Zapytany o to w poniedziałek w TVN24 rzecznik rządu Piotr Müller nie wydawał się zaskoczony. Nie dementował, ale i stwierdził, że nie będzie sprawy komentował. Intonacja i mimika wskazywały jednak, że coś jest na rzeczy. Skoro przeciek się pojawił, znaczy, że NATO tak chciało. Wiadomość potwierdziło właśnie oficjalnie Ministerstwo Obrony Ukrainy. Wiadomo już, jakie maszyny zostaną przekazane. Nie wiemy tylko kiedy.
Czytaj też: Niemcy robią zwrot. Koniec ery końca historii
Wesoły taniec na niebie
Chodzi o 56 samolotów MiG-29 (28 z Polski, 16 z Bułgarii i 12 ze Słowacji) i 14 samolotów szturmowych Su-25. W istocie o cały posiadany sprzęt poradziecki tych państw.
Z kilku przyczyn w grę mogły wchodzić tylko postradzieckie maszyny. Po pierwsze, kwestia wyszkolenia pilotów i obsługi naziemnej. Szkolenie pilota na nowy typ myśliwca trwa minimum rok – musi nauczyć się latać w stopniu radykalnie zmniejszającym ryzyko zabicia się. A to niełatwa sztuka. Pamiętam, że mając już ok. 500 godzin nalatane na innych odrzutowcach, siadłem za stery Su-22 – ja drążkiem, pedałami i manetką obrotów silnika, a wesoło roztańczony samolot sobie. Nie istniał jakikolwiek widoczny związek między tym, co robię ze sterami, a tym, co robi maszyna w powietrzu. Wymagało czasu, żeby się zorientować, co i jak. A jeszcze nauka różnych manewrów! Na myśl o lądowaniu wciąż mi się jeży włos na głowie. Tymczasem trzeba umieć zawiadywać samolotem i w dzień, i w nocy, we mgle i przy silnym bocznym wietrze.
Systemy samolotu, zwłaszcza radar, układy kierowania ogniem i nawigacyjne, nie mówiąc już o uzbrojeniu, mają mnóstwo rozmaitych zakresów pracy, a każdy z nich ma swoją specyfikę, różne są zobrazowania na ekranach, przyrządach i wskaźniku przeziernym przed głową pilota (HUD).