Jeszcze kilka tygodni temu Władimir Putin mógł być przekonany, że jest w stanie odbudować Imperium Rosyjskie w jego trzecim wcieleniu. Pierwszym było imperium Romanowów, drugim – sowieckie.
Program polityczny Putina od dawna był jasny. Odkąd przejął władzę w 2000 r., stale powracał do myśli, że rozpad Sowietów był największą tragedią XX w. Przez długi czas nie był jednak w stanie zapewnić wzrostu gospodarczego Rosji, dającego mu potęgę. Jego ekipa stworzyła więc model państwa, którego budżet oparty jest na handlu surowcami, a gros pieniędzy wydawane jest na zbrojenia i budowanie fortun oligarchów.
Jedynym sposobem utrzymania się tej ekipy u władzy okazała się legitymizacja przez wojnę („nie możecie mnie odwołać, bo prowadzę wojnę”). W konsekwencji dzieje współczesnej Rosji to historia kolejnych wojen, począwszy od pierwszej wojny czeczeńskiej w 1994 r. Dojście Putina do władzy utrwaliło ten schemat. Skoro nie udało mu się zmodernizować kraju, zaoferował obywatelom odbudowę imperium. A jedyną drogą do tego stała się przemoc.
Powrót do przeszłości
Pierwszym etapem tworzenia trzeciego imperium musiała być konsolidacja samej Federacji Rosyjskiej. Państwo to jest nie tylko rozległe, ale też skomplikowane wewnętrznie. Po 1991 r. dały o sobie znać ruchy odśrodkowe – najsilniejsze w tym kontekście były ambicje Czeczenii, ale przecież podobne idee samostanowienia krążyły nawet po głowach Jakutów.
Myślenie elit poszczególnych podmiotów Federacji Rosyjskiej było takie: jeśli możliwa jest niepodległość Tadżykistanu czy Kirgistanu, to dlaczego odmawiać tego przykładowo Jakutom? Tylko dlatego, że w latach 20. XX w. nie udało im się uzyskać statusu oddzielnej republiki związkowej?
Dlatego zaraz po dojściu do władzy Putin scentralizował państwo rosyjskie i stworzył skuteczny, oparty na władzy wąskiej grupy system autorytarny.