Turystę w jukatańskich kurortach od razu atakują niecodzienne doznania. Zmysł słuchu zostaje poddany ciężkiej próbie skumulowanego hałasu z dyskotek i barów. Zmysł węchu rozbudza zapach palonej w wielu miejscach marihuany. Zmysł wzroku doznaje szoku największego.
Oto głównym deptakiem przejeżdżają wozy opancerzone, na jednym z nich umocowany jest wielki niczym działo karabin. Grupki uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy policji, wojskowych i gwardii narodowej przemaszerowują co kilka, kilkanaście minut głównymi bulwarami miasta. Po plaży mundurowi w pełnym rynsztunku chodzą i jeżdżą quadami, często po czyimś ręczniku czy kocu do plażowania. Wyglądają jak najeźdźcy, względnie wykonawcy dokonanego przed chwilą zamachu stanu.
Reporter „El País” przygotowujący reportaż o sytuacji na Jukatanie rozmawia z rodziną Walczaków z Warszawy. Znajomi przestrzegali ich, żeby ze względu na obecność karteli narkotykowych nie jechali do Meksyku. Ale Walczakowie smakują margarity i mojita – i mówią, że wszystko jest okay. Nie mają pojęcia, co dzieje się wokoło. Pada na nich strach, gdy reporter informuje ich o tym, że w Playa del Carmen, niemal pod ich nosem, doszło właśnie do dwóch egzekucji, w których zginęły trzy osoby.
Strzały w parku Xcaret
Zabójstw dokonano w drugiej połowie stycznia, w odstępie zaledwie kilku dni. Pierwszego – w najbardziej znanym tematycznym parku rozrywki Xcaret, który przyciąga atrakcjami, takimi jak m.in. pozostałości miasta Majów, dżungla, zwierzęta (jaguary, rekiny i delfiny), jaskinie i podziemne jeziora zwane cenotami. Przy recepcji ekskluzywnego hotelu na terenie parku w biały dzień zamachowiec zastrzelił dwóch cudzoziemców, a trzeciego ciężko ranił.
Dzięki kamerom policja szybko ustaliła drogę ucieczki zabójcy i jego wspólnika; obaj wpadli w ręce funkcjonariuszy kilka dni później.