Polski premier był niedawno w Madrycie na zaproszenie Santiago Abascala, przywódcy skrajnie prawicowej partii Vox. Obok niego, niczym na szkolnej fotografii, w stolicy Hiszpanii ustawili się Viktor Orbán i Marine Le Pen. Można by uznać, że gości dobrano w sposób wręcz karykaturalny, jakby ich wspólne zdjęcia miały stanowić ilustrację książki o europejskim nacjonalistycznym populizmie. Tym razem zabrakło wprawdzie wpisujących się w ten nurt włoskich polityków: Matteo Salviniego z Ligi czy Giorgii Meloni z Braci Włoskich (reprezentowały ich mniej znane postacie). Stawiły się za to delegacje z Wolnościowej Partii Austrii i prawicowego planktonu: bułgarskiego Ruchu Narodowego, belgijskiego Interesu Flamandzkiego, Związku Chrześcijańskich Rodzin na Litwie. Porównanie do szkolnej sesji zdjęciowej nie jest zresztą przesadzone, sam Morawiecki skwitował to spotkanie słowami: „dobrze być wśród przyjaciół”.
Żeby jednak międzynarodowy kontekst tego spotkania wybrzmiał odpowiednio mocno, każdego z jego protagonistów trzeba do tablicy wywołać osobno. I zapytać o stosunek do Rosji, Władimira Putina i możliwej inwazji na Ukrainę. Potępiają ją rzecz jasna prawie wszyscy z Morawieckim na czele. Ale poza ogólnikowymi deklaracjami nie dzieje się nic. Jak zauważył niedawno Sławomir Sierakowski na łamach „Polityki”, Polska jest jedynym krajem w tej części świata, gdzie nie toczy się żadna pogłębiona dyskusja na temat sytuacji na ukraińsko-rosyjskim pograniczu. Głosu nie zabierają ani politycy najwyższego szczebla, ani ludzie z analitycznego zaplecza rządu.
Sikorski: Co kryzys odsłania
Morawiecki fantazjuje o sojuszach
To ostatnie jest zresztą tak upolitycznione i ogarnięte intelektualnym marazmem, że łatwo zapomnieć o jego istnieniu. Afera mailowa odsłoniła obraz polskich władz jako środowiska chorobliwie skupionego na swoim wizerunku. Wszystkie siły rzucono na budowanie odpowiedniej narracji w i tak działających na zlecenie PiS mediach państwowych. Polakom sprzedaje się propagandę i kreuje im alternatywną rzeczywistość. Gdyby ktoś słuchał tylko rządzących i pochłaniał tylko TVP Info, spałby spokojnie, przekonany, że nie czeka nas żadne zagrożenie, a wokół Polski nie dzieje się teraz nic. A już na pewno nie grozi nam żaden wielki kryzys geopolityczny.
Już samo trzymanie obywateli w nieświadomości jest z definicji działaniem na szkodę państwa. Morawiecki jednak pryncypia swojej polityki krajowej wiernie odzwierciedla w dyplomacji. Spotyka się – i snuje fantazje o sojuszach – z ugrupowaniami, które swoje programy piszą praktycznie w zgodzie z geopolityczną strategią Kremla. Komplementuje polityków, którym udokumentowano związki (również finansowe) z otoczeniem Putina. Oczywiście wszystko to pod przykrywką mdłej narracji o konserwatywno-soweranistycznej reformie Unii Europejskiej, powrocie do bliżej nieokreślonych korzeni narodowych i tradycyjnych wartości.
Skutki tych działań są jednak zupełnie inne. I bardzo poważne. Stawiają bowiem rządzoną przez PiS Polskę w gronie państw tak strategicznie bliskich Rosji, że dotychczasowi sojusznicy, na czele z USA, mogą stracić zaufanie do Warszawie i przestać informować ją o swoich planach.
Abascal pręży muskuły
Przyjazd do Madrytu na zaproszenie Abascala sam w sobie jest afirmacją polityki Putina. Morawiecki był gościem człowieka, który działań Kremla nie potępił publicznie ani razu (mimo że w Hiszpanii o groźbie inwazji mówi się całkiem sporo). Vox to partia skrajnie prawicowa, która wzięła się z rozczarowania działaniami monopolizującej wcześniej hiszpańską prawą stronę Partii Ludowej (PP). W Vox znaleźć można gospodarczych neoliberałów, apologetycznych wobec dyktatury frankistów, którzy przenieśli się tam z PP, przeciwników reżimu sanitarnego (nazywających siebie wolnościowcami) i silną frakcję antyaborcjonistyczną.
