Świat

27. dzień wojny a sprawa polska. W co wierzą przywódcy?

Region ługański, 21 marca 2022 r. Region ługański, 21 marca 2022 r. Stanislav Krasilnikov / TASS / Forum
Na frontach w Ukrainie nic specjalnego się nie dzieje, ale z USA docierają kolejne niepokojące ostrzeżenia dotyczące broni chemicznej. Czy Rosja jej użyje? I co by to oznaczało?

Najważniejsza wiadomość: Kijów jest relatywnie bezpieczny, nie grozi mu szturm czy okrążenie. W kolejnym kontrataku ukraińskie wojska odbiły Makarów i odblokowały sobie drogę ze stolicy do Żytomierza. Wydaje się, że Rosjanie przerzucają siły na front wschodni, by dokonać uderzenia z rejonu Doniecka (przez Krematorsk) na Izium, gdzie z okolic Charkowa podeszły siły 20. armii. Tak przynajmniej uważa gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych, którego bardzo cenię. Mam jednak wrażenie, że nie może się on wyzbyć oceny sił rosyjskich, jakby to były znane mu dobrze nasze wojska, które z takiej okazji wykonania okrążenia pod Siewierodonieckiem z pewnością by skorzystały.

Tyle że to armia rosyjska, która naciera na oślep, lekceważąc rozpoznanie, pakując się wiecznie w zasadzki. Armia, w której współdziałanie nie istnieje, każdy sobie rzepkę skrobie, a artylerii lepiej nie wzywać na pomoc, bo jeszcze rąbnie po swoich. Głównie dlatego, że w Rosji wszystko robi się byle jak i niechlujnie. Dlatego w mojej ocenie takie natarcie najzwyczajniej się nie uda. Rosjanie zostaną powstrzymani i tradycyjnie wyżyją się na obiektach cywilnych.

.Karolina Żelazińska/Polityka.

Gen. Cieniuch dla „Polityki”: Putin źle ocenił sytuację

Czy Rosja użyje broni chemicznej?

Nie lekceważyłbym przy tym ostrzeżeń Amerykanów – za często w swoich oświadczeniach mówią o „analizie rosyjskich wypowiedzi” na temat broni chemicznej czy biologicznej. I faktycznie plotą bzdury: że Ukraina taką broń posiada, że rozwija ją sama albo wręcz w tajnych amerykańskich laboratoriach. W rosyjskiej propagandzie brakuje tylko doniesień, że Amerykanie przywieźli na Ukrainę „obcych” z Roswell, których trzymali w sławetnej „Area 51”, by ich teraz napuścić na rosyjskich żołnierzy, odnoszących tak oszałamiające sukcesy w zaciętej walce z ukraińskimi starcami, kobietami i dziećmi.

Amerykanie z jakichś jednak powodów biorą te doniesienia całkiem poważnie. Zapewne mają też inne źródła informacji niż rosyjskie oskarżenia czynione pod adresem Ukrainy.

Broń chemiczna jest jedną z najstraszniejszych, jakie można sobie wyobrazić. Jeśli Państwo myślicie, że to jak zatrucie gazem – utrata przytomności i niemal bezbolesny koniec – to niestety jesteście w błędzie. Bojowe środki trujące dzielą się na cztery grupy, a co jedna, to lepsza. Najbardziej prymitywne są ogólnotrujące, jak chlor czy cyjanowodór. Są oczywiście paskudne, wywołują wymioty, zmiany tętna, zabijają w nieco bardziej humanitarny sposób, choć powoli. Od dawna nikt ich już nie stosuje. Rzadko stosuje się też środki duszące, jak fosgen czy dwufosgen, działające przede wszystkim w ten sposób, że rozpuszczają pęcherzyki płucne – nietrudno się domyślić, że taka śmierć do przyjemnych nie należy.

Dziś najczęściej używa się środków parzących, jak iperyt czy luizyt, które nie są tak naprawdę gazami, lecz cieczami, które najmniejszy podmuch wiatru zamienia w aerozol. Maska przeciwgazowa przed nimi nie chroni, bo brązowy luizyt czy żółtawy iperyt o zapachu musztardy osiada na skórze i wywołuje ciężkie, paskudne oparzenia, które nie chcą się goić. Równie wredne są gazy paralityczno-drgawkowe, jak sarin, soman, tabun czy niesławny VX. One dla odmiany wywołują nieopanowane skurcze i drgawki mięśni. Szczęście ma ten, komu szybko się zatrzyma mięsień sercowy. A zdarzają się śmierci w męczarniach potwornie bolesnych skurczów – do tego stopnia, że potrafią doprowadzić do złamań kości.

Podsumowując: zabijanie przy pomocy bojowych środków trujących to jeden z najbardziej niehumanitarnych sposobów prowadzenia walki, a co istotne, środki chemiczne nie odróżniają walczących od osób cywilnych. W dodatku ciężko się przed nimi schować, nie wystarczy przecież uciec do piwnicy czy schronu, co może być skuteczne w przypadku „zwykłego” ostrzału.

Czytaj też: Na Ukrainie coraz więcej ofiar. Dlaczego giną cywile?

Wojna w Ukrainie a sprawa polska

A co u nas? Nie mogę zrozumieć, dlaczego partia przewodniczka wiodąca nas ku świetlanej przyszłości chce zmieniać konstytucję. Jeśli czegoś nie rozumiem, to siedzę, myślę i próbuję to pojąć. Już w szkole byłem znany z tego, że wiecznie zadawałem niestosowne pytania. Na przykład na historii zapytałem, dlaczego słynny kapitan Kloss przepłynął 22 czerwca 1941 r. „graniczną rzekę Bug”, by ostrzec przyjaciół Sowietów przed nadchodzącą agresją Niemiec. Jak to graniczną? Przecież jak spojrzymy na przedwojenną mapę Polski, to Bug płynie niemal przez środek kraju. Pani bardzo się zezłościła, wszak wszyscy wiedzą, jak było, tylko ja niczego nie rozumiem.

Nie inaczej jest teraz. Rozumiem, że konstytucja w sposób szczególny chroni majątki rosyjskich oligarchów i bez jej zmiany nic a nic nie da się zrobić. Ale przecież można spróbować, prawda? Na przykład na podstawie ustawy antyterrorystycznej z 2018 r., która mówi o „praniu brudnych pieniędzy”. Można też wysmażyć specjalną ustawę dotyczącą własności pochodzącej z działalności przestępczej, a zatem niesłusznie nabytej. Byłoby to zgodne z konstytucją. Znów niestosownie kombinuję? Mamy na szczęście panią Julię z Trybunału Konstytucyjnego, która potrafi uzasadnić dosłownie wszystko w obszarze zgodności lub niezgodności z konstytucją. Dla mnie jeśli jest napisane „A”, to znaczy „A”, ale p. Julia potrafi tak pięknie rzecz uzasadnić, że choć stoi „A”, to w świetle dalszych treści etc. owo „A” wygląda zupełnie jak „B”.

Po co więc ta zmiana konstytucji? Widzę tylko dwa wyjaśnienia. Albo zostanie sprytnie skonstruowana „wrzutka”, np. o bezkarności urzędników państwowych, albo chodzi po prostu o to, by podkreślić, że opozycja nie chce współpracować nawet w obliczu ciężkiego zagrożenia bezpieczeństwa kraju.

Mariusz Janicki: Wojenny kompromis według PiS

Piramida kłamstwa dla przywódcy

Jeszcze ciekawiej wygląda kwestia drugiej zmiany w konstytucji, która miałaby umożliwić przekroczenie dopuszczalnego długu publicznego, jeśli środki te przeznaczymy na modernizację i wzmocnienie sił zbrojnych. Przy okazji prezes PiS miał powiedzieć – według relacji jednego z posłów opozycji – że „nie mamy nic”, jeśli chodzi o sprzęt wojskowy.

I to akurat dobrze wróży. Wychodzi na to, że prezes nie żyje jednak w takiej bańce informacyjnej jak Putin, któremu meldowano po radziecku: Łutsze w mirie, anałogow niet (najlepsze na świecie, nie ma odpowiedników). Dzięki piramidzie kłamstwa otaczającej rosyjskie wojska nawet sam Władimir Władimirowicz uwierzył, że jego armia jest coś warta, gdy w istocie była guzik warta. A zatem znalazł się odważny, który prezesowi Kaczyńskiemu wyjaśnił m.in., że cała nasza piechota zmechanizowana używa 40-letnich bojowych wozów BWP-1, które nigdy nie były modernizowane i do których nie ma już sprawnych rakiet przeciwpancernych, bo amunicja, zwłaszcza kierowana, jak wędlina – ma termin przydatności do użycia. Po jego upływie może być śmiertelnie groźna dla użytkownika.

Nasza obrona przeciwpancerna też nie imponuje, podobnie obrona przeciwlotnicza. Aparatów bezpilotowych także za wiele nie mamy. Kruchutko u nas. Kupujemy to i owo, głównie by pokazać się na defiladzie, a jest wiele obszarów, które proszą się o pilne dozbrojenie. Jeśli dokonamy odpowiednich zakupów, to będę pierwszy bił brawo, choćbym miał jeździć po dziurawych drogach, a na lekarza specjalistę czekać sześć lat.

Tyle że do tego też nie trzeba zmiany konstytucji. Definicję długu publicznego ustala bowiem ustawa, a zatem wystarczy nowelizacja. Co za problem? Nasza legislatura działa przecież tak sprawnie, jak nigdy nie działała. Od godz. 22 do 3 nad ranem urzędnicy państwowi są w stanie oblecieć trzy czytania, prace w komisjach, konsultacje społeczne, a nawet Senat, który w takiej sytuacji prac hamował nie będzie, by już o 3:10 uzyskać podpis prezydenta. I po sprawie.

Czytaj też: Imperium znów atakuje. Co jest ostatecznym celem Putina?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Hotel widmo w Pobierowie to gigantyczny problem. Nie wiadomo nawet, ile i jakich samowolek popełniono

Największy i wielokrotnie krytykowany hotel w Polsce już od trzech lat miał przyjmować gości w nadmorskim Pobierowie. Ale dobrze, że ciągle jest zamknięty. Nie będzie dla gminy Rewal żyłą złota, a kłopoty mogą być spore, gdy w końcu ruszy.

Mirosław Kwiatkowski
18.08.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną