Świat

Londyn i Berlin wzmacniają wschodnią flankę NATO

Minister obrony Niemiec Christine Lambrecht oglądała w Münster pokaz wyszkolenia elitarnej brygady pancernej i po raz pierwszy dała się przewieźć wozem bojowym. Minister obrony Niemiec Christine Lambrecht oglądała w Münster pokaz wyszkolenia elitarnej brygady pancernej i po raz pierwszy dała się przewieźć wozem bojowym. Fabian Bimmer / Reuters / Forum
Nie tylko Amerykanie zdecydowali się na pomoc sojusznikom na granicach Rosji. Wielka Brytania zwiększy swój kontyngent wojskowy w Polsce, a Niemcy na Litwie.

Z tych dwóch decyzji bardziej znacząca pod względem wojskowym i politycznym jest niemiecka, choć oczywiście w Polsce więcej uwagi zwracać będziemy na krok ogłoszony w Londynie. Przede wszystkim dlatego, że ma wymiar dwustronny. Sekretarz obrony Ben Wallace ogłosił decyzję o wysłaniu dodatkowych 350 żołnierzy do Polski w czasie wizyty ministra Mariusza Błaszczaka. Była to rewizyta – Wallace gościł u nas jesienią – i kolejna oznaka niezwykłego zbliżenia polityczno-wojskowego między krajami.

Zaowocowało ono teraz decyzją o ponaddwukrotnym zwiększeniu liczby żołnierzy Jej Królewskiej Mości na polskiej ziemi. 150 z nich tworzy kompanię rozpoznawczą lekkiej piechoty w wielonarodowym batalionie NATO w Bemowie Piskim, a w grudniu przyjechała dodatkowa setka specjalistów polowej inżynierii, żeby pomagać w budowie zapory na granicy z Białorusią.

Londyn–Warszawa, wspólna sprawa

Dodatkowy kontyngent 350 żołnierzy nie trafi do żadnej z istniejących grup; według polskiego ministra „ma operować na wschód od Wisły”. Błaszczak z zadowoleniem wita każdego nowego sojusznika w mundurze, jak wielokrotnie deklarował, chodzi mu nie tylko o liczbowe powiększanie sił zbrojnych, ale również o jak największą liczbę wojsk NATO na polskim terytorium. W ostatnim tygodniu najlepszą wiadomość otrzymał z Pentagonu, który jest w trakcie przerzutu 1700 spadochroniarzy do Rzeszowa i okolic (namiotowe miasteczko powstaje na lotnisku w Mielcu). Jeśli minister prowadzi jakiś licznik wojsk wysyłanych do Polski w czasie kryzysu między Rosją a Ukrainą, to po decyzji Brytyjczyków przebił on 2 tys.

Wielka Brytania uczyniła w ten sposób kolejny krok na rzecz umocnienia wojskowych związków z Polską. Od podpisania w grudniu 2017 r. traktatu o współpracy w zakresie obrony i bezpieczeństwa istniejąca już zbieżność poglądów Warszawy i Londynu w ramach NATO i systemu europejskiego uległa pogłębieniu. Udział brytyjskiej kompanii rozpoznawczej w wielonarodowej grupie bojowej NATO w Polsce był już przesądzony, ale zdecydowany na brexit rząd – wówczas Theresy May – rozpoczął poszukiwanie partnerów do większej współpracy na obrzeżach Unii i poza nią. Eurosceptyczny ton Warszawy dobrze rezonował z poglądami torysów, a Polskę i Zjednoczone Królestwo łączyły stanowcze poglądy na działania Rosji, dające się słyszeć jeszcze we wspólnej Unii na początku nowej fali rosyjskiej agresji i nasilone po ataku w Salisbury z użyciem bojowego środka chemicznego.

Trójstronny sojusz wypełnia się treścią

Uznawany za nieco ekscentrycznego polityka Boris Johnson, następca May, jeszcze bardziej akcentuje samodzielność strategiczną Zjednoczonego Królestwa w ramach promowanej przez siebie koncepcji Globalnej Brytanii. Porozumienia obronne takie jak z Polską idealnie się w nią wpisują. W czasie niedawnej wizyty premiera Morawieckiego w Londynie posunął się do stwierdzenia, że Polska to najbliższy europejski sojusznik Brytanii w NATO.

Szkoda, że powiedział to tylko polskim dziennikarzom, sojusznicy z Francji byliby zainteresowani. Johnson jednak nie spuszcza z tonu, niedawno zaproponował trójstronne porozumienie brytyjsko-polsko-ukraińskie, nazwane nawet przez Ukraińców sojuszem. Podjęta w kontekście rosnącego rosyjskiego zagrożenia decyzja o wysłaniu do Polski dodatkowych żołnierzy od razu sprawia, że ten „sojusz” zaczyna się wypełniać konkretną treścią.

Podkast: W co z nami grają Rosjanie? Będzie wojna?

Niemcy się przełamały

Ale w kontekście całej europejskiej układanki dyplomatyczno-wojskowej znacznie bardziej liczy się decyzja ogłoszona w Berlinie. A tak naprawdę w Münster, gdzie z wizytą u czołgistów była w poniedziałek minister obrony Niemiec Christine Lambrecht. Ubrana w wojskową kurtkę, oglądała pokaz wyszkolenia elitarnej brygady pancernej i po raz pierwszy dała się przewieźć wozem bojowym. W takim anturażu wydała oficjalny komunikat o wysłaniu 350 żołnierzy Bundeswehry do wielonarodowej grupy bojowej NATO na Litwie.

Niemcy od 2017 r. są krajem wiodącym tego wzmocnionego batalionu i utrzymują w nim kontyngent liczący 650 osób. Do tej pory w misji uczestniczyło 9 tys. wojskowych. Teraz ma ich być ponad połowę więcej. Niemcy powiększą swój wkład w siły NATO do niemal tysiąca, co sprawi, że cała grupa bojowa urośnie do 1600 żołnierzy. Rzecz jednak nie w liczbach, lecz w tym, że Niemcy się przełamały.

Berlin do tej pory był hamulcowym pomocy wojskowej dla Ukrainy i zasłaniał się zakazem eksportu uzbrojenia do krajów objętych kryzysami. Ostatecznie wysłał 5 tys. hełmów i zadeklarował gotowość wysłania szpitala polowego w ramach wsparcia dla Kijowa. Wzmocnienie kontyngentu w misji NATO na Litwie jest decyzją podjętą w ramach Sojuszu, a nie poza nim, ale sygnalizuje zmianę podejścia. Bezpośrednie dozbrojenie Ukrainy nadal nie będzie możliwe, ale dzielenie się obowiązkami w związku z zagrożeniem – jak najbardziej.

Niemcy wciąż chcą uchodzić za sojusznika wiarygodnego, choć podjęły polityczny wybór o pozostawaniu w tyle, jeśli chodzi o wydatki obronne, i wzbraniają się przed nadmierną „militaryzacją” polityki zagranicznej. A jednak w zeszłym roku wysłały fregatę w długi rejs do Japonii, wypełniły najwięcej dyżurów w sojuszniczych misjach patroli powietrznych nad Bałtykiem i Morzem Czarnym, a w przyszłym roku po raz trzeci będą stać na czele sił natychmiastowego reagowania NATO. Minister obrony oglądała w Münster szykowany do tej misji sprzęt pancerny, niemiecka brygada VJTF ma być wyposażona w nowe wozy i w pełni ucyfrowiona.

Wilczak: Uzbrojeni, dziwnie spokojni. Ukraińcy w obliczu wojny

Co zrobi Francja?

Po deklaracjach Zjednoczonego Królestwa i Niemiec wszystkie oczy zwrócone są ku Francji. Największa potęga wojskowa kontynentalnej Europy zadeklarowała dwa tygodnie temu, że gotowa jest wysłać tysiąc żołnierzy do Rumunii i pomóc przekształcić wielonarodową misję szkoleniową tFP w bojową eFP na wzór tych w krajach bałtyckich i Polsce. Zapowiedź padła z ust minister obrony Florence Parly, ale we Francji decyzje o użyciu wojska za granicą podejmuje – a jakże – prezydent republiki.

Emmanuel Macron tymczasem bawi w Moskwie i zapewne będzie chciał wykorzystać kwestię wojskową jako instrument nacisku lub kartę przetargową w negocjacjach z Władimirem Putinem. Czy od postępów uzależni wzmocnienie NATO? Nie wypowiadał się o tym przed wyjazdem, na razie z Rosji nic na ten temat nie słychać.

Czytaj też: Wojna u polskich granic. Czy mamy odpowiednie procedury?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną