Zacznijmy od tego, co powtarzamy od kilku dni: natarcie dramatycznie ugrzęzło, Rosjanie nie są w stanie wymęczyć żadnych nowych zdobyczy terenowych – na szczęście. Co najmniej od soboty nie posunęli się o włos ani po wschodniej, ani zachodniej stronie Kijowa. Nie zdołali przełamać obrony pod Hostomelem i Browarami. Trwa ewakuacja z położonych na południe Irpienia i Buczy, które znalazły się teraz na linii frontu.
Rosjanie utknęli na wszystkich kierunkach
Rosjanie nie opanowali Charkowa i nie weszli do oblężonego Mariupola. Nie poszli naprzód pod Zaporożem ani pod Mikołajewem. Utknęli na wszystkich kierunkach. Oficjalny przekaz rosyjskich władz jest taki, że wstrzymali aktywne działania, by dać negocjatorom szansę na spokojną dyskusję. To oczywiście bzdura, bo artyleria nadal ostrzeliwuje obiekty cywilne, szczególnie w Buczy, Irpieniu na zachód od Kijowa, w Charkowie i Mikołajewie, a to raczej w rozmowach nie pomaga. Nie widać jakichś znaczących przegrupowań wojsk, przesunięć poszczególnych jednostek, nie zachodzi też zmiana ugrupowania, więc przyczyna tego stanu rzeczy może być jedna: logistyka leży u Rosjan kompletnie, wojska stoją z braku paliwa, częściowo może też odpowiedniej ilości amunicji do toczenia prawdziwej walki, a nie tylko prowadzenia ognia nękającego.
Oczywiście celem współczesnego konfliktu zbrojnego nie jest zajmowanie terenu, lecz niszczenie sił zbrojnych przeciwnika, bo gdy się tego dokona, całe terytorium stoi otworem. Zdobycze terenowe są ważne tylko z dwóch powodów – pozwalają oskrzydlić ugrupowania przeciwnika, czyli ograniczyć mu pole manewru w kierunku bocznym, dzielą je na kawałki, walczące odtąd w pewnej izolacji, w końcu ułatwiają wyjście na tyły, zamknięcie wroga w okrążeniu i odcięcie go od źródeł zaopatrzenia.