JĘDRZEJ WINIECKI: – Putin oszukał Xi Jinpinga?
BOGDAN GÓRALCZYK: – Raczej nie powiedział wszystkiego. Myślę, że zapewniał o blitzkriegu w Ukrainie. Inwazja rozpoczęła się po pekińskich igrzyskach, co wskazuje na pewne uzgodnienia. Ale Xi jest zaskoczony przebiegiem wojny.
Czy Chiny nie zorientowały się w porę, co Putin szykuje?
Chińscy eksperci nie przewidzieli, że agresja będzie aż tak brutalna i na tak wielką skalę. Spodziewali się może czegoś w Donbasie, ewentualnie próby połączenia go z Krymem. I tyle. Wierzyli Putinowi i w siłę armii rosyjskiej. W ramach działań Szanghajskiej Organizacji Współpracy od dawna prowadzili wspólne manewry i byli przekonani, że rosyjska armia jest nie do pokonania.
Przed zapaleniem olimpijskiego znicza obaj ogłosili wspólny projekt porządku światowego. Jak atak na Ukrainę się w niego wpisuje?
Całkowicie go rozwala. Jeśli Rosja z tego starcia wyjdzie osłabiona, a wszystko na to wskazuje, to Chińczycy stracą głównego sojusznika w walce dla nich najważniejszej, o prymat – z USA. Przed inwazją mogli też mieć nadzieję, że Ameryka – zaabsorbowana Putinem w Europie – odwróci od nich uwagę. Liczyli na podziały w Europie i jej z Ameryką. A wyszło, że prawie cały Zachód, z wyjątkiem Viktora Orbána, się zjednoczył. Nie ma już powrotu do stanu sprzed 24 lutego.
Na czym miał polegać ten chińsko-rosyjski porządek?
W największym uproszczeniu chodziło o zderzenie świata liberalnego z nieliberalnym. Chiny, wcześniej dość neutralne, stanęły wyraźnie po stronie rosyjskiej. Uznały argumenty, że NATO nie może się rozszerzać w kierunku Kremla. Zrobiły to warunkowo, dla równowagi Rosja poparła chińskie pretensje do Tajwanu.