Siergiej Ławrow jest twarzą rosyjskiej dyplomacji od 18 lat. Ma opinię profesjonalisty, twardego negocjatora, którego doceniają nawet oponenci Rosji. Porównywany do Andrieja Gromyki, najdłużej sprawującego funkcję szefa radzieckiej dyplomacji (1957–85), który przeszedł do historii jako Mister Niet (Pan Nie). Służbę zagraniczną Ławrow pełni już pół dekady. Studiował w moskiewskiej kuźni dyplomatycznej MGIMO w 1967 r., a zaraz potem trafił na Sri Lankę, swoją pierwszą placówkę. Zaczynał od tłumaczeń, przygotowywał analizy i robił za osobistego sekretarza ambasadora. Po powrocie do stolicy w 1976 r. skierowano go do departamentu handlu w ministerstwie spraw zagranicznych.
Ławrow. Rafting, marlboro i whisky
Dopiero placówka w Nowym Jorku uczyniła z niego „tego” Ławrowa. Na misję przy ONZ nie wysyła się spadochroniarzy na emeryturę. Wciąż młody Siergiej zdobywał tam szlify dyplomatyczne – jako pierwszy sekretarz misji przy ONZ (1981–88), a w latach 1994–2004 już jako szef przedstawicielstwa Rosji.
To Ławrow przez dziesięć lat reprezentował swój kraj w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Po dymisji Andrieja Kozyriewa w 1996 r., pierwszego i zarazem ostatniego prozachodniego ministra spraw zagranicznych, był jednym z najpoważniejszych kandydatów na to stanowisko. Prezydent Borys Jelcyn zdecydował się jednak na Jewgienija Primakowa, a Ławrowowi rok później zaproponowano resort finansów. Odmówił.
Podczas obchodów Szczytu Tysiąclecia w Nowym Jorku wpadł w oko Putinowi, który chwilę wcześniej wygrał wybory. Dlatego w 2004 r., przy kolejnej rotacji stanowisk, zaproponował mu fotel szefa dyplomacji. Zgodził się, ale postawił jeden warunek: raz w roku bez obstawy ochroniarzy może udać się na rosyjski Daleki Wschód na rafting. To powszechnie znana pasja Ławrowa.
Inne jego słabości to marlboro i lampka dobrego whisky, ewidentnie doświadczenie nowojorskie. Właśnie tak go zapamiętał wieloletni sekretarz generalny ONZ Kofi Annan, którego zamęczał miesiącami petycjami w sprawie zniesienia zakazu palenia w siedzibie organizacji. Sfrustrowany Ławrow miał nawet mówić kolegom z korpusu dyplomatycznego, że Annan „nie zasługuje na tę siedzibę”.
Ławrow trafiał też na pierwsze strony nowojorskich gazet. Głośno zrobiło się o nim w 1997 r. – w październiku policja zatrzymała jego limuzynę i choć Ławrow wywierał presję, policjant nie uległ, po prostu wyciągnął kluczyk ze stacyjki, naruszając immunitet dyplomatyczny. Ławrow publicznie potępił władze USA, wywołując skandal międzynarodowy. Miesiąc później na jego biurko trafiła oficjalna nota z przeprosinami z Waszyngtonu.
Czytaj też: Krótka historia rosyjskiej demokracji
Co ukrywa minister Ławrow?
W Nowym Jorku Ławrow spędził w sumie kilkanaście lat. Tu urodziła się jego córka Jekaterina – i była pierwszym dzieckiem rosyjskiego dyplomaty, które studiowało w USA, najpierw na nowojorskim uniwersytecie Columbia, potem politologię i ekonomię w Londynie.
O życiu prywatnym ministra, trzymając się tradycji radzieckiej, niewiele wiadomo. Ożenił się na trzecim roku studiów z Marią Aleksandrowną, która przez lata pracowała w bibliotece jednej z rosyjskich placówek. Mianem „Pani Ławrow” określa się jednak inną kobietę, z tego też powodu niedawno wybuchł skandal. We wrześniu 2021 r. portal IStories opublikował reportaż z cyklu „Ważne historie”, a strona Aleksieja Nawalnego wypuściła dokument pt. „Jachty, wzjatki [łapówki] i kochanka. Co ukrywa minister Ławrow?”. Autorzy twierdzili, że prowadzi podwójne życie i jest związany ze Swietłaną Poliakową, wieloletnią pracownicą MID. Kobieta do 2012 r. prowadziła restaurację „Konsul” w siedzibie Akademii Dyplomatycznej MSZ, a dziś jest właścicielką apartamentu o wartości szacowanej na 9,5 mln dol. w bardzo prestiżowej części Moskwy, niedaleko Muzeum Puszkina. Bardziej jednak oburzało to, że towarzyszyła Ławrowowi na koszt resortu w 60 oficjalnych delegacjach: od Francji przez Japonię po Singapur. Ani MSZ, ani Poliakowa nie komentowali tych rewelacji.
