Wszyscy się ucieszyliśmy, że Rosjanie wycofują swoje wojska. Wszak zakończenie niektórych ćwiczeń i działań ogłosił sam Putin. Niektórych, bo Rosja prowadzi naraz sporo manewrów. Mundurowych przy granicy z Ukrainą też jest półtora razy tyle, ile Polska ma oficerów, podoficerów i żołnierzy razem wziętych, włącznie z personelem wojskowych biur emerytalnych, komend uzupełnień, wojewódzkich sztabów, okręgowych składnic materiałów pędnych i smarów. Czyli według tego, co ustalili Amerykanie, ponad 150 tys. Można to przeliczyć na dziesięć pełnokrwistych dywizji z oddziałami wsparcia. Przypomnijmy, że Amerykanie zajęli Irak w 2003 r. siłami dwóch dywizji, dwie kolejne zabezpieczały tyły. Armia Saddama Husajna też do małych czy źle wyposażonych nie należała.
To niewyobrażalne ilości sił jak na Europę w XXI w., nie wiem, czy tyle pododdziałów bojowych byłaby w stanie wystawić Polska do spółki z Niemcami, bo choć nominalnie personelu mamy dużo, to w znacznej części są to różne jednostki szkolne, logistyczne lub wymienione wcześniej przykładowe instytucje o raczej niewielkiej wartości bojowej, choć dla pokojowego funkcjonowania niezbędne.
Siły zgromadzone przez Rosjan to jednostki w pełni bojowe lub wsparcia bojowego, bez których te pierwsze nie są w stanie działać w warunkach polowych, a tym bardziej wojennych. A zatem doceńmy, co znaczy 150 tys. żołnierzy na granicy. To tyle, ile byłaby w stanie wystawić typowa 300-tys. armia. W Europie takiej nie ma.
Czytaj też: