Świat

Bielana strachy na lachy. Czy Polska może wycofać się z Funduszu Odbudowy UE?

Europoseł Adam Bielan na konferencji prasowej z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. 7 lipca 2021 r. Europoseł Adam Bielan na konferencji prasowej z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. 7 lipca 2021 r. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Adam Bielan straszy wycofaniem Polski z Funduszu Odbudowy, ale to niemożliwe bez jawnego złamania międzynarodowego prawa. Natomiast Polska teoretycznie ma możliwości, by poprzeszkadzać UE m.in. w kwestiach budżetowych.

Spór dotyczy Krajowego Planu Odbudowy (KPO), który ma być podstawą naszych wydatków z postpandemicznego funduszu UE, czyli 23,9 mld euro dotacji oraz 12,1 mld euro tanich pożyczek (o pozostałe 22 mld pożyczek rząd może poprosić do 2023). Komisja Europejska latem 2021 zamroziła bardzo już bliskie sfinalizowania uzgodnienia z rządem Mateusza Morawieckiego, gdy okazało się, że Polska nie zamierza wdrażać decyzji TSUE w sprawie sądownictwa. Ten praworządnościowy impas trwa do dziś.

Rok 2022: wielkie wyzwania Europy. Czy głos Polski będzie się liczył?

Czego nie wie (albo nie chce wiedzieć) Adam Bielan

Adam Bielan, szef bliskiej PiS Partii Republikańskiej, straszył w tym tygodniu, że władze Polski „będą musiały podjąć jakąś decyzję, ewentualnie nawet o wycofaniu się z europejskiego planu odbudowy”. „Sytuacja, w której nie będziemy mogli korzystać ze środków, a jednocześnie je żyrujemy, jest oczywiście nie do zaakceptowania” – powiedział.

Szkopuł w tym, że rząd Morawieckiego (w 2020 r.) oraz parlament (w 2021 r.) w zasadzie zaakceptował sytuację, o której mówi Bielan, tj. podjął decyzje, na których pod względem prawnym bardzo solidnie zasadza się obecna sytuacja z KPO. Otóż: unijny budżet oraz Fundusz Odbudowy (jego kluczową częścią są pieniądze na KPO każdego z 27 krajów) opierają się na „Decyzji o zasobach własnych” (tzw. ORD). W przypadku zwykłego unijnego budżetu ORD zapewnia wpływy do wspólnej kasy (to głównie składki od członków wspólnoty), a w przypadku Funduszu Odbudowy budżet – właśnie za sprawą ORD – jest gwarantem dla pożyczek zaciąganych przez Komisję Europejską na rynkach kapitałowych.

Te gwarancje dla Funduszu Odbudowy są współmierne do składek (i mniej więcej do udziału w unijnym PKB), co oznacza, że Polska „żyruje” te środki w części znacznie mniejszej, niż z nich korzysta. Największym żyrantem są Niemcy, bo mają największy PKB w całej UE.

„Wycofanie się z Funduszu Odbudowy” byłoby nie tylko złamaniem przepisów (a zatem narażeniem się na kolejne sprawy w TSUE), lecz przede wszystkim zerwaniem umowy międzynarodowej 27 krajów, jaką jest ORD, ratyfikowanej przez 27 państw (w większości jak u nas za zgodą parlamentu krajowego) przy wymogu jednomyślności. Dlatego podobnie jak traktaty ORD stanowi część „prawa pierwotnego” Unii, a także ma – by użyć języka prawa krajowego – rangę prawa konstytucyjnego. Ponadto umowa ta, choć jest co siedem lat dostosowywana do potrzeb kolejnych unijnych budżetów, nie ma terminu wygaśnięcia. Utrzymuje się w mocy, dopóki nie zostanie znowelizowana jednomyślną, ratyfikowaną decyzją 27 krajów.

