Zachód uderza w finanse rządzącej rosyjskiej elity, obejmując sankcjami najbardziej wpływowych oligarchów. A gdy oni tracą majątki, traci również Putin, maleje bowiem renta, swego rodzaju „dola”, którą opłacali kryszę (parasol ochronny), najczęściej dzieląc się z nim zyskami lub fundując mu kosztowne prezenty. Na przykład „pałac w stylu włoskim” za 5 mld dol. w jego ulubionym miejscu: niedaleko Soczi u wybrzeżu Morza Czarnego. Na luksusowy kompleks w Galanżyku, któremu Aleksiej Nawalny poświęcił film „Pałac Putina”, zrzucili się m.in. objęci teraz sankcjami Nikołaj Tokariew (właściciel Transnieftu), Igor Sieczin (Rosnieft) i Gienadij Timczenko (partner finansowy Putina w latach 90.).
Oligarchowie tracą fortuny
Niedługo po premierze filmu Arkadij Rotenberg raptem sobie przypomniał, że pałac od kilku lat jest jego własnością. Wsparł w ten sposób swego przyjaciela Putina, który przekonywał, że kompleks w istocie do niego nie należy. Tysiące wkurzonych Rosjan wyszło wtedy na ulice ze szczotkami toaletowymi w dłoniach. Nawalny w swoim dokumencie, który na YouTubie obejrzało już wówczas ponad 100 mln osób, dowodził, że jedna szczotka w pałacu kosztowała 700 euro, więcej niż średnia pensja w Rosji. Na liście sankcyjnej nie mogło więc zabraknąć braci Arkadija i Borysa Rotenbergów, oligarchów najbliższych Putinowi.
Jak donosi agencja Bloomberg, w pierwszym tygodniu wojny w Ukrainie 23 rosyjskich multimiliarderów pozbawiono 23 mld dol. Do tej pory najwięcej, bo 40 proc. (ok. 10 mld dol.), stracił Gienadij Timczenko, zaprzyjaźniony z Putinem właściciel holdingu Volga Group. Połowę majątku – 6,2 z 13 mld dol. – odebrano szefowi Łukoil Wagitowi Alekperowowi. Oligarchowie tracą też swoje luksusowe zabawki. W La Ciotat na południu Francji władze przejęły 280-metrową „Amore Vero” (Prawdziwa Miłość), jacht Igora Sieczina, byłego wicepremiera, dziś szefa Rosneiftu. Łódź dokowała tam od stycznia, do połowy marca miała przejść przegląd. Francuzów przebili Niemcy, aresztując w porcie w Hamburgu największy jacht na świecie. „Dilbar” Aliszera Usmanowa jest wart 600 mln dol. i ma 96-osobową załogę.
Putin chyba nie uprzedził kolegów o swoich zamiarach. Dwa tygodnie przed inwazją z portu w Hamburgu wypłynął jego jacht „Graceful”, dokujący tam od jesieni w celach serwisowych. Prac nie dokończono, łódź została ewakuowana do Kaliningradu. 82-metrowy dwupokładowy jacht, z basenem i lądowiskiem dla helikopterów na pokładzie, jest wart „zaledwie” 100 mln dol. Oficjalnie to własność firmy zarejestrowanej na wyspach Bahama, której operatorem po zwodowaniu stała się jej cypryjska spółka córka Sowkomflota. Aktywiści z grupy Anonymous pochwalili się, że nazwę „jachtu Putina” zmienili w nawigacji na „FKPTN”, a destynację na „hell” (piekło).
Czytaj też: Nawet pomniki są po naszej stronie. Notatki czasu wojny
Chelsea idzie pod młot
„Będzie gorzej, wiem to lepiej od innych – komentował Ołeh Deripaska. – Czeka nas kryzys większy niż w 1998 r.”. Sankcjonowany w przeszłości przez USA magnat aluminiowy przekonuje, że oligarchów czeka trzęsienie ziemi podobne do tego, które w 1998 r. zmiotło wiele rosyjskich fortun. Kryzys rublowy rozbił wówczas tzw. gang siedmiu, pozbawiając majątków dwóch jego członków (Winogradowa i Smoleńskiego), a resztę znacznej części.
Oligarchowie zdają sobie sprawę z zagrożenia i próbują ratować, co się da, a Zachód zaciska pętlę, obejmując restrykcjami także ich małżonków, a nawet dzieci. Nie pomagają „złote paszporty”, czyli więcej niż jedno obywatelstwo. Miliarderów najbardziej interesowały sankcje nakładane przez Unię Europejską i Izrael, bo przyznawały im one prawo do swobodnych podróży po świecie (UE) i chroniły przed karzącą ręką Kremla (Izrael). Teraz tracą prawo wjazdu do Schengen, zamrożone są też ich aktywa na terytorium UE.
Niektórzy z oligarchów prewencyjnie zrzekli się stanowisk. Michaił Fridman i Piotr Awen wystąpili z rady nadzorczej Alfa-Banku, a Fridman także Veonu, właściciela operatora komórkowego Beeline. Aleksandr Ponomarenko zrezygnował z zasiadania w radzie Międzynarodowego Portu Lotniczego Szeremietiewo.
Inni pozbywają się aktywów, jak Roman Abramowicz, który w obawie przed brytyjskimi sankcjami 26 lutego zdecydował się sprzedać londyński klub Chelsea (był w jego rękach od 2003 r.). Oligarcha oświadczył: „Sprzedaję Chelsea w najlepszym interesie klubu, kibiców, pracowników, sponsorów i partnerów”. Dochód ma zasilić konto fundacji, która wesprze ofiary wojny w Ukrainie. Inteligentna zagrywka: Abramowicz straci ulubiony klub, ale złagodzi ostrze zachodniej krytyki.
Czytaj też: „Rosjanie złapali oddech”. Zachód musi wzmocnić sankcje
Dawni oligarchowie krytykują śmielej
Niektórzy idą jeszcze dalej, składając samokrytykę i potępiając „wojnę Putina”. Michaił Fridman uznał ją za „tragedię dla obu narodów”. Jego rodzice mieszkają we Lwowie, jego ulubionym mieście. „Urodziłem się w Ukrainie. Ale jestem obywatelem Rosji, gdzie spędziłem większość życia i prowadzę biznes” – tłumaczył. Zabezpieczył się przed reakcją Kremla, zastrzegając, że „nie składa żadnych deklaracji politycznych”. Podobnie Deripaskia, który na Telegramie pisał: „Pokój jest bardzo ważny. Trzeba podjąć negocjacje tak szybko, jak to możliwe”.
Najwięcej odwagi, by wyrażać się wprost, mają byli oligarchowie. W tym Michaił Chodorkowski, oligarcha numer 1 do 2003 r., kiedy wszedł z Kremlem w kurs kolizyjny, stracił największy prywatny koncern paliwowy Jukos i trafił na dziesięć lat do kolonii karnej. „Celem wojny jest nie tylko przejąć Ukrainę i postawić marionetkę na czele jej rządu, ale też ostatecznie zdusić ruch rewolucyjny w Rosji, który swoje momentum miał w 2012 r. [chodzi o protesty na pl. Błotnym – red.]” – napisał na Facebooku. Decyzją Roskomnadzoru od piątku Rosja nie ma już dostępu do Facebooka.
Nie wszyscy wytrzymują presję. W ostatni czwartek w swojej brytyjskiej rezydencji został znaleziony martwy Michaił Tołstoszeja (właściciel Watforda). Spekuluje się, że popełnił samobójstwo. Zajmował się głównie handlem nieruchomościami, nie należał do pierwszej ligi rosyjskich miliarderów i nie był z Kremlem bezpośrednio związany.
Czytaj też: Myśliwce dla Ukrainy? To nie takie proste
Trudno liczyć na bunt miliarderów
Zachód uderza w oligarchów, by odebrać majątki im oraz ich kremlowskim patronom. Ale chodzi też o to, by wpędzić miliarderów we frustrację, sprowokować do wypowiedzenia lojalności Putinowi. Nie jest to jednak takie proste. Oligarchowie wiedzą, czym grożą bunt i zdrada. Łagodny scenariusz to przypadek Chodorkowskiego, pozbawionego majątku w oparciu o fikcyjne lub prawdziwe zarzuty i zamkniętego w kolonii karnej. Alternatywą jest los Borysa Bieriezowskiego, osobistego wroga Putina. W Londynie, dokąd uciekł, w ramach ostrzeżenia jego ochroniarz Aleksandr Litwinienko został otruty radioaktywnym polonem, później on sam był uprzejmy popełnić „samobójstwo”.
Na bunt oligarchów trudno zatem liczyć. Pewniejsze jest to, że opowiedzą się po zwycięskiej stronie.
Czytaj też: Pucz albo rewolucja. Czy da się położyć kres rządom Putina?