Santiago Abascal garściami czerpie z iberoamerykańskiej tradycji przywództwa w stylu Caudillo, lidera silnego, występującego często w wojskowym mundurze, gotowego ponieść za ojczyznę najwyższą cenę. W jej imię można poświęcić wszystko, a już na pewno instytucje i procesy demokratyczne. Caudillo to kwintesencja męskości, co zresztą u Abascala widać wyraźnie. Jego wizerunek publiczny składa się z płomiennych występów na wiecach, zdjęć z poważną miną podczas jazdy konnej, zafrasowanego w trakcie wycieczek górskich czy prężącego muskuły na treningach sportów walki. Tutaj o porównania z Putinem aż się prosi.
Abascal odżegnuje się od nich, podkreślając, że z prezydentem Rosji nie łączą go żadne bezpośrednie stosunki. Pytanie tylko, czy muszą. Lider Vox zaznacza, że z Putinem nigdy się nie spotkał, choć otrzymał zaproszenie na spotkanie z nim w cztery oczy. Odmówił, jak sam twierdził, „na wszelki wypadek”. Dziś Vox jest jedyną hiszpańską partią głównego nurtu, która otwarcie nie potępiła ofensywnej polityki Rosji wobec Ukrainy. Z jednej strony jej politycy mówią dużo o Ukrainie jako kraju suwerennym, z drugiej – wygłaszają kontrowersyjne opinie o „konieczności znalezienia nowej formuły dialogu Brukseli z Moskwą”, do czego wzywał europoseł partii Hermann Tertsch.
Czytaj też: Młodzi Hiszpanie tęsknią za tym, co było
Poglądy z podręcznika Kremla
Do zajęcia jednoznacznego stanowiska w tej kwestii wezwał polityków Vox lider PP Pablo Casado, podkreślając, że wszystkie inne formacje już się opowiedziały po stronie demokracji, liberalnych wartości Zachodu i ukraińskiej suwerenności. Poparły zarazem stanowisko rządu Pedro Sáncheza. Abascal trwa za to w swojej ambiwalencji, jak stwierdził Casado: „po prostu jest przeciwnikiem wojny”. W domyśle: Vox nie poprze może głośnej zbrojnej inwazji, ale w gruncie rzeczy nie będzie miał nic przeciw, jeśli Rosja zajmie kolejny kawałek Ukrainy po cichu, za pomocą działań hybrydowych, bez wielkiego konfliktu. Abascal to wyśmiał. Odpowiedział, że nic go z Rosją nie łączy, a zdjęcie z Putinem ma akurat nie on, lecz Jose Maria Aznar, były premier Hiszpanii z ramienia PP.
Na co dzień Vox prezentuje jednak poglądy niemal wyciągnięte z podręcznika Kremla. Partia jest głównym ośrodkiem hiszpańskiego ruchu pro-life, a narrację antyfeministyczną realizuje zgodnie z ideologią Światowego Kongresu Rodzin, amerykańskiej organizacji katolickiej blisko związanej z Putinem i jego akolitami. Vox oskarża m.in. rząd PSOE o „miliardowe” dotacje na rzecz ruchów feministycznych (liczba zawyżona co najmniej tysiąckrotnie), chce walczyć z dyskryminacją mężczyzn i tradycyjnego modelu rodziny, a na forach jej sympatyków można przeczytać nawet historie o materiale genetycznym pobieranym na potrzeby in vitro, który korporacje przerabiają na kosmetyki. Co ciekawe, artykuły apologetyczne na temat działań Vox w kwestiach (anty)równościowych można przeczytać i w polskich mediach, m.in. w „Rzeczpospolitej”.
Szostkiewicz: Tak, premierze Morawiecki, warto być przyzwoitym
Le Pen się odwdzięcza
Vox i Abascal byli warci większej wzmianki, bo w gronie uczestników madryckiej konferencji są najmniej w Polsce znani. Inaczej niż dobrze rozpoznawalna Marine Le Pen. Kiedy w grudniu przyjechała do Warszawy na zaproszenie PiS, przy okazji wydarzenia podobnego do tego z Madrytu, udzieliła wywiadu – nomen omen – „Rzeczpospolitej”, w którym powiedziała, że Ukraina należy do rosyjskiej strefy wpływów. Jej deklaracje miały być zresztą główną kością niezgody w Madrycie. Le Pen nie wypowiadała się oficjalnie, zasłaniając się negocjacjami prowadzonymi z Putinem przez Macrona, w które „nie chce ingerować”.
Nie jest jednak tajemnicą, że z Moskwą jej po drodze. W 2014 r. Front Narodowy, któremu przewodziła, dostał 10 mln euro kredytu na wyjście z długów i funkcjonowanie, udzielony przez mało znany rosyjski bank. Banku nie było już cztery lata później, bo zbankrutował, jego prezesa szukano listem gończym. Mimo to Front Narodowy spłacał 165 tys. euro raty raz na kilka miesięcy. Joshua Kirschenbaum, analityk German Marshall Fund, cytowany przez „Washington Post”, ocenił, że pożyczka tego typu jest standardowym narzędziem wywierania przez Rosję wpływu na zagraniczne organizacje. I nie ma możliwości, żeby operacji udzielenia kredytu Le Pen nie autoryzował osobiście Putin.
Le Pen odwdzięczała się jak rasowa propagandystka, broniła nawet okupacji Krymu. W identyczne tony uderzał swego czasu Matteo Salvini, w Madrycie nieobecny (Ligę reprezentował europoseł Paolo Borchia). Jeszcze jako wicepremier i szef MSW powiedział w wywiadzie dla „Washington Post”, że aneksja półwyspu była zgodna z prawem, bo nastąpiła po legalnym referendum. On też, choć temu zaprzecza, miał pożyczać od Kremla pieniądze. W tym przypadku kredytodawcą, jak donosił w 2019 r. portal BuzzFeed, były koncerny naftowe, a Salvini z poukrywanych w gęstej sieci transakcji środków miał sfinansować swoją kampanię do Parlamentu Europejskiego.
Dziś już nie on, a Giorgia Meloni z Braci Włoskich jest twarzą włoskiej skrajnej prawicy. W 2018 r. gratulowała Putinowi zwycięstwa w wyborach, a na Facebooku pisała, że „wola rosyjskiego narodu była jednoznaczna” – to tylko jeden z wielu podobnych wpisów. W przeciwieństwie do Salviniego nigdy nie dała się złapać za rękę. Nie podsłuchano jej rozmów, nie szukano dokumentów na finansowanie partii rosyjskimi pieniędzmi. Może dlatego, że jest ostrożniejsza. A może nie miała po prostu okazji. Salvini z Putinem spotykał się twarzą w twarz, bo był wicepremierem Włoch, Meloni na takie zaszczyty musi jeszcze poczekać.
Czytaj też: Niemiecki spór o Rosję. Kto jest bohaterem, a kto ofiarą
Krąg przyjaciół Putina
Paczkę zamyka Viktor Orbán, którego też nie trzeba przedstawiać. Polityk dba, żeby co do jego strategii w polityce zagranicznej nie było większych wątpliwości. Kilka dni po szczycie w Hiszpanii był już w Moskwie, gdzie Putin praktycznie namaścił go na kolejną kadencję w roli premiera Węgier. Orbán od lat sprawnie nawiguje między Kremlem a Unią, przesuwając stopniowo granice tego, co we wspólnocie jest tolerowane. Choć liberalna część UE nieustannie go krytykuje, konsekwencje ideologicznego zbliżania się do Rosji spotykają go stosunkowo rzadko. Orbán w ostatnich latach wydaje się nawet nieco znudzony europejską polityką, ambicje ma wyraźnie większe, globalne. Dlatego zacieśnia więzi z trumpowską prawicą w USA. W 2021 r. na występy gościnne do Budapesztu przyjechali m.in. były wiceprezydent Mike Pence i eksprokurator generalny Jeff Sessions. W lipcu wywiad z Orbánem przeprowadził zaś Tucker Carlson, bodaj najbardziej rozpoznawalna twarz kanału Fox News. Premier Węgier dostał sporo miejsca na antenie, jego twarz przez tydzień widniała w czołówce programu Carlsona. A za wszystko odpowiadał Rod Dreher, ultrakatolicki publicysta, zwolennik Trumpa, który od miesięcy rozkręca coś na kształt ambasady amerykańskiej alt-prawicy w Budapeszcie.
Dopiero tak szczegółowa analiza „przyjaciół” polskiego premiera pokazuje, że to krąg polityków sprzyjających Kremlowi. Nie trzeba bowiem otwarcie popierać Putina, żeby realizować jego geopolityczne cele. A to właśnie robią Abascal, Orbán, Le Pen. Mateusz Morawiecki, uczestnicząc we wspólnych imprezach i nie krytykując ich stanowisk, właśnie wszedł do tego grona.
Czytaj też: Jak odspawać Orbána? Przełomowe wybory na Węgrzech