Ławrow znacznie częściej skupiał na sobie uwagę przez swoje niekiedy mało dyplomatyczne komentarze lub obcesowe traktowanie partnerów. Największa wpadka przytrafiła mu się w sierpniu 2015 r. – podczas wspólnej konferencji prasowej z szefem saudyjskiej dyplomacji Adelem al-Jubeirem, czekając na tłumaczenie arabskie, sprawdzał coś w telefonie, poprawiał okulary i bardzo nieparlamentarnie stwierdził pod nosem: „k..., co za debile!”.
Czytaj też: Putin przekroczył Rubikon. Sytuacja musi się rozwiązać w kilka dni
Kogo Ławrow ośmieszył
„To showman, który nie waha się użyć swego dyplomatycznego sztyletu” – tak ocenia Ławrowa Glenn Kessler, doświadczony dziennikarz i ekspert think tanku The Council on Foreign Relations w USA. Kiedy Rosja starała się doprowadzić do złagodzenia sankcji nałożonych na Irak przez USA na zamkniętym spotkaniu Rady Bezpieczeństwa, Ławrow miał usłyszeć od swojego amerykańskiego odpowiednika, że jego propozycja jest jak „restauracja, w której serwują robale w zupie”. Ławrow odparł na to bez wahania: „Nie prosimy was o pięć gwiazdek Michalin dla Iraku. Wystarczy Kentucky Fried Chicken”.
Sztylet wbija wszystkim tym politykom i dyplomatom zachodnim, którzy na to pozwalają. Kilka dni temu, podsumowując spotkanie ze swoją brytyjską odpowiedniczką Liz Truss, stwierdził, że była to rozmowa „głuchego z niemym”. To jednak nic w porównaniu z upokorzeniem, którego doświadczył w lutym 2021 r. Josep Borrell, szef unijnej dyplomacji, podczas pierwszej od aneksji Krymu wizyty na tak wysokim szczeblu w Moskwie.
Ławrow nie miał skrupułów – stał z nim ramię w ramię na wspólnej konferencji prasowej i oskarżył Unię o to, że jest niesolidnym partnerem, a Europejczyków o kłamstwa w sprawie otrucia Nawalnego. A na deser, w istocie podczas obiadu roboczego, Borrell dowiedział się, w dodatku z mediów, że jego gospodarze właśnie wydalają jako persona non grata trzech dyplomatów UE.
Nie tylko Borrell nie był przygotowany na ten rosyjski standard. To tym dziwniejsze, że Ławrow kieruje dyplomacją od 2004 r. – było dużo czasu, by przyswoić sobie kilka zasad. Po pierwsze, że Ławrow nie jest samodzielny. Jest trybikiem w systemie autorytarnego państwa. Wykonuje zadania zlecone mu przez Putina. Tworzą zresztą całkiem zgrany duet, nie wiadomo tylko, kto kogo uczy pogardy dla gości. Doświadczył tego niedawno prezydent Francji Emmanuel Macron, który po wylądowaniu w Moskwie nie doczekał się na protokolarne przywitanie, po półgodzinnym oczekiwaniu opuścił pokład i piechotą przeszedł do hali przylotów, a stamtąd udał się do ambasady. Naruszanie ceremoniału to w języku dyplomacji ostentacyjna zniewaga.
Czytaj też: Pull up, pull up! Dlaczego USA podniosły alert w sprawie Ukrainy
Rosyjska dyplomacja bez krawatów
Po drugie, rosyjską dyplomacją nie rządzi logika „win-win”, w której każda ze stron jest gotowa na jakieś ustępstwa, by osiągnąć kompromis. Ten z natury jest zgniły. Rosyjscy dyplomaci nauczeni są myślenia „kto kogo”?, bo polityka to dla nich przede wszystkim rywalizacja.
Po trzecie, państwa są zwycięskie albo frajerskie, jeśli ich dyplomaci okazują słabość. Wystarczy nie reagować na uszczypliwości Ławrowa lub nie ripostować w zawoalowany sposób. I najważniejsze: liczy się tylko siła. Dlatego z szacunkiem traktowani są ci, którzy nie wahają się rzucić Rosjanom wyzwania. To ich Ławrow będzie się starał oczarować dyplomacją „bez gałstukow” (bez krawatów). O ile nie było chemii pomiędzy nim a Hillary Clinton, a na Condolizę Rise działał jak płachta na byka, o tyle z Johnem Kerrym, sekretarzem stanu w administracji Baracka Obamy, ewidentnie nawiązał „bromans”. Nie jest w stanie odtworzyć takiej relacji z Antonym Blinkenem – a to przecież także administracja demokratów. Blinken jednak nie jest Kerrym, a Biden nie powtarza błędów Obamy.
18 lat na pierwszej linii dyplomatycznego frontu może zmęczyć. Nie jest więc tajemnicą, że Siergiej Ławrow marzy o emeryturze. Miał już nie raz prosić o nią Putina, lecz ten nie chce pozbyć się championa. Coraz częściej mówi się, że może go zastąpić wiceminister dyplomacji Siergiej Riabkow – ten sam, który kierował rosyjskim zespołem negocjatorów podczas ostatnich rokowań w Genewie. Tylko czy Riabkow zdoła być nowym Ławrowem?
Czytaj też: Rosja wysyła Ropuchy. Czy wojna zacznie się na morzu?