Świat

Rezolucja europarlamentu. Praworządność nie znika z radarów

Parlament Europejski w Strasburgu Parlament Europejski w Strasburgu Gonzalo Fuentes/Reuters / Forum
Parlament Europejski przegłosował rezolucję wzywającą Komisję Europejską do wdrożenia mechanizmu „pieniądze za praworządność”. Unia nie odpuszcza tej kwestii.

16 lutego zapadł spodziewany wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE, że mechanizm „pieniądze za praworządność” jest zgodny z prawem unijnym i może być zastosowany (sprawę do TSUE skierowały Polska i Węgry). Wczoraj w Parlamencie Europejskim stosunkiem głosów 478 do 155 przy 29 wstrzymujących się przeszła rezolucja wzywająca do wprowadzenia w życie aktu, który go wdraża, czyli rozporządzenia w sprawie warunkowości. Rezolucja ta jest sygnałem politycznym do egzekutywy – Komisji Europejskiej – a nie wiążącym prawem.

Rzeczywiście do tej pory wezwania do stworzenia mechanizmu warunkowości pochodziły przede wszystkim od europosłów, nagłaśniających desperackie głosy obywateli wychodzących na ulice, także w Polsce. Rezolucja staje się soczewką europejskiej woli politycznej. I choć nie wiąże to rąk KE, spodziewane odblokowanie wypłat dla Polski z Funduszu Odbudowy – w obliczu dramatycznej sytuacji na Ukrainie – zapewne nie będzie miało zupełnie bezwarunkowego charakteru i jeśli nastąpi, to w ściśle wyznaczonych obszarach i transzach.

Klęska Węgier i Polski. Można ciąć fundusze za podważanie państwa prawa

Kto kocha praworządność?

Przeciwko rezolucji zagłosowali niemal wyłącznie politycy partii prawicowych, w tym Francuzi od Marine Le Pen (ona sama nie wzięła udziału w głosowaniu) i Węgrzy. Politycy z Polski, którzy wcześniej najwięcej mówili o praworządności, wstrzymali się – głównie pod wpływem agresji Rosji (np. Janina Ochojska z KO). Za rezolucją opowiedziało się np. trzech byłych premierów – Włodzimierz Cimoszewicz, Leszek Miller i Marek Belka oraz Magdalena Adamowicz (KO) czy Róża Thun (Polska 2050).

Warto tu dodać – w obliczu propagandy, przede wszystkim ze strony popleczników Zbigniewa Ziobry z Patrykiem Jakim na czele oraz prorosyjskich trolli – że głosowanie „za” nie oznacza nawoływania do nałożenia jakichkolwiek sankcji na Polskę. Sam mechanizm „pieniądze za praworządność” ma charakter uniwersalny, a jego kryteria (naruszenie praworządności mające bezpośredni wpływ na wydatkowanie pieniędzy) dotyczy wszystkich państw UE. To dokładnie rozstrzygnął wyrok TSUE z 16 lutego.

Choć wiadomo było, jak się skończy polsko-węgierskie zaskarżenie mechanizmu warunkowości przed TSUE, można było też przypuścić, że polski rząd nie zrobi absolutnie nic, żeby przygotować jakiekolwiek, choćby kompromisowe, zmiany w kierunku przywrócenia praworządności w naszym kraju. Szli z hasłem „Izba Dyscyplinarna albo śmierć”, można powiedzieć.

Polski rząd uznał, że wiatr historii mu sprzyja i już nic nie musi. Zdjęcia Andrzeja Dudy, Michała Dworczyka i innych oficjeli na tle niebiesko-żółtych flag, hubów humanitarnych i uchodźczych tłumów obiegły świat. Serdeczne pozdrowienia prezydenta Zełenskiego dla „Andrzeja i Agaty” też miały zrobić swoje. Presja wydarzeń jest duża; wszyscy zdają sobie sprawę, że uruchomienie Krajowego Planu Odbudowy dla Polski staje się niezbędne. Rezolucja PE oznacza jednak, że nawet w obliczu wojny kwestia praworządności zupełnie nie zniknie z radarów.

Czytaj też: Jak zadziała reguła pieniądze za samorządność

Co oznaczałoby zdjęcie presji z praworządności

Bezwarunkowe uruchomienie pieniędzy z KPO oczywiście byłoby korzystne politycznie dla rządzących, konserwowało obecny obóz władzy. Zmniejszyłoby też presję na zmianę na stanowisku ministra sprawiedliwości, choć bez Ziobry wiele spraw w relacjach z Brukselą mogłoby się okazać łatwiejszych. Co więcej, dalsza bezkarność sprawiłaby, że PiS może nie widzieć powodu do powrotu na właściwą – tzn. solidarną i proeuropejską – ścieżkę, która w tej chwili wydaje się jedyną możliwością wydostania się z chaosu i spod groźby wojny.

Uruchomienie KPO będzie jednak miało także długoterminowe konsekwencje, przede wszystkim ekonomiczne. Unijne pieniądze, napływ dużej grupy ludności i przemiany gospodarcze w państwach ościennych (np. większe wydatki przemysłowe w Niemczech, które zdecydowały się na energiczne dozbrajanie) – to wszystko będą czynniki prowzrostowe. A brak gwarancji praworządności czy bijący w oczy brak poszanowania dla wyroków TSUE przełoży się na radykalny powrót znanej konstrukcji Europy dwóch prędkości.

Większe inwestycje, innowacje, głęboka współpraca biznesu z uczelniami – wszystko, co kojarzymy z gospodarkami światowego centrum – to konstrukcje uzależnione od stabilnych warunków prawnych. Uporczywie kultywowany przez PiS brak praworządności sprawi, że najdelikatniejsze i najważniejsze procesy, np. międzynarodowe konsorcja badawcze, po prostu nie będą lokowały działalności w Polsce i będą unikały partnerstwa z Polakami na decyzyjnych pozycjach. Mówiąc brutalnie, brak praworządności zepchnie nas na pozycję raczej montowni europejskich wynalazków niż pracowni, w której się je tworzy. Szkoda grafenu, szkoda perowskitów – i innych wypracowanych w Polsce cudów myśli technicznej, o których nawet nie mieliśmy jak się dowiedzieć.

Były raje podatkowe, mogą być raje prawne?

W przypadku odpuszczenia praworządności – co Komisja wciąż może zrobić – zamiast ciekawych, stabilnych i rozwojowych inwestycji Polska i inne kraje dotknięte niedowładem praworządności mogą stać się „rajami prawnymi”. Mniej lub bardziej fikcyjne siedziby będą tam chcieli zakładać inwestorzy o nieczystych zamiarach, np. łamania reguł chroniących środowisko czy konsumentów. Przy jakimkolwiek zatargu mogliby wykazywać, że obowiązującą dla nich jurysdykcją jest Polska, więc konieczne jest przeniesienie sprawy do sądu RP. A tu, jeśli nic się nie zmieni, wystarczyłoby, że wspomniany inwestor będzie zaprzyjaźniony z politykami PiS dowolnego szczebla. Przecież problemem braku praworządności jest to, że nie mamy gwarancji niezawisłości sędziów – czyli niewykluczone, że na ich decyzje da się wpłynąć. Czemu więc przynajmniej nie spróbować?

Sądy innych krajów europejskich z czasem wypracują tryb postępowania z wyrokami polskich sądów, które uznają za nadające się do podważenia (to kolejna konsekwencja braku uregulowania kwestii praworządności: orzeczenia polskich sądów nie będą traktowane poważnie). Jednak w wielu sprawach, w tym gospodarczych, najistotniejszym czynnikiem bywa sam czas postępowania. Pozwala to np. prowadzić szkodliwą, ale lukratywną działalność cztery lata dłużej – przy zysku wielu milionów euro rocznie przeniesienie siedziby wygląda już jak sensowna inwestycja, prawda? Zaniechanie polskiego rządu może mieć więc konsekwencje dla czyjegoś zdrowia lub nawet skutkować ekologicznymi katastrofami.

Podkast: Po wyroku TSUE. Co dalej z Polską w Unii

Uruchomienie KPO i tak nie kończyłoby sprawy

Jest jeszcze jedna kwestia, być może najistotniejsza: nawet jeśli decyzja o uruchomieniu KPO zapadnie, nie oznacza to, że pieniądze do Polski popłyną wartkim strumieniem do dowolnego wykorzystania przez PiS. Fundusze będą szły do Polski, ale na zasadzie ścisłego rozliczania – wypłaty każdej transzy nastąpią dopiero po wykazaniu przez rząd, że wcześniej wydatkował je z budżetu zgodnie z przeznaczeniem. (Jak usłyszałam kiedyś w stolicy Unii: „Bruksela potrafi uprzykrzyć życie”). Nadal naliczane będą dzienne kary za niewykonywanie wyroków TSUE.

A obywatele, mam nadzieję, będą pamiętać, że życie w praworządnym kraju to podstawowe prawo człowieka. Sądy będą uginać się pod ciężarem spraw, których nigdy nie powinny były dostać do rozpatrzenia. Tak czy inaczej, nadzieje polskiego rządu, że problem praworządności rozejdzie się po kościach, okazały się płonne. Zadbał o to Parlament Europejski.

Czytaj też: Bój o sądy. Czy władza ugnie się przed Unią

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną