Gdyby ktoś nie wiedział, że Rossija24 jest głównym rosyjskim kanałem informacyjnym i przypadkiem oglądał go w czwartek wieczorem, mógłby pomyśleć, że to program satyryczny. Nie było tam wybuchów, czołgów ani samolotów. Zamiast nich była seria krótkich relacji z jakiegoś innego, równoległego świata, który jeśli istnieje, to tylko w głowach ich autorów. Ale raczej nie – chyba sami w swoje relacje nie wierzą.
Czytaj też: Czy Ukraina ma się jak bronić?
Niedogodności są, ale co robić...
Szczytem absurdu był prawdopodobnie minireportaż z lotniska w Moskwie, gdzie w czwartek odwołano loty na południe Rosji – do Rostowa nad Donem i Sewastopola. Przyczyna: „specjalna operacja wojskowa w Donbasie”. Sympatyczna kobieta w okularach żaliła się przed kamerą, ale z uśmiechem, pogodzona z losem, że miała wykupione kilkudniowe wczasy, a tu klops! Na szczęście zwrócili za bilety i wszystko da się chyba przełożyć. A zatem niedogodności są, ale co robić, takie życie.
Potem przerwa na reklamy – wesołe, rozśpiewane, roztańczone, kolorowe, jak to reklamy. Ale w czwartek akurat w rosyjskiej telewizji oglądało się je bardzo dziwnie. Szczególnie jeśli ktoś wcześniej widział w CNN rozmowę z dziewczyną z Charkowa, która schroniła się w metrze przed bombami. Szlochała, bo nigdy nie przypuszczała, że coś takiego w XXI w. w Europie jest możliwe.
Ale wracajmy do wieczornego programu Rossija24. Tutaj relacja ze szkoły w Rostowie, gdzie właśnie przybyły dzieci, które „uciekły z Donbasu przed nasilającym się w ostatnich dniach ukraińskim ostrzałem”. Mają za sobą pierwszy dzień nauki. „W zasadzie to nauki dzisiaj jeszcze nie było, tylko mali uchodźcy poznawali się z naszym dziećmi” – rzeczowo wyjaśnia wychowawczyni.
Pierwsze godziny wojny. Największy konflikt w Europie od 1945 r.
„Demilitaryzacja i denazyfikacja Ukrainy”
Potem materiał o faszystowskich bojówkach ukraińskich, które od ośmiu lat dokonują aktów ludobójstwa w Donbasie. „Celem specjalnej operacji jest demilitaryzacja i denazyfikacja Ukrainy” – przypominał narrator słowa Putina. Na ekranie obraz spalonego przez bojówki ONR budynku na przedmieściach Doniecka.
Zaraz potem przypomnienie o tym, jakie kraje zachodnie i kiedy wysłały broń do Kijowa – m.in. Łotwa wysłała przeciwlotnicze stingery, Ameryka przeciwczołgowe javeliny, a Polska amunicję i moździerze. Wszystko po to, żeby ukraińscy naziści mogli atakować Rosjan.
Następnie relacja o tym, jak ukraińskie i zachodnie media produkują fake newsy, by oczernić rosyjskich żołnierzy. Pokazały mianowicie jakieś zdjęcia zrujnowanego bloku mieszkalnego, rzekomo zbombardowanego, i zapłakaną matkę. „Potem i matka, i jej dziecko odnaleźli się i okazało się, że oboje mają się znakomicie” – z przekąsem konkluduje narrator. Gdzie się odnaleźli? Tego się nie dowiadujemy. Za to jakiś oficer w mundurze wyjaśnia przed kamerą, że uciekające jednostki ukraińskie szukają schronienia na osiedlach mieszkaniowych, bo wiedzą, „że Rosjanie – my – do cywilów nie strzelamy”.
Czytaj też: Putin atakuje Ukrainę i krzyczy „to nie ja jestem agresorem”
Putin do biznesu: „Inaczej się nie dało”
Ukraińscy cywile absolutnie nie muszą się niczego obawiać! Co innego skorumpowani ukraińscy politycy. Oni już się boją i palą jakieś dokumenty – zapewne zacierają ślady swoich przekrętów. Na dowód oglądamy nagranie z wyższego piętra jakiegoś domu. Na parterze w komórce ktoś faktycznie pali jakieś papiery. Kiedy i jak reporterzy Rossija24 to nagrali albo zdobyli? Kto pali dokumenty? Tego się nie dowiemy.
