Wzdłuż okopów
W 2016 r. pisarz niemiecki Navid Kermani rozpoczął podróż reporterską od Europy Wschodniej do Iranu, skąd pochodzą jego rodzice. Opisał ją w książce „Wzdłuż okopów”. Szukał ludzi, którzy mogliby mu wyjaśnić, dlaczego na naszych oczach w tym zmęczonym wojnami regionie ponownie zarysowują się linie okopów. Prowadził rozmowy m.in. w Polsce, Białorusi, Rosji, Gruzji, Armenii, Azerbejdżanie.
Po 24 lutego 2022 r. szczególne wrażenie robią jego rozmowy w Ukrainie. Poniżej umieszczamy fragmenty jednej z nich, przeprowadzonej w Kijowie. Rozmówca Kermaniego przeczuwał możliwość tego, co dziś nadal oswajamy z niedowierzaniem – regularnej wojny Putina z Ukrainą. Kiedy pytam autora, co czuł, gdy słyszał takie słowa w 2016 r., odpowiada, że nie wydawały mu się przesadzone. Kermani zgadza się też ze swoim rozmówcą w ocenie roli Europy: – Unia Europejska, zamiast być silnym, świadomym swojej potęgi i siły ekonomicznej podmiotem, pozostawała sparaliżowana w zakresie polityki zagranicznej przez swoje struktury instytucjonalne i egoizm przywódców poszczególnych państw. Korzystał z tego Putin, który dodatkowo wzniecał ten egoizm poprzez kampanie ksenofobiczne i wspieranie partii nacjonalistycznych. Gdyby Europa była bardziej skonsolidowana i działała bardziej stanowczo, do wojny mogłoby nie dojść.
Czytaj też: Gwałty, miny, „trofea”. To przechodzi ludzkie pojęcie
Wojna. Punkt zwrotny dla Europy
Na wcześniejsze działania Putina Zachód praktycznie nie zareagował. Po 2014 r. można było przewidzieć dalszą eskalację militarną, bo była logicznym kolejnym krokiem, a mimo to wzięła nas z zaskoczenia. W międzyczasie Europa i Stany Zjednoczone, popierając aspiracje demokratyczne Ukrainy, rozszerzały „miękkie” wsparcie dla społeczeństwa obywatelskiego (organizacje pozarządowe, fundacje, stypendia, pożyczki), wzmacniając dążenia Ukraińców do integracji z Zachodem. Jak pisze niemiecki politolog Herfried Münkler, pogłębiano apetyt Ukraińców na demokrację i narażano ich na skutki, bo nie podjęto środków ostrożności na wypadek rosyjskiej agresji. Opcję militarną wykluczano – nie tylko ze strachu przed rosyjską bronią nuklearną, ale i z powodu generalnej niechęci do wojny w postheroicznej Europie. W grę wchodził też zapewne dystans geograficzny, a poza nowymi krajami Unii – nawet kulturowy i etniczny. Dziś Ukraina nadal broni się de facto sama.
Czytaj też: Masowe groby, gwałty. Życie pod rosyjską okupacją
Dochodzi do paradoksu: Ukraińcy walczą o to, by ciągłe grożenie wojną i ona sama nie stały się znowu skutecznym środkiem prowadzenia polityki w Europie XXI w. By odegnać widma wojen, muszą w wojnie uczestniczyć, poświęcać życie i kraj. Gdy spełnił się ten najczarniejszy scenariusz – gdy bomby spadają na miasta – wreszcie powraca europejska świadomość, które wartości mają fundamentalne znaczenie. Maleje cierpliwość do części europejskiej lewicy i jej ciągłego „westsplaining”, czyli tłumaczenia świata wschodnioeuropejskim sąsiadom z pozycji lepiej wiedzącego. Opadły maski nacjonalistom europejskim i przyjaciołom Putina. Choć niektórzy próbują przywdziać nowe. Nagle nawet Salvini przybywa dbać o uchodźców, ale zostaje wyśmiany w Przemyślu, Le Pen i Zemmour – zdyskredytowani przed wyborami prezydenckimi we Francji, a AfD i die Linke skrzyczani na specjalnym posiedzeniu Bundestagu, na którym kanclerz Scholz ogłasza Zeitenwende dla świata – punkt zwrotny.
Stało się jasne, kto stoi po której stronie. Rosja po stronie wojny i Europa – po stronie pokoju. Coraz mniej miejsca na dwulicowość wewnętrznej polityki. Katastrofa ukraińska może nas nauczyć rozróżniać kolory: wcale nie tego, że świat jest biało-czarny, ale że białe jest białe, a czarne jest czarne, a nie odwrotnie, więc Zełenski nie jest nazistą, a Putin nie przynosi Ukraińcom pokoju. Także euroatlantyckie porozumienie w sprawie sankcji, społeczeństwo obywatelskie, ale przede wszystkim oddolna solidarność z uchodźcami – zadziałały wreszcie dokładnie tak, jak powinny. Niestety potrzeba było właśnie wojny w Europie, byśmy zaczęli na dobre rozumieć, co oznaczają europejskie wartości. Jesteśmy zobowiązani dobrze wykorzystać to okupione krwią Ukraińców (byle nie kruche) europejskie przebudzenie.
Poniżej, dzięki uprzejmości autora, publikujemy fragment książki Navida Kermaniego „Entlang den Gräben. Eine Reise durch das Östliche Europa bis nach Isfahan” („Wzdłuż okopów. Podróż przez Europę Wschodnią do Isfahanu”, wydanie trzecie, Verlag C.H. Beck, Monachium 2021).
Ukraina ucieleśnia europejski projekt
Według legendy, która urosła wokół Euromajdanu, to Afgańczyk rozpoczął rewolucję w Ukrainie: „Spotykamy się o 23:30 pod Pomnikiem Niepodległości. Ubierzcie się ciepło, przynieście parasole, herbatę, kawę, dobre chęci i przyprowadźcie przyjaciół”. To oczywiście nonsens, mówi Mustafa Nayyem; to tylko przypadek, że akurat moja wiadomość rozeszła się lotem błyskawicy i wywołała ludzi na ulice. To mógł być równie dobrze każdy inny post wysłany, gdy ukraiński prezydent Wiktor Janukowycz 21 listopada 2013 r. unieważnił umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską. Tak czy inaczej, Nayyem nie może spotkać się ze mną na Majdanie; zbyt wiele osób by go tam zaczepiało. Zamiast tego siadamy w jednej z bocznych uliczek, sto metrów od miejsca wybuchu rewolucji, na wąskim tarasie włoskiej restauracji. Nayyem przyjechał do Kijowa jako dziecko, kiedy jego ojciec ożenił się po raz drugi, z Ukrainką. Zanim Majdan uczynił z niego bohatera, był już sławny jako dziennikarz śledczy internetowego magazynu „Ukraińska Prawda”. Potem zajął się polityką. (...)
„Czy dobrze zrobiłeś, przechodząc do polityki?”, „Tak, absolutnie. To jest ewolucja. Jeśli chodzi o szczegóły, to w ciągu tych dwóch lat udało nam się całkiem sporo osiągnąć. Ale oczywiście ludzie nie są zadowoleni – widzę to – i mają rację. Do upragnionej demokracji jeszcze daleko, ale nigdy jej nie osiągniemy, jeśli nie wejdziemy do instytucji. Teraz wszystko zależy od nas! Nasze pokolenie musi stopniowo przejmować władzę w kraju”.
Czy Nayyem doświadcza dyskryminacji jako Afgańczyk w polityce ukraińskiej? Nie, odpowiada, żadnej. Nawet prawicowcy, którzy obrzucają go wyzwiskami za jego poglądy polityczne, nie odnoszą się do jego pochodzenia. (...) „Ukraina – kontynuuje Nayyem, broniąc państwa, którego obywatelstwo przyjął stosunkowo późno – Ukraina jak żaden inny kraj ucieleśnia europejski projekt jedności w różnorodności; jest tu tak wiele narodów, Rumuni, Gruzini, Polacy, Żydzi, Tatarzy krymscy, Białorusini itd. Mieszanie języków jest tu regułą; dwujęzyczność lub wielojęzyczność to codzienność; wystarczy włączyć talk show lub mecz piłki nożnej, by zauważyć, jak spikerzy przeskakują z rosyjskiego na ukraiński i z powrotem, czasem w tym samym zdaniu. Pierwszą osobą, która zginęła podczas tłumienia Majdanu, był Ormianin, a w pierwszym rządzie po Majdanie zasiadali ministrowie z pięciu narodów. Ukraina to kraj, w którym ostatnio zabito człowieka, bo machał europejską flagą. Być może byliśmy trochę zbyt naiwni, ale przynajmniej nadal mamy pasję, by bronić europejskich wartości. To mi się podoba!”.
„Mówisz po persku?” – pytam, a kiedy Mustafa odpowiada, że tak, powstaje dość osobliwa sytuacja: sto metrów od Majdanu Afgańczyk, który stał się Ukraińcem, przekazuje Irańczykowi, który stał się Niemcem, najbardziej żarliwy apel, jaki można sobie wyobrazić: o silną Europę – po persku.
„Europa chce przewodzić – dobrze, ale wtedy musicie przewodzić naprawdę; musicie bronić swoich wartości. Jeśli Europa nie przyjdzie z pomocą swojemu największemu sojusznikowi, swojemu najwierniejszemu zwolennikowi, to sama siebie zostawi na lodzie. Spójrzmy na rok 1938, kiedy Hitler przyłączył Sudety do Rzeszy. To nie nasz problem, mówiły elity Francji i Wielkiej Brytanii. I co się stało później? Spójrzmy na szczyt NATO w Bukareszcie w kwietniu 2009 r. Niemcy odrzuciły członkostwo Ukrainy. Jaki był ich argument? Nie wolno nam prowokować rosyjskiego niedźwiedzia. I co się stało później? Dwa miesiące później Rosja rozpoczęła wojnę w Gruzji. A sześć lat później zajęła Donieck. Albo spójrzmy na Syrię! Oto co się dzieje, gdy się nie reaguje na agresję Rosji: Aleppo. Europejczycy uważają, że Ukraina to strefa buforowa. To błędne myślenie: Ukraina jest granicą, a nie buforem. Jeśli nie bronisz granicy, zostanie przekroczona. My ze swojej strony nie mamy wyboru, musimy walczyć bez względu na wszystko. Ale Europa ma wybór. Rosja chce osłabić Europę, zachęca do wojny, wszędzie wspiera ruchy antyeuropejskie. A co robi Europa? Pozwala na to, by ją osłabiono. Pozwala Rosji działać i nie reaguje”.
„Ale co powinna zrobić Europa?”.
„Pozwól, że odpowiem na to pytaniem do ciebie: co się stanie, jeśli Europa nie zrobi nic? Jaka będzie następna wojna?”.
Oczywiście nie chodzi o bezpośrednią konfrontację wojskową – kontynuuje – nikt o to nie prosi. Chodzi o utrzymanie presji ekonomicznej. Tak, w dłuższej perspektywie chodzi również o to, by dać Ukrainie perspektywę członkostwa w NATO; chodzi o Unię Europejską. Ale głównie chodzi o wizerunek własny Europy. Europa jest coś warta, ma niesamowitą siłę przyciągania. Nie może sprzedawać się tak tanio.
tłum. Lidia Zessin-Jurek
***
Navid Kermani – ur. w 1967 r. niemiecko-irański pisarz, publicysta i habilitowany orientalista. Otrzymał wiele prestiżowych nagród kulturalnych i literackich, w tym Nagrodę Pokojową Księgarzy Niemieckich (2015).
Mustafa Nayyem – ur. w 1981 r. afgańsko-ukraiński dziennikarz i były poseł, uczestnik Euromajdanu. Wcześniej był reporterem gazety „Kommiersant Ukraina”, kanału TVi i gazety internetowej „Ukraińska Prawda”.
Lidia Zessin-Jurek – ur. w 1983 r. historyczka i badaczka uchodźstwa, pracuje w projekcie „Unlikely refuge? Refugees and citizens in East-Central Europe in the 20th century” w Czeskiej Akademii Nauk w Pradze, autorka książki „Syberiada Żydów Polskich”.
Czytaj też: Dlaczego Rosjanie popierają Putina i wciąż chwalą Stalina