Ukraińcy powstrzymali postęp ofensywy i nie dopuścili Rosjan do swoich głównych miast. Idących na Kijów Rosjan bohatersko powstrzymuje ukraińska brygada pancerna, praktycznie zamknięta w Czernihowie. Mikołajów też opiera się Rosjanom, którzy po początkowych sukcesach obeszli go, posuwając się dalej na północ. Od południa Rosjanie wdarli się na obszar porównywalny z Krymem i są o krok od kontroli nad całym wybrzeżem Morza Azowskiego. To lądowy korytarz, o który chodziło im od początku agresji na Ukrainę osiem lat temu.
300-tysięczny Chersoń i o połowę mniejszy Melitopol są formalnie w ich rękach, ale nawet na rosyjskojęzycznym południu tylko terror pomaga okupantom zapanować nad mieszkańcami. Porwany i więziony mer Melitopola odzyskał wolność, wymieniony na rosyjskich jeńców, ale w Chersoniu trwają poszukiwania kandydata na marionetkowego lidera planowanej tam przez Rosjan „republiki ludowej”. Miasta te technicznie są zajęte, ale na pewno nie spacyfikowane. Trwa zastraszanie Odessy. Co kilka dni z plaż widać rosyjskie okręty desantowe, a w powietrzu słychać samoloty. Ale lądowania wojsk na brzegu wciąż nie ma. Wody przybrzeżne zostały zaminowane, na plażach widać zapory jak w Normandii, ryzyko podejścia jest zbyt duże. Rosjanie nie mają tyle piechoty morskiej, by zdobyć miasto, a na lądzie cały czas są za daleko. To największa nadzieja południowego frontu wojny.
300 km na wschód od Odessy rozgrywa się największa tragedia tej wojny. Mariupol, niezdobyty przez Rosjan w latach 2014–15, dziś jest miastem męczennikiem, na którym się mszczą. Od dwóch tygodni jest okrążony, a ukraińscy dowódcy ze łzami w oczach przyznają, że nie mają jak przyjść z pomocą jego mieszkańcom. W niektórych dzielnicach zabudowa jest zniszczona w 80 proc., przypomina Warszawę po powstaniu.