Potem relacja ze spotkania Władimira Władimirowicza Putina z przedstawicielami biznesu. „Ryzyko dla bezpieczeństwa naszego kraju było tak wielkie, że inaczej się nie dało” – wyjaśniał im prezydent. Przed spotkaniem, jak relacjonuje Rossija24, Putin rozmawiał przez telefon z prezydentem Iranu ajatollahem Ebrahimem Raisim, który „wyraził zrozumienie dla motywów specjalnej operacji na Ukrainie”.
Potem niepokojący materiał o tym, że Ukraińcy mogą stworzyć brudną bombę atomową – z odpadów ze swoich elektrowni jądrowych. W samym Czarnobylu pod betonowym sarkofagiem, który przykrywa reaktor zniszczony w katastrofie w 1986 r., jest dość plutonu, by wywołać katastrofę w Rosji i Europie. Zdaniem ekspertów jest to bardzo realne zagrożenie, dlatego rosyjskie siły przejmują ukraińskie elektrownie.
Czytaj też: Ukraińcy powiadają. „Wojna, której miało nie być”
Dalsza owocna współpraca z Kubą i Nikaraguą
Znacznie bardziej optymistycznym akcentem w wieczornym programie Rossija24 była relacja z trwającej właśnie przyjacielskiej wizyty przewodniczącego Dumy Wiaczesława Wołodina na Kubie i w Nikaragui, czyli w krajach, które – jak zaznacza narrator – dobrze wiedzą, co znaczy imperializm Jankesów. „Ukraina musi stać się niepodległym, wolnym państwem” – wyjaśniał nikaraguańskim gospodarzom przewodniczący Wołodin. „Niestety, osiem lat temu doszli tam do władzy oligarchowie i nacjonaliści, którzy zniewolili ukraiński naród”.
Narrator konkluduje, że gospodarze z Kuby i Nikaragui wyrazili zrozumienie, a nawet całkowite poparcie dla Rosji. Ponadto strony wymieniły się opiniami i informacjami, które przyczynią się do dalszej owocnej współpracy dwustronnej (sic!).
Czytaj też: Co teraz? To może być długa wojna na wyczerpanie
Nielegalne zgromadzenie i odpowiedzialność karna
A co na portalach? Gazeta.ru prowadzi relację live – ale nie z wojny i nie na Ukrainie, tylko ze „specjalnej rosyjskiej operacji w Donbasie”. A ponadto informuje, że Komitet Śledczy Rosyjskiej Federacji rozpoczął śledztwo w sprawie 14 ukraińskich pocisków, które spadły w czwartek w rejonie Rostowa. Te pociski to absolutnie niedopuszczalna odpowiedź Ukraińców na rosyjską operację denazyfikacji i demilitaryzacji. Przecież Putin, ogłaszając wczesnym ranem rozpoczęcie operacji, wyraźnie nakazał ukraińskim żołnierzom, żeby złożyli broń i rozeszli się do domów.
Na portalu gazety „Izwiestia” główną informacją wieczoru, opatrzoną etykietą „WAŻNE”, była... rozmowa telefoniczna Putina z prezydentem Emmanuelem Macronem. Putin wyjaśnił francuskiemu przywódcy przyczyny specjalnej operacji. Narrator nie relacjonuje, co odpowiedział Macron, ale konkluduje, że „obie strony postanowiły pozostać w kontakcie”.
„Izwiestia” pisze też o śledztwie w Moskwie. Wszczęto je przeciwko obywatelowi urodzonemu w 1999 r., który brał udział w nielegalnym zgromadzeniu przy placu Puszkina i wygrażał funkcjonariuszom. W artykule nie podano celu zgromadzenia (był to protest przeciwko wojnie), ale przypomniano, że „udział w nielegalnych zgromadzeniach i prowokacjach to odpowiedzialność nie tylko administracyjna, ale i karna”.
Czytaj też: Na razie nikt na Ukrainie nie wywiesił białej flagi