Świat

Gdy Putin atakuje, skrajnej prawicy we Francji opadają maski

Kandydaci na prezydenta Francji Marine Le Pen i Eric Zemmour Kandydaci na prezydenta Francji Marine Le Pen i Eric Zemmour Gonzalo Fuentes / Reuters / Forum
Wkroczenie rosyjskich wojsk do Donbasu sprawiło, że powoli opadają maski. W jaki sposób francuska skrajna prawica spłaca długi wobec Putina – i nie tylko?

Rosyjskie długi Marine Le Pen są tajemnicą poliszynela. Ale i drugi z kandydatów skrajnej prawicy, sytuujący się jeszcze bardziej na prawo Éric Zemmour, wydaje się ostatecznie grać do tej samej bramki – na rzecz destabilizacji Unii Europejskiej, odwrócenia progresywnego trendu i „multilateralizacji”, tzn. demontażu dotychczasowego światowego porządku, by zrobić miejsce na nowe „bieguny potęgi” (temu ma wszak służyć właśnie ogłoszona współpraca Rosji z Chinami).

Tradycyjnie antynatowska Francja to podatny grunt, dlatego obce potęgi chętnie i od dawna „inwestują” tu w polityków głoszących ten nowy porządek. Obok skrajnie prawicowych Marine Le Pen i Zemmoura swoje trzy grosze z lewicy dodaje wrogi wobec Sojuszu zwolennik protekcjonizmu Jean-Luc Mélenchon. W swoim stanowisku mówi np., że „przyjęcie Ukrainy do NATO” jest „decyzją Amerykanów”, i niedwuznacznie sugeruje, że źródłem problemów jest „logika ekspansji” Sojuszu.

Czytaj też: Inwazja na Ukrainę właśnie się zaczęła

Le Pen. O Ukrainie bez Ukrainy

Wszyscy kandydaci krytykują wejście rosyjskich wojsk do Donbasu. Problem w tym, jak rozwijają swój przekaz. Marine Le Pen wydała oświadczenie, podkreślając, że decyzja Putina jest „nieszczęsna” i nie przyczyni się do deeskalacji, której „życzyła sobie od początku konfliktu”. Według niej „rozwiązaniem mogłaby być konferencja z udziałem Stanów Zjednoczonych, Rosji, Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, a także Polski, Rumunii, Węgier i Słowacji, czyli krajów graniczących z Ukrainą”. Dobrze Państwo widzą, samej Ukrainy w tym gronie nie ma. Nie ma też Unii, ale to akurat nie jest niespodzianka. „Konferencja ta miałaby na celu wynegocjowanie rozwiązania opartego na porozumieniach z Mińska” – precyzuje Le Pen.

Jak widać, każdy pretekst jest dobry, by stworzyć wrażenie, że Unia jest nikomu niepotrzebna, nadmiarowa i niedecyzyjna. Le Pen normalizuje również „rozwiązania” wypracowywane ponad głowami samych zainteresowanych. Uporczywie opowiada świat, którego nie ma – w myśl zasady, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy może stać się prawdą.

Ostrowski: Toksyczne słowo „zdziczenie”

Zemmour: Putin ma dobre powody

Fenomen Érica Zemmoura, publicysty o profilu i popularności porównywalnych do Rafała Ziemkiewicza, może zastanawiać. Jeszcze niedawno pisał w spokoju felietony i co jakiś czas wywoływał skandal. Dziś ma według sondaży 30 proc. szans, żeby wejść do drugiej tury wyborów prezydenckich. Trudno się oprzeć i nie tłumaczyć tego m.in. płcią: skrajna prawica tradycyjnie jest maskulinistyczna i patriarchalna, więc przynajmniej dla niektórych jej zwolenników mężczyzna jest bardziej wiarygodny niż Le Pen. Ale to tylko część prawdy.

Zemmour jest pierwszym europejskim „zawodnikiem” z politycznej stajni Steve’a Bannona, założyciela głównego medium „postprawdy”, portalu Breitbart, i szefa sztabu Donalda Trumpa. W wywiadzie dla dziennika „Le Parisien” Bannon tłumaczył: „Zemmour też na swój sposób mówi: »Make France great again«, sprawi, że Francja znów stanie się wielka. Taki język jest nie do przyjęcia dla globalnych elit”. A jednocześnie: „Potrzebujemy tego, co Éric Zemmour wnosi do debaty jako populista”.

Dla Bannona jest to eksperyment – jak można się spodziewać, pierwszy z wielu. Zdaniem spin doktora „nacjonalistycznej międzynarodówki” Francja jest na najlepszej drodze, by stać się krajem prawicowym: „Naszym zdaniem Francja to współczesne laboratorium”. Sens wprowadzenia Zemmoura na scenę staje się jasny: chodzi o przeniesienie dyskursu wyłącznie na prawą albo skrajnie prawą stronę boiska. Jeśli będzie się wykłócał z Le Pen i zaciekle prawicową kandydatką republikanów Valérie Pécresse o szczegóły, gros ich wspólnych tematów okaże się elementem nowej zgody, nową normą.

Dlatego Zemmour zajął stanowisko na pierwszy rzut oka odmienne niż Le Pen, zaczynając od wyrażenia… solidarności z Ukrainą. Dalej już jednak zmienił ton: rosyjska agresja jest wynikiem polityki Unii i NATO, które lekceważyły „zasadne zastrzeżenia Rosji w kwestii bezpieczeństwa”, a rozwiązaniem, które będzie forsować, „kiedy tylko zostanie wybrany”, będzie renegocjacja traktatów w taki sposób, by położyć kres rozszerzaniu Sojuszu. Ponadto zdaniem Zemmoura polityka sankcji proponowana przez UE śladem Stanów Zjednoczonych nie tylko będzie nieskuteczna, ale także ekonomicznie szkodliwa dla Francji (czytaj: Unia o Francję nie dba i chce dla niej jak najgorzej).

Czytaj też: Cherchez la femme. Teraz Francuzki chcą władzy

Francuscy kandydaci przeciw Ukrainie

Podobnie jak Le Pen Zemmour przywołał porozumienia mińskie, zwracając uwagę, że to ich naruszenie – nie de facto aneksja części Ukrainy czy działania zbrojne – jest największym problemem. Rzecz w tym, że ani pierwsza umowa z 5 września 2014 r., ani druga z 12 lutego 2015 nigdy nie była przestrzegana i nie przyniosła obiecujących efektów. Ważne jest natomiast, że obok trójstronnej grupy kontaktowej (Ukraina, Rosja i OBWE) ich sygnatariuszami byli przywódcy, skądinąd nieprawomocni, Donieckiej i Ługańskiej Republiki (prawomocne wyłonienie władz w obu regionach jako części ukraińskiego systemu samorządowego było zresztą jednym z głównych punktów obu porozumień).

Nawet jeśli więc przywódcy nowych republik byli samozwańczy, porozumienia mińskie dają im niejaką legitymację – jako jedyny dokument międzynarodowy. Przywoływanie mało znanych i niekoniecznie skutecznych traktatów ze strony skrajnej francuskiej prawicy jest więc kolejnym elementem gry przeciwko Ukrainie.

Czytaj też: „Uczyńmy Francję znowu wielką”. Wraca demon antyislamizmu

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną