Już nie da się zatrzymać kamery, cofnąć taśmy, zmienić aktorów. Trwa wojna. Prezydent od początku przyjął zasadę bezpośredniego komunikowania się ze społeczeństwem. Zdjął garnitur i krawat, założył bluzę khaki. Mówi krótko i węzłowato. Komentuje słowa rosyjskiej propagandy.
Kiedy Amerykanie powiadomili go, że jest na liście ludzi do odstrzału, i zaproponowali ewakuację w bezpieczne miejsce, odpowiedział krótko: „Potrzebuję amunicji, nie podwózki”. A gdy rosyjska propaganda zaczęła insynuować, że opuścił Kijów i namawia do złożenia broni, nagrał filmik na tle swojej siedziby przy ul. Bankowej, z widokiem na gmach, który zna każdy Ukrainiec. – Nigdzie nie wyjechałem, jestem z wami – powiedział. – Nie składamy broni. Mamy broń, żeby walczyć o nasz kraj, o nasze dzieci.
Powtarza: „Jesteśmy u siebie. Zwyciężymy. Będziemy walczyć. Prawda jest po naszej stronie”. Podnosi na duchu. Zapewnia każdego żołnierza, że wie o jego bohaterstwie. Kiedy na Wyspie Węży na Morzu Czarnym okręt wojenny zabił trzynastu obrońców uzbrojonych jedynie w lekką broń, Zełenski oddał im hołd jako bohaterom. Wzywa do działania, do obrony. Każde wystąpienie kończy słowami: „Sława Ukrainie”. Po ukraińsku, choć wcześniej mówił prawie wyłącznie po rosyjsku.
Czytaj też: Pierwsze godziny wojny. Największy konflikt w Europie od 1945 r.
„Te wybory to kabaret”
Kiedy Wołodymyr Zełenski ogłosił swoją kandydaturę w wyborach w sylwestrową noc 2018 r., wyglądało to niepoważnie, bardziej na próbę podbicia popularności aktorskiej niż politycznej. Zełenski był aktorem głównie komediowym. Politykiem nie był – ani deputowanym do krajowej Rady Najwyższej, ani do lokalnej Rady Obwodowej. Nowicjusz.
Wprawdzie jego przyjaciele z kabaretu już rok wcześniej założyli partię Sługa Narodu, ale takich efemeryd było na Ukrainie co niemiara i pomysł kandydowania Zełenskiego wywoływał raczej uśmiech. „Te wybory to będzie prawdziwy kabaret” – pisali obserwatorzy życia politycznego.
Zwłaszcza że kandydat Zełenski miał naprawdę znanych konkurentów: Petra Poroszenkę, urzędującego wówczas prezydenta, wybranego po zwycięstwie Majdanu w 2014 r., oraz Julię Tymoszenko, która walczyła zawzięcie kolejny raz. Pierwsze rankingi dawały Zełenskiemu 10 proc. poparcia, a analitycy spierali się, czy w drugiej turze wygra Poroszenko, czy może jednak Tymoszenko.
Ziemowit Szczerek: Magik na prezydenta!
„Sługa narodu”
Zełenski pochodzi z rodziny ukraińskich Żydów, urodził się w Krzywym Rogu w środkowej Ukrainie, mieście znanym z przemysłu wydobywczego i metalowego. Jego ojciec był profesorem cybernetyki, z polityką też nie miał nic wspólnego. Wołodymyr studiował prawo, ale już wtedy przejawiał talent aktorski.
Występował w amatorskich kabaretach i wyraźnie piął się w branży. W 1997 r. współtworzył grupę 95. Kwartał. Rok później dołączył do zawodowych kabaretów, był aktorem, autorem, wreszcie producentem. Rosyjskojęzycznym przede wszystkim. Kampanię też prowadził po rosyjsku. W opozycji do Poroszenki i Tymoszenko, manifestujących ukraińskość i ukraińskojęzyczność.
Zełenski grał też w filmach, był popularny, ale dopiero serial satyryczny „Sługa narodu” uczynił go prawdziwą gwiazdą. Grał nauczyciela historii, który przez przypadek został prezydentem. Te programy oglądała cala Ukraina, bawiła się przednio, bo sceny były jak z życia wyjęte.
„Sługę narodu” emitowała popularna telewizja 1+1 należąca do oligarchy Ihora Kołomojskiego. Do Zełenskiego przylgnęła łata, że jest jego człowiekiem i to on będzie kierował państwem z tylnego siedzenia. Tym bardziej że był oponentem Poroszenki – sądzono, że finansuje kampanię Zełenskiego, żeby wziąć rewanż na swoim przeciwniku, a wręcz wrogu.
Ukraińcy są zmęczeni
Czas był trudny – po aneksji Krymu napięcie w Donbasie zamieniło się w krwawą wojnę. Powstały samozwańcze republiki doniecka i ługańska. Na takie czasy, wyjątkowo przecież trudne, potrzebny był silny prezydent, nie pierwszoklasista.
Ginęli ludzie, kraj był rozedrgany, choć pod władzą Poroszenki próbował się zbierać do kupy. Wciąż jednak wybuchały konflikty, a sytuacja gospodarcza była trudna. Po części z powodu konieczności finansowania walk w Donbasie, a po części rozgrywek politycznych. W Mińsku podpisano protokół porozumień, który miał zatrzymać wojnę i zabijanie Ukraińców. Okazał się jednak nie do wypełnienia, a jego szczegóły były wielce niekorzystne dla Ukrainy.
Poroszenko, choć protokół podpisał, szybko pojął, że dążąc do wprowadzenia go w życie, działałby na szkodę kraju. Moskwa, choć w konflikt rzekomo niezaangażowana, oficjalnie i nieoficjalnie, poprzez swoich wieloletnich zwolenników, próbowała wywierać naciski. To również destabilizowało sytuację, zgodnie zresztą z ideą i zamiarem Kremla. Ukraińcy byli zmęczeni, utrudzeni życiem, tęsknili za spokojem i ładem.
Czytaj też: Zełenski i Poroszenko w drugiej turze
Sensacyjne zwycięstwo
A tu na scenie politycznej pojawia się komik. I wszedł do drugiej tury, pokonując w kwietniu 2019 r. Poroszenkę z niespotykaną łatwością – zdobył blisko 73 proc. To był wstrząs. Na Zełenskiego głosowali młodzi i starzy, ukraińsko- i rosyjskojęzyczni. Okazało się, że jego język nie ma znaczenia, wszystkich interesowało bardziej to, co mówi. Największe poparcie miał wprawdzie na wschodzie i południu, ale też w centrum kraju. A jego elektorat stanowili głównie ludzie rozczarowani nieudanymi, niekończącymi się reformami, oczekujący zmiany i nowych twarzy w polityce.
Już wtedy było widać, że Zełenski umie rozmawiać z wyborcami, stwarza wrażenie, że przemawia do każdego indywidualnie, dostrzega i docenia pojedynczego człowieka. Zaprezentował się jako zwykły Ukrainiec, patriota. Mówił, że Krym należy do Ukrainy, a wojnę w Donbasie czas zakończyć. Sygnalizował, że także nie akceptuje porozumień z Mińska, a za gwaranta niepodległości uważa NATO.
Jego program, dość ogólny, nie zawierał rewolucyjnych obietnic. Może poza deklaracją zniesienia immunitetu dla posłów i prezydenta – obiecał możliwość odwołania ich z funkcji – oraz bezpardonową walką z korupcją z przepadkiem mienia włącznie. Zamierzał też ograniczyć rolę oligarchów w państwie. Zapewniał, że nie będzie kandydował na drugą kadencję.
Czytaj też: Komik na prezydenta?
Prezydent przejmuje parlament
Zełenski może nie miał recepty na wszystkie problemy, ale zrobił coś, czego nikt się nie spodziewał: rozwiązał parlament. I to niemal natychmiast po objęciu władzy. Poszedł za ciosem, wykorzystał wielką popularność, żeby zdobyć większość w Radzie Najwyższej. I Sługa Narodu odniósł w lipcu 2019 r. sukces wyborczy, co teoretycznie zapewniało w miarę spokojne rządzenie, bez konieczności kupowania deputowanych, korupcji, bez przegranych głosowań.
