Jak to bywa w przypadku internetowych akcji tego typu trudno jednoznacznie stwierdzić, kto i w jakich okolicznościach rozpoczął globalną mobilizację użytkowników portalu Airbnb. Nie ma to jednak większego znaczenia, ważne są wyniki. A są oszałamiające – w pierwsze 48 godzin zarezerwowano 61 406 noclegów w całej Ukrainie, a tym samym 1,9 mln dol. trafiło do mieszkańców najechanego przez Rosję kraju. Airbnb zgodziło się nie pobierać w tym wypadku opłat administracyjnych.
Rezerwacje na niby. Tak też można pomóc
Oczywiście nikt z rezerwujących do Kijowa, Charkowa czy Odessy nie zamierza teraz jechać. Rezerwacja noclegu to jednak sposób na przekazanie pieniędzy osobom, które najpewniej wciąż przebywają na Ukrainie. Wielu użytkowników pisze do właścicieli apartamentów czy domków letniskowych, że na razie ich nie odwiedzi, może w przyszłości. Teraz niech przyjmą zapłatę, to najlepszy sposób na spożytkowanie pasji podróżowania i przeznaczonych na nią funduszy.
W pomoc zaangażował się też portal turystyczny TripAdvisor. Od 25 lutego działająca przy firmie fundacja współpracuje z World Central Kitchen, międzynarodową organizacją zapewniającą dostęp do jedzenia w krajach ubogich i ogarniętych konfliktami zbrojnymi. Wspólnie stworzyły fundusz pomocowy dla Ukrainy, który TripAdvisor pokrywa w połowie. Każda wpłata dokonana przez użytkowników zostanie wyrównana przez firmę. Portal nie określa jeszcze, jak długo będzie prowadził tę zrzutkę, ale ma na koncie liczne podobne inicjatywy, m.in. wspierające pensjonaty w czasie pandemii koronawirusa.
Czytaj też: Wiersz pisany w schronie. Zagrać w coś możemy
Recenzje niemile widziane
Na TripAdvisorze nie można już natomiast wystawiać recenzji obiektom ukraińskim czy rosyjskim. Za to spadła na portal krytyka, bo ocen też używano jako broni w wojnie propagandowej. Internauci logowali się na strony rosyjskich zabytków, m.in. Kremla, komentując wydarzenia na froncie. Część wpisów była utrzymana w tonie czysto informacyjnym – pisano, że Rosja odpowiada za wojnę, a jej wojska bombardują cywilne obiekty. Sporo komentarzy było jednak agresywnych oraz, co z punktu widzenia TripAdvisora mogło się okazać szczególnie szkodliwe, przekłamanych. Użytkownicy zmyślali złe doświadczenia z miejsc, w których nigdy nie byli. Druga odsłona tego konfliktu działa się na Ukrainie, gdzie z kolei oceny były zawyżane.
TripAdvisor bronił się argumentami o jakości opinii, zaburzeniu algorytmów i baz danych. Portal opiera się na uśrednionych notach wystawionych przez turystów, zalanie go fałszywie pozytywnymi lub negatywnymi rankingami spowoduje długoterminowe zmiany w ogólnych statystykach atrakcji turystycznych. W tym świetle fundusz pomocowy może wydawać się działaniem czysto wizerunkowym. Tymczasem przy coraz szczelniejszej blokadzie informacyjnej nałożonej przez Putina, wyłączeniu zagranicznych kanałów telewizyjnych i represjach za szerzenie „kłamliwej propagandy” na temat wojny portale takie jak TripAdvisor były jedną z niewielu platform, przez które dało się skomunikować z rosyjskojęzycznym internetem.
Czytaj też: Antyszczepionkowcy sieją propagandę Kremla
Internet narzędziem wsparcia dla Ukrainy
Podobną akcję, ale o znacznie szerszym zasięgu, zainicjowali użytkownicy wyszukiwarki Google. Tutaj też chodzi o recenzje: atrakcji turystycznych, restauracji, kawiarń czy galerii sztuki. Media społecznościowe zalały wezwania do wklejania w recenzjach informacji o wojnie, ale i prewencyjnie zaapelowano o niewystawianie jednogwiazdkowych, czyli najniższych not, bo mogłoby to skłonić Google do podobnej reakcji co TripAdvisor. Pojawiał się też argument, by lokalom nie obniżać całościowych ocen, bo prowadzący je zwykli Rosjanie niekoniecznie muszą wspierać Putina i przykładać rękę do jego działań – a słabe rankingi w Google’u mogą im w przyszłości zaszkodzić.
Opłat administracyjnych za transakcje z ukraińskimi artystami i rzemieślnikami nie pobiera też portal Etsy, znana platforma handlowa z rękodziełem i drobnymi wyrobami artystycznymi. Podobnie jak w przypadku Airbnb wielu kupujących z USA czy Europy Zachodniej pisze do twórców, by niczego im nie wysyłali – co i tak w warunkach wojennych byłoby niemożliwe. Zniesienie prowizji przyniosło już dodatkowy zysk w wysokości 4 mln dol., które trafią prosto na konta Ukraińców.
Podkast: Po co Putinowi ta wojna?
Elon Musk dla Ukrainy
W pomoc angażują się też inne korporacje działające w sferze cyfrowej. Jednym z najbardziej efektownych jest projekt realizowany przez Elona Muska. Jego satelity niskoorbitowe Starlink, dzięki którym można dostarczać i wzmacniać sygnał internetowy, trafiły na Ukrainę już w ubiegłym tygodniu. Musk zapewnia, że kolejne terminale są w drodze – to odpowiedź na rosyjskie ataki na ukraińską naziemną infrastrukturę telekomunikacyjną i próby odcięcia kraju od sieci.
Rosjanie próbują walczyć ze Starlinkiem, dlatego Musk idzie za ciosem. W poniedziałek zakomunikował, że przerzuci zasoby z innej swojej spółki, SpaceX, właśnie do Starlinka, wzmacniając dział cyberbezpieczeństwa. To pokazuje zasięg obecnych działań wojennych. Dotychczas bezpieczeństwo w sieci było domeną mało znanych firm lub sił wojskowych, teraz współtworzy je na wojnie cywilna firma o szerokiej rozpoznawalności.
Takich przykładów jest w sieci znacznie więcej. Dowodzą słuszności tezy, że wojna na Ukrainie, choć dzieje się na wschodzie Europy, ma zasięg ogólnoświatowy. Internet jest natomiast kolejnym polem bitwy. Kto wygra wojnę w sieci, na wszystkich jej wewnętrznych frontach, zbliży się mocno do zwycięstwa w działaniach tradycyjnych.
Czytaj też: Złoty most dla Putina