Okupowani
Masowe groby, gwałty, woda z kaloryfera. Życie pod rosyjską okupacją
Pewnego marcowego wieczora Tatiana Gonczarowa zastała córkę siedzącą samotnie w kuchni. Dziewczyna ściskała w rękach wielki nóż.
– Po co ci to?
– Podetnę sobie żyły, jak wejdą Kadyrowcy.
„Kadyrowcy”, czyli żołnierze Ramzana Kadyrowa, przywódcy Czeczenii – bardziej bandyty niż polityka, stali całkiem niedaleko od ich apartamentowca. Mają skłonność do rabunków i gwałtów. – Po okolicy chodziły na ich temat straszne opowieści – mówi Tatiana – Nie zapomnę nigdy tego noża i oczu mojej córki.
Apartamentowiec
Budynek, w którym mieszka Tatiana, właścicielka firmy, położony jest pięknie pod Kijowem. Zielony zakątek na granicy Gostomela i Buczy. Las, cisza, do centrum stolicy rzut beretem. Coś jak podwarszawski Konstancin. W ostatnich latach powstało tu sporo drogich nieruchomości. Ludzie sprzedawali mieszkania w Kijowie, brali kredyty, pracowali na dwa etaty, żeby tu zamieszkać. – Nasze okna wychodziły na sosnowy las. To było przepiękne miejsce – opowiada Gonczarowa.
Piękne było do czasu, gdy pojawiło się rosyjskie wojsko. Najpierw Tania z córką tylko słyszały wojnę (bombardowania i ostrzał pobliskiego lotniska). Potem zaczęły ją widzieć z balkonu. 8 marca ruskie czołgi pojawiły się w pobliskim parku. Dzień później wojna zagościła pod ich oknami – czołg wjechał im wprost na podwórko. Został zresztą szybko przegoniony przez sąsiada emeryta, który nakrzyczał na dowódcę: „Zabierajcie się stąd. Tu są kobiety i dzieci”. Z drugim i kolejnymi nie poszło już tak łatwo. Rozwaliły plac zabaw i tam zaparkowały.
Czołgiści zażądali gościnności. „A jak się komuś nie podoba, to możemy zaprosić tu Czeczenów” – straszyli dowódcy. – Nasz dom był wtedy jak wyspa wśród rozszalałego morza.