Sługa Narodu miał prezydenta, premiera, rząd, Służbę Bezpieczeństwa, prokuraturę – władzę od dawna nieoglądaną w Ukrainie. Analitycy podkreślali, że średnia wieku deputowanych to 39 lat, Ukraina nigdy nie miała tylu młodych polityków. To była nadzieja dla ludzi oczekujących zakończenia wojny i reform gospodarczych niosących z sobą realną poprawę ich losu. Ale czy oczekiwania nie są zbyt wygórowane, czy znów nie przyjdzie gorzkie rozczarowanie? – pytali specjaliści od polityki.
Czytaj też: Prezydent Zełenski zaczyna od naruszenia konstytucji
Falstart z Trumpem
W polityce zagranicznej Zełenski okazał się żółtodziobem. Podczas spotkania z republikańskim prezydentem USA Donaldem Trumpem dał się wciągnąć w próbę zdyskredytowania jego rywala Joe Bidena (chodziło o śledztwo wobec syna Bidena Huntera). Sprawa omal nie zakończyła się impeachmentem Trumpa i stała się plamą na CV ukraińskiego lidera.
Zełenski, jak się zdaje, wyciągnął lekcję z tego zdarzenia. Błędów już nie powtórzył, a niebawem jego relacje z Bidenem okazały się pomyślne. Komunikat po ich spotkaniu 1 września 2021 r. był jednoznaczny: „Ukraina i Stany Zjednoczone mają podobne wartości i są silnie przywiązane do realizacji wizji Europy zjednoczonej, wolnej i pokojowej” – powiedział Biden. Podkreślił, że USA będą nadal wspierać suwerenność i integralność terytorialną Ukrainy w obliczu rosyjskiej agresji, popierać jej „euroatlantyckie aspiracje” oraz kontynuować wsparcie dla reform i integracji z Europą.
Amerykański przywódca zapowiedział uruchomienie kolejnej transzy pomocy wojskowej dla Ukrainy o wartości 60 mln dol., reaktywację komisji strategicznego partnerstwa oraz podpisanie nowej umowy ramowej o strategicznej współpracy obronnej.
Czytaj też: Zagraniczny test Zełenskiego
Walka z oligarchami
W kraju Zełenskiemu udało się przeprowadzić przez parlament ustawę liberalizacji rynku i obrotu ziemią. Niestety, pandemia covid-19 mocno uderzyła w Ukrainę. Dotychczas zaszczepiło się tylko zaledwie 35 proc. obywateli, a system ochrony zdrowia okazał się bezsilny.
Zełenski obiecał walkę z oligarchizacją życia, choć sam był związany z Ihorem Kołomojskim. Co więcej, o nim również się mówiło, że jest człowiekiem dość zamożnym. Może Zełenski irytował się rosnącą ponownie popularnością Poroszenki, może miał dość liczenia się z decyzjami najbogatszego Ukraińca Rinata Achmetowa, faktycznego króla Donbasu, który dzięki wojnie i covidowi pomnożył swój ogromny już majątek. Postanowił uderzyć w oligarchów, uciąć korupcję, przekupstwo i wpływ bogaczy na media.
Przez parlament przeszła ustawa nazwana antyoligarchiczną, która najmocniej zabolała Poroszenkę i Achmetowa. Przewiduje obostrzenia podatkowe i kontrolę kontaktów z politykami. Trzeciego silnego gracza, Wiktora Medwedczuka, stronnika Rosji, zamknął w areszcie domowym, a jego kanały telewizyjne odcięto od dystrybucji. W końcu listopada oskarżył Achmetowa o spiskowanie z Rosjanami i sprzyjanie zamachowi stanu w Kijowie. Wtedy wydawało się to niedorzecznością. Dziś – może trochę mniejszą. Również Poroszence zarzucano zdradę stanu z powodu rzekomego handlu węglem ze zbuntowanymi separatystycznymi republikami.
