Władimir Putin podróżuje w stylu podobnym do amerykańskiej głowy państwa, też na pokładzie czterosilnikowej maszyny, wyposażonej m.in. w guzik atomowy, siłownię i – media jakoś nie mogą wyjść z podziwu i zawsze o tym wspominają, opisując „Latający Kreml” – pozłacaną deskę sedesową. Rosjanie także oczekują zamykania ulic podczas przejazdów z lotniska i na trasach przemieszczania się prezydenckiej kolumny. Ta jazda odbywa się w amerykańskim stylu, bo samochody, na czele z podstawową limuzyną, Rosjanie też przywożą ze sobą.
Czytaj też: Oligarchowie. Zachód ich karze, Putin trzyma w garści
Putin zawsze lubił podróżować
Putin jeździł chętnie, co roku wybierał się za granicę przynajmniej kilkanaście razy, w sumie złożył ponad 350 wizyt jako prezydent. Ma swoje ulubione miejsca, czołówka to przez lata główni sojusznicy albo miejsca gospodarczo istotne: w Kazachstanie był 28 razy, w Białorusi 24, w Ukrainie 21, w Niemczech 18, Francji 17, Chinach 16, dalej są Turcja, kraje Azji Środkowej, Europy Zachodniej, Indie, Stany Zjednoczone. Wiele z tych wizyt wiązało się z uczestnictwem w szczytach grup takich jak G8 i sesje ONZ, czy okazjami sportowymi, jak ceremonie inaugurujące turnieje piłkarskie czy igrzyska olimpijskie. Dwa razy był w Polsce – w 2002 i 2005 r. Do tego trzeba dodać wizyty składane, gdy oficjalnie był tylko premierem (w tej roli był w Polsce w 2009 r.).
W pandemii częstotliwość wyjazdów Putina drastycznie spadła. W 2020 r. latał jeszcze w styczniu, później na długo schował się, jak mówili Rosjanie, „w bunkrze”. Ciekawy jest dobór jego kolejnych międzynarodowych spotkań: w 2021 r. widział się w Genewie z prezydentem USA Joe Bidenem i w New Delhi z premierem Indii Narendrą Modim. W 2022 był tylko w Pekinie, gdzie tuż przed rozpoczęciem zimowych igrzysk z przywódcą Chin Xi Jinpingiem ogłosił wspólny pomysł na kształt porządku światowego, polegający w pierwszym rzucie na wypychaniu Zachodu z Euroazji.
Na razie Putin sam wypchnął się z Zachodu, liderów państw obcych przyjmuje w Rosji i nigdzie za granicę się nie wybiera, choć w kalendarzu powinien mieć zarezerwowany udział w wielostronnych szczytach, planowanych zawsze z bardzo dużym wyprzedzeniem. Rząd Indonezji już po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę wysłał mu zaproszenie na szczyt G20, który w połowie listopada ma się odbyć na Bali. Indonezja nie uległa międzynarodowej presji. Między innymi Biden zapowiedział próbę utrącenia udziału Putina.
Ochotę na zajęcie miejsca Rosji ma Polska. Jarosław Kaczyński uznał pomysł za politycznie wykonalny, brak naszego kraju w gronie G20 uważał za porażkę swoich konkurentów. Ale do takiej zamiany miejsc potrzebna jest decyzja wszystkich uczestników. A trudno się spodziewać, by np. Chiny porzuciły najważniejszego partnera w Eurazji i strategicznej rywalizacji z Zachodem, zwłaszcza Stanami Zjednoczonymi.
Czytaj też: Umysł tyrana. „Oszalał”? Co siedzi w głowie Putina
Putin jak przywódca Korei Północnej
Za wysiłki Bidena trzeba trzymać kciuki, Putin musi na każdym kroku odczuwać, że jest zbrodniarzem. Można się jednak spodziewać, że izolacja będzie miała dziury, właściwie jest jej mniej niż obszarów, do których Putin czy jakikolwiek inny rosyjski przedstawiciel może dolecieć. Na przykład region z zamkniętą przestrzenią powietrzną dla rosyjskich samolotów sprowadza się raptem do Europy oraz części Ameryki Północnej.
Patrząc z europejskiej perspektywy, Putin spada do politycznej drugiej ligi – koniec z czerwonymi dywanami w otoczeniu wszystkich przywódców największych gospodarek i potęg politycznych, teraz wielu z nich nie poda mu ręki. Tyle że to wrażenie tylko częściowo trafne. Nadal w odwodzie zostają wszystkie te kraje, które nie chcą nakładać sankcyjnych ograniczeń. Rosyjski prezydent wciąż może swobodnie jeździć do Pekinu i New Delhi, a to geopolityczna ekstraklasa, w obu stolicach ceni się mocarstwową pompę i efektowne tła do zdjęć liderów ściskających sobie dłonie.
Nawet Kim Dzong Il z samoizolującej się Korei Północnej czasem gdzieś się wybierze, podobnie Putin będzie mógł kontynuować swój oblot, tyle że zmieni kierunki. Za jakiś czas – po wojnie lub w okresie zawieszenia jej ostrej fazy – prezydencki Ił-96 zacznie częściej pojawiać się w Afryce i państwach Azji. Takie podróże pewnie będą konieczne, bo Rosja będzie ciułała poparcie przekładające się na głosy w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ i kontrakty dla swoich firm. Gorzej – po porażkach sprzętowych w Ukrainie – pójdzie ze sprzedażą uzbrojenia. Z kolei szlaban na loty do Europy stanie się użyteczny, bo potwierdzi przekonanie pielęgnowane przez putinizm o oblężonej twierdzy, Rosji niesprawiedliwie traktowanej, która jedynie z konieczności broni się przed niesłusznymi atakami jej wrogów.
Czytaj też: Między Rosją a Zachodem. Indie grają na dwa fronty
Jak długo Putin będzie banitą?
Każda wizyta zagraniczna spotka się z krytyką i presją na gospodarzy, każdy, kto zaprosi i ugości Putina, będzie musiał się liczyć z tym, że zostanie oskarżony o pomocnictwo zbrodniarzowi w poprawie zszarganej reputacji. Swego czasu takich reakcji musiał się spodziewać m.in. przywódca Sudanu Omar al-Baszir. Przez dekadę był ścigany listami gończymi wystawionymi przez Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze, a jednak intensywnie latał po Afryce i Bliskim Wschodzie, zajrzał też do Chin. W dziesiątkach krajów był w sumie ok. 80 razy, mimo że część uznawała jurysdykcję MTK.
W przypadku Putina intensywność rwetesu będzie wskazówką ogólnego nastroju i pozwoli przewidzieć, jak długo prezydent Rosji będzie pozostawał banitą tam, gdzie na razie nikt nie chce go widzieć.
Czytaj też: Gwardia Putina. Jak KGB przejęło władzę w Rosji