Jako młoda dziewczyna przeczytała „Doktora Żywago” Borysa Pasternaka i zapragnęła nauczyć się rosyjskiego. Wówczas jedynym sposobem na wakacje w ZSRR był udział w międzynarodowych komsomolskich obozach letnich. Była na nich dwa razy, w tym w Jałcie na Krymie, stąd nieźle mówi po rosyjsku.
Propagandowe wykłady i śpiewanie „Międzynarodówki” nie odwiodły jej od zadania powierzonego przez religijne liceum francuskie: prób rozdawania Biblii rosyjskim dysydentom. „ZSRR, drugie mocarstwo świata, to były toalety na kucki i wyroby czekoladopodobne. I cenzura. Nikt o Borysie Pasternaku nie słyszał” – wspominała po latach.
Pécresse wciąż jest zafascynowana Rosją, ale zupełnie inaczej niż poprzedni kandydat jej partii – Republikanów – na prezydenta, były premier François Fillon, który doradza rosyjskim oligarchom i zasiada w rosyjskich radach nadzorczych. Lata później, już jako minister we francuskim rządzie, powiedziała, że Władimir Putin brał ją za ważnego szpiega, gdyż uważał, że „nie można być z prawicy i mówić po rosyjsku”. Widać, na jakie formacje Putin we Francji stawia.
Plisowana spódniczka
Dlatego 54-letnia dziś Valérie Pécresse czuje misję zawrócenia francuskiej centroprawicy znad politycznej przepaści, w którą spychają ją z jednej strony bardziej radykalna konkurencja, a z drugiej Emmanuel Macron. Pod koniec ubiegłego roku niespodziewanie wygrała prawybory prezydenckie u Republikanów. Ale jeszcze większym zaskoczeniem były jej pierwsze wyniki sondażowe – od razu trafiła na drugie miejsce, a niektóre badania dawały jej nawet zwycięstwo nad Macronem w drugiej turze wyborów.
Pécresse straciła już „efekt świeżości” i dziś sondaże ma nieco gorsze.