Czytaj też: Drużyna Zełenskiego
Nic o Ukrainie bez Ukrainy
W lutym notowania partii Zełenskiego spadły, wyprzedziło ją ugrupowanie Poroszenki – Europejska Solidarność. Zełenski wprawdzie prowadził w rankingu popularności i zaufania, ale Poroszenko już mu deptał po piętach. Według sondaży tylko 32 proc. Ukraińców uważało, że prezydent może skutecznie pokierować obroną kraju na wypadek rosyjskiej agresji, aż 53 proc. było przeciwnego zdania.
Rosyjskie wojsko stało już wówczas przy granicy z Ukrainą, wkrótce pojawiło się także na Białorusi – niby na ćwiczenia, ale już nie wróciło do domów. Czas przyspieszył, rozpoczęła się działalność dyplomatów. Z Putinem rozmawiali politycy europejscy i amerykański prezydent. Putin precyzował żądania: chciał izolacji Ukrainy i zapewnienia, że wyzbędzie się proeuropejskich i pronatowskich ambicji.
Zełenski też postawił warunek: nic o Ukrainie bez Ukrainy. To już nie te czasy, kiedy w latach 90. George Bush wymógł na Kijowie zrzeczenie się głowic jądrowych (Ukraina była wówczas trzecią potęgą nuklearną). Zełenski stawiał sprawę twardo i jego racje zostały zaakceptowane. Wielcy liderzy konsultowali się z nim w każdej sprawie dotyczącej napięcia przy granicy i negocjacji z Rosją.
Prezydent Ukrainy nie czekał pokornie. Jeszcze przed tygodniem, mimo ostrzeżeń CIA przed rosyjską inwazją, pojechał na międzynarodową konferencję w Monachium. Wygłosił mocne przemówienie, podkreślając, że sankcje, jakimi świat zagroził Moskwie, zdadzą się na nic, gdy Rosjanie przekroczą granice Ukrainy. Trzeba je ogłosić już, zaraz, inaczej nie powstrzyma się Putina. Zadawał niewygodne pytania sojusznikom: gdzie byliście, gdy Putin zaanektował Krym, gdy rozpętał wojnę w Donbasie? To był występ godny Oscara. Zełenski stawał się prezydentem i politykiem.
Czytaj też: Wrogie czołgi grzeją silniki. Co Zełenski radzi Ukraińcom?
Komik staje się mężem stanu
Zdążył jeszcze wrócić do Kijowa. Dwa dni później odbyło się na Kremlu słynne spotkanie rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa, podczas którego Putin ogłosił decyzję o przyznaniu suwerenności zbuntowanym wschodnim republikom Ukrainy. A zaraz potem – o wysłaniu do Donbasu wojska w „misji pokojowej”. Nad ranem 24 lutego wojska przekroczyły granice Ukrainy, atak prowadzono z północy, wschodu i południa, z lądu, morza i powietrza. Putin mówił żołnierzom, że idą walczyć z „ludobójstwem ukraińskim dokonywanym na obywatelach Rosji”.
Dziś nawet przeciwnicy prezydenta mówią o nim z szacunkiem. W zderzeniu z wściekłym, pełnym nienawiści Putinem, który nie potrafi trzymać swojej złości pod kontrolą, Zełenski prezentuje się jak jego odwrotność. W dodatku nigdy nie siedzi za biurkiem, widać, że stara się kontrolować wydarzenia. Często dorzuca jakiś celny bon mot. Jest podporą, przywraca wiarę, że można Rosjan pokonać i zwyciężyć.
Może to on zmobilizował Poroszenkę i mera Kijowa Witalija Kliczkę, żeby też chwycili za broń. Może to dzięki jego wystąpieniom Ukraińcy już od trzech dni nie wpuścili Rosjan do Kijowa? Może dzięki jego słowom, żeby młodzi mężczyźni wracali walczyć do kraju, na granicy z Polską stworzyła się kolejka? Jeśli ktokolwiek oczekiwał, że Zełenski się załamie, to mocno się pomylił. Wiatr historii wieje, komik wyrasta na męża stanu. Także na bohatera.
Czytaj też: Na razie na Ukrainie nikt nie wywiesił białej flagi