest ludobójstwem, bo celem Rosjan nie była eksterminacja żadnej społeczności ani grupy etnicznej. To „zwyczajna” zbrodnia wojenna, jakich wiele. „Zwyczajna”, „jakich wiele” – to bardzo nieręczne słowa. Ale prawdziwe. W samej zbrodniczości jako takiej mieści się przecież jakieś moralne maksimum, maksimum zła. A jednak zbrodnie są większe i mniejsze. Ba, skoro każde ludzkie życie się liczy, i to bardzo liczy, zbrodnia polegająca na zamordowaniu tysiąca i jednej ludzkiej osoby jest o wiele, wiele większa niż zbrodnia zamordowania tysiąca osób.
Nasze sumienia nie radzą sobie z taką logiką i z tą arytmetyką, bo ich napędem są emocje. A emocje nie są sprawiedliwe. Im jest „wszystko jedno”, czy zginęło w Buczy 300, czy może 350 osób. Oburzenie i współczucie są takie same. My, zwykli ludzie, możemy sobie pozwolić na takie „nieścisłości”, jednak politycy podejmujący decyzje mogące skutkować śmiercią wielu ludzi muszą zachować zimną krew.
Dla polityków 300 osób to jeszcze niewiele. O interwencjach zbrojnych dla ochrony ludności cywilnej decydują zwykle liczby o wiele większe. Bo też interwencja to wielkie ryzyko niepowodzenia i strat w ludziach. Symbolem nieudanej interwencji był kontyngent holenderski w Srebrenicy, działający z mandatu ONZ, który miał chronić ludność bośniacką przed Serbami, a okazał się tak nieskuteczny, że dosłownie na jego oczach wymordowano 8 tys. ludzi.
Wysyłanie gdziekolwiek wojska, które ma nie mieszać się do walk, lecz rozdzielać strony, chronić cywilów oraz osłaniać konwoje z pomocą humanitarną i konwoje uchodźców, jest bardzo ryzykowne. Jeśli NATO w taki czy inny sposób włączy się do działań w Ukrainie, wysyłając tam żołnierzy, może nie uratować niczyjego życia, za to przyczynić się do utrwalenia stanu wojny. Rosjanie nie wyjdą z Ukrainy przed NATO, a NATO przed Rosjanami. Ukraina mogłaby zmienić się w drugi Bliski Wschód. To nie jest scenariusz, którego życzyliby sobie Ukraińcy. Trudno też wyobrażać sobie, aby ogromna eskalacja konfliktu, a więc wojna NATO–Rosja, miała przynieść komukolwiek korzyść.
Jeśli myślimy na poważnie o ochronie życia cywilów, trzeba czasem zacisnąć zęby i powściągnąć gniew. Ukaranie zbrodniczego reżimu jest bardzo kosztowne, przy czym politycy decydujący się zapłacić ten koszt rzucają na szalę nie swoje życie, lecz życie żołnierzy i cywilów. Narady rządów i sztabów w krajach wolnego świata prowadzone są w takim właśnie duchu, w duchu odpowiedzialności, co na pierwszy rzut oka wyglądać może na nieczułość i wyrachowanie. Cieszmy się, że ministrowie i generałowie nie kierują się w pierwszym rzędzie emocjami – nawet tymi pięknymi, dowodzącymi moralnej wrażliwości i empatii.
Czytaj też: Dlaczego Rosjanie popierają Putina i wciąż chwalą Stalina
Co możemy zrobić my
Moralność osób prywatnych różni się od moralności państw, a ta z kolei różni się od moralności sędziowskiej. Nie ma tu żadnego relatywizmu, jedynie odmienność perspektyw. Gdy emocje podpowiadają nam: „dorwać drania za wszelką cenę!”, roztropność państwa każe bardzo dokładnie te cenę kalkulować, bo sprawiedliwość zbyt droga staje się swoim przeciwieństwem. Za to sędzia, choćby wewnątrz gotował się od emocji i był święcie przekonany, że ma przed sobą zbrodniarza, wie, iż jego obowiązkiem jest trzymać się procedury, sądzić wedle prawa, badać dowody i tak długo, jak dowody temu nie zaprzeczą, domniemywać niewinność oskarżonych.
Inaczej mówiąc, każdy i każda z nas musi robić swoje na tej pozycji, którą zajmuje. Co należy do nas, zwykłych ludzi, którzy nie pełnimy żadnych funkcji i nie podejmujemy żadnych decyzji o znaczeniu publicznym i instytucjonalnym? I co od nas zależy? Sądzę, że w naszej mocy jest sprawić, że za tydzień nikt nie będzie już pamiętał, co się wydarzyło w Buczy, albo przeciwnie – nasza wrażliwość i pamięć mogą sprawić, że na długie lata nazwa miejscowości pod Kijowem stanie się symbolem zbrodni putinowskiej Rosji w Ukrainie. A to już bardzo dużo. Usymbolizowana pamięć, i to pamięć pośród narodów, a nie tylko wśród swoich, to wielki dar dla ofiar i zadatek na przyjaźń i pokój.
Pamiętajmy więc o Buczy, niezależnie od tego, co zdecydują politycy i jak irytująco powoli pracować będą młyny sprawiedliwości. W czasach, gdy zalewa nas nieustająco powódź informacji i wszelkich emocjonalnych bodźców, a nasza uwaga dosłownie rozszarpywana jest przez media zawodowe i media społecznościowe, refleksja i żałobna pamięć są bezcennym moralnym darem.
Czytaj też: Imperium znów atakuje. Co jest ostatecznym celem Putina?