Czytaj też: Śniadanie Dudy z Macronem. Paryż wart mszy, Warszawa też

Taktyka PiS. Pieniędzy nie ma, a czas ucieka

Zerwanie polskich zobowiązań z tej umowy, na której podstawie w obecnej budżetowej siedmiolatce przewidziano dla nas ok. 130 mld euro dotacji z różnych funduszy, byłoby zatem złamaniem prawa międzynarodowego.

Przykład? W czasie najbardziej zaognionych sporów Brukseli z Londynem pojawiały się pogróżki takiego „dirty brexit” z zerwaniem zobowiązań odziedziczonych po członkostwie w UE. Cios w wiarygodność Wielkiej Brytanii (również w odniesieniu do rynków finansowych) byłby tak wielki, że ten scenariusz szybko schowano do szuflady. Londyn potwierdził, że ma 40–60 mld euro pobrexitowych wierzytelności wobec wspólnej kasy UE właśnie dlatego, że wynikały z umowy ORD ratyfikowanej przez Brytyjczyków.

Zamrożenie pieniędzy z Funduszu Odbudowy dla Polski i Węgier sprawia, że obecnej francuskiej prezydencji w Radzie UE towarzyszą ciche obawy, czy kraje te – rozeźlone zablokowaniem środków przez Komisję Europejską – nie zechcą utrudniać innych prac. Ryzyko to dotyczy m.in. pakietu reform związanych z kryzysem klimatycznym „Fit-For-55”, choć jednomyślności potrzeba tylko dla jednego z kilkunastu jego elementów (zmiany w Energy Tax Directive, bez której pakiet się nie zawali), a także minimalnej stawki CIT zgodnej z niedawnymi ustaleniami OECD (tu potrzeba konsensusu).

Zagrożenie wetem dotyczyłoby jednak wyłącznie dalszej perspektywy. Otóż Unia chciałaby w 2023 r. przyjąć (wymagające jednomyślności) przepisy o trzech nowych źródłach dochodów, które miałyby zasilać wspólną kasę i spłacać długi związane z Funduszem Odbudowy. Komisja Europejska już w grudniu zeszłego roku zaproponowała, by do ORD wpisać finansowanie wspólnej kasy za pomocą części dochodów z handlu emisjami CO2, z 75-proc. węglowej opłaty granicznej (CBAM) oraz opłat od wielkich firm międzynarodowych. Ale jeśli się nie uda, do przyjęcia CBAM i tak wystarczy tylko większość kwalifikowana w Radzie UE.

Ponadto Unia za około trzy lata wejdzie w kolejny cykl negocjacji budżetu, do którego trzeba jednomyślności. To jednak perspektywa zbyt odległa, by ratować polskie pieniądze z KPO bez praworządnościowych ustępstw. Aż 75 proc. KPO musi być bowiem rozpisane na projekty już do końca 2022 r. (reszta do końca 2023) – w innym wypadku nie ma mowy o wydaniu wszystkich środków do 2026 r. A brak pełnej „absorpcji” oznacza przepadek pieniędzy.

Czytaj też: Bruksela bierze się za TK Julii Przyłębskiej

Duda na ratunek?

Najnowszym krokiem Polski, którego celem jest m.in. odblokowanie KPO, jest projekt reform sądowych Andrzeja Dudy, o których prezydent rozmawiał w tym tygodniu z szefową KE Ursulą von der Leyen. Bruksela go nie skreśla. Wprawdzie reforma nie naprawiłaby sytuacji z neo-KRS i sędziami powołanymi z jej udziałem, ale dotyka wszystkich warunków (w tym likwidacji Izby Dyscyplinarnej) wskazywanych publicznie przez von der Leyen w kontekście KPO. Inicjatywa Dudy – o ile zarysowałaby się dla niej większość parlamentarna – daje zatem pewne szanse na odmrożenie negocjacji. Inna rzecz, że mało prawdopodobne jest zamknięcie postępowania z art. 7 wobec Polski m.in. bez uzdrowienia sytuacji z neo-KRS.

Czytaj też: Rząd PiS odmawia Unii i stawia na konfrontację

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną